sobota, 6 sierpnia 2016

Muzeum Wsi Opolskiej

A jeśli dom będę miał, to będzie bukowy koniecznie, pachnący i słoneczny.

Wolna Grupa Bukowina - Sielanka o domu

Jeśli spodziewaliście się tutaj kolejnej relacji z koncertu, muszę Was zawieść. Tym razem wybrałem się w zupełnie nieznane mi wcześniej miejsce, wracamy więc do lekkostrawnych lekcji historii lokalnych i czasu spędzanego we dwoje, co niewątpliwie dodaje im uroku. Odwiedziłem dziś Opole, po raz drugi zresztą w ostatnim czasie. Dziś jednak plan był dość precyzyjny i prócz obowiązkowych naleśników zakładał przede wszystkim zwiedzanie Muzeum Wsi Opolskiej. Co ciekawe Muzeum znajduje się raptem 10 minut drogi od centrum stolicy województwa, dotrzeć więc można tu nawet spacerem.


Teren skansenu to 10 hektarów zaaranżowanych na mienione czasy. Dwadzieścia cztery obiekty rozlokowano w 9 zagrodach z regionu oleskiego i opolskiego. Większość jest konstrukcji zrębowej, z pięknymi dachami krytymi strzechą, lub gontem. Uzupełnienie stanowią samodzielne budynki użyteczności publicznej takie jak: kościół, szkoła, wieża, karczma oraz wolnostojące domy, kuźnia, kapliczki oraz dwa wiatraki. Całość zgrabnie łączy sieć ścieżek, które zewsząd otacza zieleń: liczne drzewa, zwłaszcza owocowe, ogromne dzikie łąki i zaaranżowane w pobliżu chat ogródki warzywne i kwiatowe, ogrodzone plotami żerdziowymi i sztachetowymi. Całość sprawia więc naprawdę przyjemne wrażenie i przywodzi na myśl nie jeden malowniczy krajobraz z obrazu. 

Wnętrza domów umeblowane są prosto i skromnie, czyli tak, jak dawniej. W centralnej części izby stoi duże łoże posłane zdobną pościelą, w jednym kącie komoda. Ściany zdobią czarno-białe zdjęcia i różne przedmioty, które przywodzą na myśl wnętrza pamiętane jeszcze u pradziadków i dziadków. Drugim pomieszczeniem najczęściej jest kuchnia, gdzie stół, kredens i piec stanowią niezbędną podstawę i centrum rodzinnego życia. Znów nie brak przedmiotów nadających każdemu wnętrzu indywidualnego charakteru oddając nie tylko ducha minionych czasów, ale także ich mieszkańców - jakby wyszli tylko do ogrodu i za chwilę mieli wrócić.

Poza domami mieszkalnymi na terenie skansenu zaaranżowano także inne budynki. Pierwsze na naszej trasie zwiedzania są duże spichlerze. Duże wnętrza niegdyś służyły magazynowaniu zbóż, dziś natomiast w tej rozległej przestrzeni zaaranżowana została galeria sztuki. Nam trafiły się trzy wystawy ruchome.
Pierwsza opowiadała o Ślązakach, którzy z okolic Góry św. Anny wyruszyli za chlebem aż za ocean. Kolejne plansze i zdjęcia opowiadały o trudach podróży a później życiu za wielką wodą.
Druga wystawa zatytułowana Maki zatopione w życiu była wyborem z twórczości malarki art brut i poetki Marie Kodovská - wybitnej czeskiej malarki i poetki. Niepełnosprawna malarka jest autorką bardzo ekspresyjnych i prostych prac pełnych feerii barw.
Na piętrze zaś trafiamy na przegląd malarstwa prymitywistycznego oraz rzeźb lokalnych twórców - lokalnych w rozumieniu całego Śląska, nie tylko Opolskiego. Prace jednak nie stanowiły jakiegoś zwartego cyklu i brakowało jakieś puenty spinającej całą wystawę. 

