wtorek, 30 kwietnia 2013

Z wiatrem i pod wiatr

Nie oszukujmy się, każdy ma takie miejsce, do którego lubi wracać na przekór temu, jakby daleko ono nie było. Dla mnie to szczególne miejsce leży mniej więcej 60 kilometrów od domu, na wysokości 400 metrów nad poziomem morza, czyli jak nie trudno się domyśleć jest to Góra św. Anny. A tak się składa, że w głowie miałem kilka spraw, które wymagały przemyśleń i "babcinej pomocy" św. Anny, postanowiłem więc niezależnie od przeciwności w końcu Ją odwiedzić. Spakowałem więc w kieszenie swoje problemy i prośby bliskich, a do sakwy bardziej przyziemną strawę i niezbędnik tego, co na rowerze przydać się może.

wtorek, 23 kwietnia 2013

O krok od celu

Dwa lata to spory kawałek czasu, w którym nie jedna rzecz potrafi ulec destruktywnemu wpływowi otoczenia. W przypadku mojego roweru - Morfiny - awarii ulegały kolejne elementy tej skomplikowanej układanki, a pierwsze i najbardziej awaryjne od zawsze były dętki. Dużo by tu wspominać, że pierwszego kapcia złapałem już pierwszego dnia, gdy wsiadłem na zupełnie nowy rower, zaledwie kilkaset metrów od domu. Później kolejno posłuszeństwa odmówiły hamulce, które zastąpiły hydrauliczne, na początku zaś roku linka przedniej przerzutki, która przed wymianą trzymała się już na dwóch ostatnich włosach.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Zdążyć na maj

"To był dobry dzień, taki, co zdarza się czasem" nuciłem cicho wracając łamiącym stereotyp brudnego i spóźnionego PKP Elfem Kolei Śląskich. Przyjemna podróż w wiosennym słońcu z miejsca, w którym się dziś obudziłem, do swojej codzienności, która wcale nie wydawała się dziś tak szara i przytłaczająca, jak zwykle. Wiosna za oknem i w sercu, takie duchowe katharsis w skali makro, które od poniedziałku będzie już tylko miłym wspomnieniem.

piątek, 12 kwietnia 2013

I znów się kręci

Poranny deszcz wg. naszego zamówienia zmienił się szybko w słoneczne i wyjątkowo ciepłe, piątkowe popołudnie - tak, Zabrzańska Masa Krytyczna tym razem mocno się postarała, co niewątpliwie przełożyło się na piękną frekwencję, czyli niemal pół setki uśmiechniętych rowerzystów. Wraz więc z Agą i Jankiem ruszyliśmy na pl. Wolności przywitać się z tym zacnym gronem i chwilę później ruszyć ze wszystkimi w niemałym peletonie ciesząc się fantastyczną pogodą i doborowym towarzystwem. Zresztą, co tu dużo się rozpisywać - koniecznie przyjedźcie za miesiąc sami się przekonać, jak przyjemnie można się bawić zwyczajnie jadąc głównymi ulicami miasta gdy nad bezpieczeństwem czuwają zabrzańscy policjanci.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Kolej na wiosnę

Wiosna nie potrafi się zdecydować, czy nadejść, czy nie, postanowiłem więc wziąć sprawy w swoje ręce. Znaleźć kogoś chętnego do wspólnego, krótkiego wypadu po okolicy było wyjątkowo trudno, ostatecznie jednak Janek uległ namowom i ruszył się, by solidarnie brnąc przez błotniste ścieżki odnaleźć jakiś dowód na to, że kalendarz faktycznie nie kłamie i jest już kwiecień, a nie późny listopad lub luty.
Pobliskie stawy przywitały nas głębokim błotem i podtopionymi łąkami, na które z góry łypał zdezorientowany bocian, który co jakiś czas energicznie przekładał kolejne gałązki w swoim gnieździe. My natomiast dobrnęliśmy jakoś do asfaltu i ruszyliśmy w stronę wiaduktu, a później dalej, przez Biskupice w stronę koksowni Jadwiga i tamtejszego dużego przejazdu kolejowego, gdzie spędziliśmy kolejne kilkanaście minut, których niech podsumuje kilka kiepskich zdjęć z telefonu...
"Prosiaczek" ET22-2011 w barwach PKP Cargo

Bardzo ciekawy skład: ST44-1203 (Cargo), 3E/1M-368 (barwy DLA Wrocław, wypoż. przez Kolprem), TEM2-034 (Kolprem) - cała trójca "na chodzie", czyli spalinowóz, elektrowóz i spalinowóz. Pierwszy raz widzę taki układ ciągnący pełne węglarki.

SA138-005C (Newag 220M/221M, barwy Kolei Śląskich - relacja Bytom-Gliwice)

Klasyka gatunku - "Gagarin" M62-1292 w klasycznych barwach Rail Polska

piątek, 5 kwietnia 2013

Gdzie jest wiosna?

