poniedziałek, 9 lutego 2015

Raz, Dwa, Trzy - 25

Zespół Raz, Dwa, Trzy został założony w lutym 1990 w Zielonej Górze i jeszcze w tym samym roku sięgnął po pierwsze laury wygrywając 26. Studencki Festiwal Piosenki w Krakowie. Tak zaczęła się wspaniała, muzyczna przygoda, której ćwierćwiecze muzycy postanowili świętować w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Kolejny raz więc muszę serdecznie podziękować Konradowi, bo bez niego przeszedłbym obok tego wydarzenia zupełnie obojętnie i być może nawet w zupełnej niewiedzy. O to byłaby wielka strata...
Wszyscy zauważyli, że miniony rok nie był dla mnie zbyt łaskawy. Mało koncertów, mało wpisów i w ogóle wszystkiego było mało. A teraz, od połowy stycznia, wraz z nowym rokiem spadła na mnie prawdziwa lawina szczęścia, której bardziej publicznym efektem są właśnie już dwa wpisy pod rząd z dwóch naprawdę świetnych koncertów. Prawdę mówiąc można by się nawet pokusić o porównanie obu, wszak to podobny gatunek (jakkolwiek nie lubię szufladkować zespołów), jednak z przekorą przyznam, że taki zabieg byłby zupełnie bez sensu. To dwa zupełnie oddzielne muzyczne wydarzenia w moim życiu.

Swoisty spektakl dźwięku rozpoczął Adam Nowak wychodząc na scenę i zaczynając śpiewać polską wersję My Way, piosenki człowieka rozliczającego się ze swojego udanego życia, którą jest angielską wersją francuskiej piosenki Comme d'habitude z 1967 napisanej przez Claude'a François i Jacques'a Revaux. Do tego swoistego wyznania dołączali się stopniowo kolejni muzycy, wpierw gitarzysta Jarosław Treliński, później Grzegorz Szwałek grający na akordeonie i keyboardzie, Mirosław Kowalik z gitarą basową, Tadeusz Kulas z trąbką, aż wreszcie za perkusją usiadł Jacek Olejarz. 
Publiczność nagrodziła to wszystko bardzo gromkimi brawami i chwilę później rozbrzmiewały już kolejne dźwięki muzyków, którzy całkowicie żyją muzyką, którą tworzą. Pierwsze zaś, co mnie zafascynowało, to wspaniałe gitary bez zbędnych efektów, procesorów dźwięku i tym podobnych. Muzycy po prostu wydobywali ze swoich instrumentów absolutne maksimum możliwości bez jakiejkolwiek zbędnej elektroniki i to było naprawdę wspaniałym dowodem na ich niesamowity kunszt. 
Co kilka utworów pan Adam wtrącał jakąś myśl, czy niemal złota radę, kończąc wszystko swoim charakterystycznym "dziękuję za wypowiedź". Tak płynął wspaniały koncert, który brzmiał jak doskonale nagrana płyta, z dbałością o każdy najmniejszy dźwiękowy detal. Sama scena zresztą zdawała się być małym teatrem, spektaklem pełnym bogatej ekspresji zespołu, co potęgował fakt, że przecież właśnie budynek teatru wybrano na miejsce koncertu. Kolejne utwory były jeszcze posplatane tak, że im dalej, tym bardziej popularne, choć niekoniecznie w najbardziej znanych aranżacjach. Siedziałem całkowicie pochłonięty słuchaniem i podziwianiem co rusz wymieniając z Konradem krótkie komentarze, gdy wyłapaliśmy coś naprawdę wartego wymiany zdań. I mam wielką nadzieję, że to nie mój ostatni koncert Raz Dwa Trzy, bo to był prawdziwy majstersztyk.















Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)