niedziela, 27 sierpnia 2017

Antonina Krzysztoń z Zespołem w Prudniku

Z wszystkich koncertów najmilsze sercu wydają się zwykle te, w które w jakiś maleńki sposób mogliśmy się zaangażować. Taką przyjemność miałem dziś, gdy z żoną wybraliśmy się na muzyczny popis Antoniny Krzysztoń i jej Zespołu. To wyjątkowo wrażliwa wokalistka, kompozytorka i autorka tekstów, której twórczość można zaliczyć do nadzwyczaj pojemnego nurtu poezji śpiewanej. Poza własnymi tekstami artystka ma na swoim koncie również autorskie interpretacje wierszy Zbigniewa Herberta i piosenki czeskiego barda Karela Kryla. Siadamy zatem w pierwszych rzędach i brawami witamy na scenie dzisiejszą gwiazdę.

Kariera Antoniny Krzysztoń rozpoczęła się w 1981 roku na Przeglądzie Piosenki Prawdziwej w Gdańsku. Dwa lata później zajęła pierwsze miejsce na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie. Występowała również w Kabarecie pod Egidą. W 2006 roku została uhonorowana Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski nadanym jej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W minionym roku zaś kapituła Papieskiej Rady ds. Kultury przyznała jej Medal Per artem ad Deum. To wszystko daje nam kompletny obraz artystki wrażliwej, bardzo ekspresyjnej, zaangażowanej oraz jasno pokazująca swoją twórczością wyjątkową wiarę w Boga i więź, jaką z Nim jest związana.

Koncert otwarł bodaj najpopularniejszy utwór z jej pierwszej z obecnie trzynastu wydanych płyt, pt.: Inny świat. Mimo, że jej płyty mają charakter niemalże medytacyjny, na scenie Antonina zaprezentowała bardzo ekspresyjne podejście do swoich piosenek zachęcając licznie zgromadzoną publiczność do żywych reakcji: klaskania i włączania się w śpiewanie kolejnych refrenów. Najbardziej jednak zafascynował nas autentyzm wokalistki - jej wyraz twarzy zmieniał się stosownie do śpiewanych słów, w oczach zaś płonął niewiarygodny i fascynujący blask. Nie sposób było wręcz oderwać wzroku od tego widoku, który przyprawiał o gęsią skórkę i napawał refleksją w obliczu do tabunu współczesnych gwiazd, które na scenie najczęściej oprócz grubej warstwy makijażu zakładają również maskę swojego imażu tak odległą od prezentowanej twórczości.

Na początku jednak wspomniałem o naszym zaangażowaniu w ten koncert - na czym polegało? Pochwalę się, a co. Przygotowałem plakat, żona zaś zamieściła go tu i ówdzie w internecie oraz zadbała o właściwą promocję. Mieliśmy też przyjemność robienia zdjęć na koncercie oraz pomagać w różne inne, dziwne sposoby. Na koniec zaś zostaliśmy przedstawieni artystce, która zostawiła nam swój podpis na jednym plakacie. Coś czuję, że kiedyś zabraknie mi ścian na autografy ulubionych artystów, tym bardziej, że to już drugi pełnowymiarowy plakat. Cóż, trzeba się postarać o naprawdę duży dom.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)