Czasem dzięki mojej pracy mam przyjemność zaglądać w miejsca na co dzień niedostępne dla przeciętnego mieszkańca. Tak było i dziś, gdy w trakcie konferencji zorganizowanej przez Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu cały medialny świat przeszedł dreszcz emocji: Muzeum zamierza ostatecznie przejąć Wieżę Ciśnień przy ul. Zamoyskiego, zrewitalizować ją oraz urządzić w niej nowoczesną ekspozycję poświęconą węglowi. Dziennikarze już dziś nieśmiało mówią, że to może być prawdziwy hit, zwłaszcza, że gigantyczna wieża od ponad wieku jest nieodłącznym elementem zabrzańskiej panoramy oraz jednym z symboli miasta. Samą informację jednak przyćmił jeszcze jeden komunikat: możemy do wieży wejść! Zatem... zapraszam na wycieczkę po wnętrzu.
Nim jednak przekroczymy próg pancernych, chroniących przed dalszymi grabieżami, drzwi, sięgnijmy nieco w historię tego zabytku. Kilka słów na moim blogu padło już sześć (sic!) lat temu. Od tego czasu jednak moja wiedza nieco się wzbogaciła, szybko więc nakreślę skąd w ogóle wziął się tutaj tak kolosalny obiekt. Trzeba tu sięgnąć aż do 1884-85 roku, gdy w stosunkowo odległych Mikulczycach wykonano pierwsze odwierty na tamtejszym polu górniczym celem pozyskiwania wody pitnej ze studni głębinowej. Pomysł okazał się nader trafionym rozwiązaniem odpowiadającym na gwałtownie rosnące zapotrzebowanie na wodę wśród lokalnej społeczności, jak i prężnie rozwijających się zakładów przemysłowych. Sieć wodociągowa za sprawą Skarbu Państwa szybko oplotła okoliczne dzielnice obecnego Zabrza, a mikulczycka woda dzięki zawiązanej w 1905 roku spółce Górnośląskie Zakłady Hutnicze i Kopalnie (Oberschlesische Eisen- und Kohlenwerke A.G.) trafia już nawet do wieży wodnej wybudowanej w 1871 roku na terenie Huty Donnersmarcka. Ta jednak nie może podołać już dalszej dystrybucji wody do odległego Zaborza, Sośnicy czy Makoszów. Zapada więc decyzja o wybudowaniu stacji pomp centryfugalnych napędzanych prądem elektrycznym oraz kosmicznej, interesującej nas dziś najbardziej wieży.
Wieża została wybudowana w latach 1907-09 według projektu architekta Augusta Kinda i królewskiego radcę budowlanego Friedricha Loose, natomiast za samą budowę odpowiadała firma Augusta Klönne z Dortmundu. Obiekt ma 46 metrów wysokości i posiada ośmioboczną kopułę, szeroką na ponad 19 i wysoką na 10 metrów. Oktagonalny tamburyn (czyż to nie brzmi pięknie!) wspiera się na solidnym filarze środkowym i ośmiu podporach. W filarze środkowym umieszczono klatkę schodową ze 135 schodami prowadzącymi do zbiorników w kopule. Wysoki na 720 cm zbiornik wody składa się z dwóch połączonych zbiorników o łącznej pojemności 2000 m³ - mniejszy 500 m³, większy, zewnętrzny 1500 m³. Tutaj ciekawostka, że zbiorniki znajdują się w najwyższym punkcie na wysokości 305 m nad poziomem morza, czyli 5 metrów powyżej najwyższych naturalnych wzniesień na terenie miasta.
W ośmiobocznej podstawie urządzono pomieszczenia biurowe i dwa mieszkania dla dozorców. W 1939 roku podwyższono tę część o dodatkowe piętro, dzięki czemu wieża uzyskała jeszcze dodatkowe siedem pokoi biurowych i dużą salę kreślarską. Dziś zachowała się oryginalna klatka schodowa z bajecznymi balustradami. Brak jednak podłóg i wymagane jest tu uważne spoglądanie pod nogi. Wszędzie też swoją obecność zaznaczyły gołębie, choć zapewniono nas, że to i tak już stan całkiem przyzwoity, bowiem po generalnym sprzątaniu ptasich kup i nie tylko... Zamurowane lub zasłonięte okna sprawiają ponure wrażenie, jednak gdy spojrzy się w świetle latarki, dostrzega się jak duże i przestronne były to pomieszczenia.
Udajemy się jednak do klatki schodowej wewnątrz środkowego filaru. Stalowe schody wiodą nas górnej części, tuż poniżej zbiornika. Wychodzimy niepewnym krokiem na podłogę wykonaną z ledwo kilkumilimetrowej blachy. Te jasne prześwity na zdjęciach to jest dokładnie to, co myślicie - dziury na wylot. Staramy się nie stawać blisko siebie, żeby równomiernie rozkładać ciężar naszej obecności. Mimo wszystko jest tu podobno bezpiecznie. Jest to też poziom, na którym znajdują się charakterystyczne okienka, które ktoś niegdyś postanowił pomalować na różnorakie kolory. Od wewnątrz robi to naprawdę ciekawy efekt, mimo pochmurnej pogody. Do wnętrza sączy się tu i ówdzie kolorowe światło tworząc niewiarygodny klimat.
Czas jednak wspiąć się jeszcze wyżej, Wątła drabinka prowadzi nas do poziomu zbiorników, a właściwie ich pozostałości. Unikatowe, nitowane zbiorniki, padły łupem grabieży. Zapewne w biały dzień szabrownicy za pomocą palników wycinali ściany zbiorników, by pod osłoną nocy wynosić ogromne blaszane płyty celem zamienienia ich na wymierną równowartość w złotówkach. Ich niecny proceder ma jednak pewien niewielki plus. Dopiero tutaj widać jak ogromna to przestrzeń. Ponad 300 metrów kwadratowych przestrzeni, którą będzie można w unikalny sposób zagospodarować.
Wpadające przez szpary w dachu smugi światła przywodzą na myśl planetarium. Ruszamy wiec dalej, ku gwiazdom, bowiem czeka na nas jeszcze sam szczyt wieży. To ta maleńka rotunda z okrągłymi oknami, zwieńczona kopułą. Z zewnątrz nie wydaje się ona największa, w środku jednak okazuje się całkiem przestronna, gdyby nie krzyżujące się w centrum belki konstrukcji dachu. Nieśmiało wyglądamy na zewnątrz przez okna. Widok jest niesamowity. Nie wiem, czy gdziekolwiek w Zabrzu jest jeszcze szansa spojrzeć na horyzont z takiej wysokości nad poziomem morza. Wydaje się, że jedynym wyższym obiektem jest jedynie komin sąsiedniej elektrociepłowni. Patrzymy i marzymy, że już wkrótce to miejsce odzyska swój blask i znów będzie błyszczącą wizytówką miasta oraz dumą, nie tylko zabrzan, ale i całego Śląska oraz Szlaku Zabytków techniki.
Mi się marzy kupić sobie taki obiekt na własność, wyremontować i zamieszkać ;) ale na razie to tylko strefa marzeń.
OdpowiedzUsuńTen akurat na własność to chyba za duży, ale coś w tym jest, żeby mieszkać w wieży ciśnień byłoby niesamowicie fajnie ;)
Usuń