Idąc dalej trafiamy do chyba najciekawszego miejsca. W wnętrzu skrywa się karczma oraz bardzo bogato wyposażony sklep. Pierwsze miejsce po całodniowej pracy nawiedzali zapewne niegdysiejsi mieszkańcy. Karczma stanowiła kulturalne centrum życia wiejskiego. Tu odbywały się nie tylko wieczorne posiedzenia, przy piwie i gorzale, strudzonych chłopów. Z racji na małe chałupy, tutaj organizowano także wszelkie chrzciny, wesela i stypy. Choć oryginalne wnętrze się nie zachowało, Muzeum postarało się o zgromadzenie eksponatów wyjątkowo dobrze oddających dawny klimat. Naprzeciw zaś znajdziemy sklep pełen absolutnie wszystkich ówczesnych produktów. Co ciekawe na półkach już ponad wiek temu znaleźć można było znane do dziś marki, jak Nestle, Maggi, czy Knorr. Nie brakuje tu oczywiście ziół, leków, czy nawet drogiej i cennej nafty. 

Bodaj ostatnim ciekawym wnętrzem jest klasa i izba bogatszego mieszkańca wsi. W tej pierwszej znajdziemy ławki, tabliczki i gęsie pióra ze stalówkami. Ściany zdobią pomoce naukowe, wyświechtana mapa i gablota z dawnymi elementarzami. Na katedrze zaś spoczywa oczywiście dyscyplina. Każdy tu może przekonać się, że wcale nie tak łatwo jest pisać niewygodnym rysikiem na twardej tabliczce. Chętni mogą także ubrudzić się atramentem podczas próby pisania piórem. Po drugiej zaś stronie pierwszy raz widzimy bogate wnętrze, które pokazuje, że mieszkał tu ktoś ważny. Intensywna czerwień materiałowych obić zdobnych mebli zdecydowanie podkreślały statut danego mieszkańca.

Pod koniec zwiedzania ubywa wnętrz, do których można zajrzeć. Pojawiają się za to warsztaty cieśli i kowala. Brakuje tu jednak życia, choć widać, że gdy Muzeum cieszy się większym powodzeniem, przysiadają tutaj pracownicy, którzy ożywiają zebrane eksponaty. Nieco dalej stoją także maszyny rolnicze a za nimi jest spora zagroda, w której ganiają się nieśmiałe owce i kozy. Zwierzyniec nabiera jednak śmiałości gdy tylko ktoś za ogrodzenie wrzuci garść trawy, czy liści.

Zwiedzanie kończymy mijając dwa dumne wiatraki. Zaglądamy tylko do ich posad, bowiem jak w większości obiektów drzwi zamyka kłódka. Warto tu wspomnieć, że wnętrza domów, do których zaglądaliśmy (z wyjątkiem karczmy, sklepu i szkoły) także jest zamknięta, lub odgrodzona barierką, żeby można było jedynie zajrzeć do środka nie przekraczając progu. Wracając jednak do wiatraków, to są one niestety statyczne, a szkoda. Koniec końców jednak wycieczka bardzo nam się podobała, więc z uśmiechem ruszamy w stronę wyjścia próbując przypomnieć sobie najciekawszy domek, w którym sami mielibyśmy ochotę zamieszkać. Dlaczego? Bo te drewniane ściany wydają się jakieś bardziej przyjazne od współczesnych murów i wszechobecnego betonu. Poza tym te minione czasy mają w sobie jakiś niewiarygodny urok, spokój - tak daleki od zabieganej współczesności i wszechobecnego internetu. Polecam taką przerwę od współczesności.


3 komentarze :

  1. Widzę że ostatnio zwiedziliśmy podobne obiekty ;) tyle że ja w Chorzowie i wróciłem po 2:00 w nocy. Powiem Ci że takie domostwa w nocy nabierają dodatkowego charakteru szczególnie ze cały teren nie był oświetlony czyli tak jak to było x lat temu

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)