sobota, 13 września 2014

Trawipol II - dawny Linodrut

Zabrze swoje lata świetności zawdzięcza, jak wiele śląskich miast, górnictwu. Jednak las sterczących kominów w panoramie miasta to nie tylko zasługa kopalń i koksowni, ale i wielu innych, potężnych zakładów. Nasze miasto wiele zawdzięcza właśnie takim przemysłowym potworom, dzięki którym mieszkańcy mieli prace, a zakłady prócz swoich siedzib, kolejnych hal i kominów budowały dla swoich pracowników wspaniałe osiedla.
Spośród wielu zakładów jeden zdaje się wyróżniać niejako wrastając w ścisłe centrum, przylegając i rozrastając się wzdłuż linii kolejowej Wrocław-Katowice. To oczywiście ogromne zakłady znane jako Linodrut, a dziś funkcjonujące pod nazwą Trawipol II. Wielu mieszkańców pamięta jeszcze potężne hale i przyzakładową wierzę ciśnień, która poniekąd symbolizowała potęgę zakładu, który ją posiadał.
Tradycja zakładu sięga 1855 roku, kiedy to majster powroźniczy Adolf Deichsel utworzył zakład produkujący liny konopne. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę i już wkrótce rozpoczęła się także produkcja lin stalowych. Prawdziwie przełomowe okazało się jednak pierwsze zamówienie kopalni Królowa Luiza, które otwarło Deichselowi drogę do kolejnych dochodowych kontraktów z lokalnymi kopalniami. Wynajęte pomieszczenia nad Kanałem Kłodnickim okazały się niewystarczające, więc konieczne okazało się znalezienie ternu dla fabryki z prawdziwego zdarzenia. Wybór padł na Koppstraße (ul. Armii Krajowej). 
W stale rozrastającym się wzdłuż szlaku kolejowego zakładzie uruchomiona zostaje w 1899 roku wytwórnia drutu z hartownią i czyszczalnią, natomiast trzy lata później nowoczesne cynkowanie elektrolityczne i ogniowe. Bardzo szybko fabryka może pochwalić się też swoistymi rekordami, jak na przykład wyprodukowanie w 1905 roku dla kolei wiszącej w Norwegii 22 kilometrowego odcinka liny drucianej, czy trzydziesto-tonowej liny o sile nośnej 300 t.
O potędze świadczyło też posiadanie przez zakłady własnej cegielni, bocznicy kolejowej, domów mieszkalnych dla pracowników, kasy chorych i emerytalnej a nawet kasyna. W 1920 roku wybudowano studnię i wierzę ciśnień o wydajności 0,5 tys. m³  na pokrycie tylko własnych potrzeb fabryki napędzanej nowoczesnymi, parowymi maszynami. Firma zapewniała swoim pracownikom także atrakcyjne spędzanie czasu wolnego - powstał związek śpiewaczy, gimnastyczny i sportowy, natomiast w 1909 roku założono fabryczny klub piłkarski SV Deichsel, którego zawodnicy rozpoznawani byli po żółtych koszulkach z dużą literą "D" na piersi.
Czarne chmury zgromadziły się nad zakładem, gdy został niemal doszczętnie ograbiony z parku maszynowego przez sowiecką armię. W 1945 roku już w polskich rękach wznowiono produkcję na zakupionych maszynach, a dopiero w 1972 roku na bazie zakładu w Zabrzu utworzono Śląskie Zakłady Lin i Drutu "Linodrut" Zabrze, którego nazwę znamy po dziś. W skład Linodrutu wchodziły zakłady w Zabrzu, Sosnowcu, Bytomiu i Wałbrzychu, jednak zmiany polityczne i gospodarcze doprowadziły w latach 90-tych do usamodzielnienia się poszczególnych zakładów. Zabrzański oddział przed upadkiem uratował prywatny inwestor. Względy prawne nie pozwoliły jednak na powrót do zakorzenionej w nie tylko lokalnej świadomości nazwy, dlatego dziś produkcję kontynuuje się pod nazwą Trawipol II Sp. z o.o. Zabrze
Niestety, jak wiele przedsiębiorstw, z zabrzańskiego Linodrutu także niewiele zostało. Po przekroczeniu bramy przeraża ogromny, pusty plac, na którym stały niegdyś hale i magazyny. Mimo odniesionych ran i ogromnej konkurencji firma nadal działa i bazując na doświadczeniu Adolfa Deichsela nadal produkuje liny stalowe i konopne - i oby jak najdłużej, bowiem to prawdziwe przemysłowe dziedzictwo Zabrza, czyli doskonałe miejsce, które można było odwiedzić z okazji Europejskich Dni Dziedzictwa.

























6 komentarzy :

  1. Moja najlepsza żona, która lata dzieciństwa spędziła w bloku sąsiadującym z Linodrutem, opowiadała mi kiedyś historię dziur w oknach hali produkcyjnej znajdującej się wzdłuż ulicy Armii Krajowej. Przez długi czas myślałem, że liczne uszczerbki w luksferach są wynikiem dewastacji, a tymczasem okazało się, że to efekt pracy maszyn, z których wg lokalnych wierzeń, co jakiś czas odrywała się jakaś śruba czy sprężyna i z impetem rozbijała twarde szkło. W latach świetności zakładu ponoć strach było przechodzić pod murami tejże hali. Teraz wiele z tych dziur załatano wszelkim złomem, który zapewne ekipie remontowej wpadł przypadkowo pod rękę.
    Choć cała okolica nie należy do najspokojniejszych, to polecam spacer obok hali, gdy się już ściemni. Przez brudne luksfery przebijają się nieśmiało promienie światła i słychać głuchy odgłos pracujących maszyn. Można rzeczywiście poczuć się jak w starym Zabrzu w latach międzywojennych.
    Bardzo dobre foty - przypominają mi się lata młodości, gdy też miałem zdrowie i chęci do szlajania się po takich zakamarkach.

    Pozdrowienia i wiatru w plecy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danielu! Jakże miło Cię tu gościć :)
      Linodrut zawsze miał jakąś nutkę tajemniczości, ale o tych śrubach nie słyszałem. Gdybym wcześniej wiedział, na pewno dopytałbym pracowników, bo kilku zapewne pamiętało lepsze czasy zakładu. Dziś to niestety tylko cień...

      Usuń
    2. Danielu, ależ mi brakowało tych tajemniczych opowieści z przeszłości :)

      Serafinie, czy masz może jakiś pomysł by Daniela nieco "odmłodzić", by znów wspólnie wyruszyć w jakieś przemysłowe zakamarki?

      Usuń
    3. Myślę Goofy, że samo wyciągnięcie go z czterech ścian w przemysłową dżunglę go odmłodzi :) To kiedy i gdzie?

      Usuń

Śmiało, zostaw komentarz :)