"Wiosna" to słowo, które z coraz większym wytęsknieniem powtarza coraz większe grono osób, a już chyba najczęściej grono miłośników dwóch kółek, którym pozostaje na pocieszenie oglądać w niedzielę wyścig Paris - Roubaix. Na szczęście jest jeszcze w miesiącu kilka pretekstów, by nawet w najgorszą pogodę porwać się na szaleństwo i wsiąść na rower. Dziś był właśnie taki pretekst - Gliwicka Masa Krytyczna. Umówiłem się zatem z Piernikiem by odkurzyć nasze jednoślady i upstrzyć je odrobiną pośniegowego błota.
Start nie należał do przyjemnych, bo okazało się, że z moich dętek systematycznie znika powietrze, czego przyczyny jeszcze nie znalazłem. Wypad zaczął się więc od pompowania kółek tak, by móc dojechać na pierwszą stację benzynową i tam już osiągnąć pożądane minimum 3,5 atmosfery. Następny przystanek zaledwie kilometr dalej, by odebrać od Kubusha kilka drobiazgów, o których więcej innym razem, by chwilę później ruszyć już z kopyta w stronę Gliwic zgarniając po drodze Skuda. 
Na miejsce dotarliśmy z bezpiecznym zapasem czasu dzięki całkiem przyzwoitej prędkości jaką rozwijaliśmy jadąc dla odmiany głównymi arteriami miasta. Na pl. Krakowskim czekało już całkiem sporo rowerowych zapaleńców, przywitaliśmy się wiec z wszystkimi po czym ruszyliśmy ponad dwudziestoosobowym peletonem w nietypową dla odmiany trasę wokół Gliwic.
Świetna atmosfera towarzyszyła nam przez cały przejazd, a nawet dłużej, gdy po przyjeździe urządziliśmy sobie jeszcze krótką bitwę na śnieżki. I niech mi ktokolwiek powie, że nie warto było wyrwać się na chwilę z domu na rower...
Zdjęcia dzięki uprzejmości Goofy'ego.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Od cywilizacji uciec na chwilę

Gdy znajomym zaczynają w domu płakać dzieci, a przynajmniej jedna maleńka i urocza istota, a innym czas ogranicza rytm powrotów z pracy z jednej i rozsądna godzina położenia się spać z drugiej strony, trzeba ratować się szybkimi spacero-marszami i śladowymi ilościami tego, co się lubi. Zatem dziś wybraliśmy się na intensywny spacer do lasu pod pretekstem wyprowadzenia Mony - husky Kubusha.
Zebraliśmy więc cały nasz minimalistyczny "survival pack", czyli kuchenki z demobilu, kubek, wodę i pakiet deserowy z francuskiej racji żywnościowej, aby choć dziesięć minut móc cieszyć się absolutnym brakiem cywilizacji i możliwie niewielką ilością telefonów ze świata zewnętrznego. Telefonów jednak uniknąć się nie dało, a przejaw cywilizacji słychać było z oddali, nie mniej pójście w ślad za sarnami zaowocowało znalezieniem naprawdę dobrego miejsca do obserwacji niemal całego lasu wokół, samemu będąc dobrze ukrytym przed wzrokiem nieproszonych gości.
Od lewej:  ESBIT, kuchenka Armii Szwajcarskiej, oraz mikro z francuskiej racji.
Rozłożyliśmy nasz minimalistyczny sprzęt i testowo postanowiliśmy zmierzyć czas, jaki zajmie doprowadzenie wody do wrzątku na trzech różnych kuchenkach w wersjach minimum. Bezsprzecznym faworytem byłaby tu kuchenka gazowa, my jednak celowo jej nie zabraliśmy.
Wygrała więc żelowa kuchenka polowa Armii Szwajcarskiej z wynikiem około 5 minut. Z ciekawszych obserwacji: tak, metalowa puszka też się nagrzewa, oraz tak, jest niestabilna gdy zapada się w śniegu, oraz tak, w ogóle jest niestabilna.
Drugie miejsce przypadło kuchence polowej Kocher ESBIT BW z paliwem stałym w formie tabletek, sztuk dwie. Tu wielkim atutem jest kompaktowy rozmiar - cała konstrukcja złożona, z dwudziestoma tabletkami wewnątrz jest wielkości paczki papierosów. Konstrukcja jest też bardzo stabilna.
Ostatnie zaś miejsce przypadło konstrukcji z francuskiej racji żywnościowej - wygiętej blaszce, która pozostaje już w tej formie "na zawsze", przez co zajmuje sporo miejsca, a krawędziami zaczepia o wszystko wokół. Zapalona tabletka paliwa stałego sprawiła, że konstrukcja zapadła się w śniegu, a roztopiony śnieg zgasił paliwo - trzeba było się ratować ustawieniem konstrukcji gdzieś wyżej.
Wnioskiem pobocznym była wyższość kubka "za cztery złote" ze stali nierdzewnej nad aluminiowym, który odprowadzał ciepło szybciej, niż kuchenka była w stanie je wytworzyć, przez co woda z ledwością się zagotowała. Bogatsi o te wnioski ruszyliśmy żwawo ku siedzibom ludzkim, płaczącym dzieciom, dzwoniącym telefonom i hałasem ulic snując kolejne plany kolejnej, przynajmniej godzinnej eskapadzie z dala od cywilizacji.