wtorek, 17 listopada 2009

Pusty dom

„Pusty dom” – ten nietypowy film oglądaliśmy na ostatnich zajęciach z J. Polskiego. Wschodnie klimaty, w których powstał ów obraz zapowiadał coś niezwykłego, jednak całość zaskoczyła mnie w każdym calu. Fabuła, podobno oparta na faktach, opowiada historię młodzieńca, który łamiąc wszelkie stereotypy i przywiązania żyje z włamań do domów. Jednak to nie takie zwykłe włamanie, gdzie wszystko co cenne znika. Pod nieobecność właścicieli nasz bohater zwyczajnie korzysta z domu, naprawia zepsute urządzenia, pierze ręcznie ubrania, sprząta i gotuje, po czym po jednej nocy wychodzi by ruszyć w dalszą drogę. Jego losy jednak się komplikują, gdy zostaje niejako przyłapany. Dale nic już nie opowiem, bo tylko bym zepsuł wam całą zabawę. Dodam tylko, że w trakcie całego filmu nie zawiązuje się właściwie ani jeden dialog, a słowa, które padają, są niesamowicie dokładnie wyważonym minimum i maksimum za razem. Produkcja pokazuje w ten sposób wiele tradycji i bogactwa, które gdzieś zgubiliśmy w naszej codziennej gonitwie za złotymi pieniążkami, które i tak w efekcie szczęścia nie dają. Kto z nas zwraca dziś uwagę na to, co mówi? A może wystarczą tylko dwa słowa zamiast tysiąca zdań, jeden gest za miliony wyrazów. Może czasem do szczęścia wystarczy nam obecność innej osoby, czy zwyczajne wyspanie się w spokoju? Zobacz i pomyśl, nic nie mów, tylko bądź prawdziwy, bądź sobą, tylko bądź...

niedziela, 15 listopada 2009

myśli nieuczesane

Strasznie długo nic nie pisałem, a zdarzeń było sporo. Zacznę więc od tego, że zakrystia nadal pozostaje pod moją władzą i przez to cierpię na chroniczny brak czasu na cokolwiek, a już zwłaszcza na pisanie na blogu. Nie mniej chciałbym się pochwalić w tym miejscu, że prowadzę również bloga naszego postulatu zakonnego: http://postulanci2009.blogspot.com. Jednak patrząc tak na kalendarz na ścianie, to poza miesiącem przepracowanym w zakrystii nie mogę się poszczycić niczym szczególnym. Kilka wykładów, udany wypad na Śnieżnik ze współbraćmi i tyle. I po 2 miesiącach w końcu byłem w domu. Dokładnie po dwóch, choć powód tej wizyty w Zabrzu nie był zbyt ciekawy i wesoły, ale mniejsza o to. Dwa miesiące, a moja dzielnica niesamowicie się zmieniła. A co będzie za rok, dwa, osiem...? Tempus fugit, a mnie pozostaje tylko krzyknąć „Alleluja i do przodu”, bo cóż więcej? Chyba już nie wrócę, nie mam nawet do czego... Zepsułem kilka relacji, dotychczas doczekałem się tylko jednego listu, kilku wiadomości... Oto dlaczego – nie mam już chyba do kogo wracać, a już tym bardziej nie mam po co... Zaczynam powoli gromadzić swoje wszystko nic tu, w klasztorze, w moim nowym domu i jakoś niechętnie myślę, że mogłoby być inaczej. Jedynie tęskno mi za „Górką”, choć i tam wiele się pozmieniało, wiele znajomości, zajęć i klimatów. Wybrałem takie życie. Dlaczego? Czym jest powołanie, czym jest właśnie to specyficzne powołanie? Nie wiem... Pewnie dopiero tam, po drugiej stronie tafli śmierci zobaczymy, poczujemy to wszystko, zaleją nas uczucia jakich nie znamy tu na ziemi i zrozumiemy na tyle, by już więcej nie pytać...