czwartek, 13 marca 2014

Cienko przędąc

Gdzieś w zakamarkach znalazłem kiedyś mapę Kotliny Kłodzkiej i dość dokładnie ją przestudiowałem, by odnotować sobie w głowie co ciekawsze miejsca i drogi wiodące do nich. W efekcie powstała niezbyt pokaźna, ale zawsze, lista miejsc, które w najbliższym czasie planuję odwiedzić na rowerze. Teraz zostało już tylko wyczekiwać dobrej pogody, a o taką tej przedwczesnej wiosny na szczęście nie trudno.

W jeden z takich niemal idealnych na przejażdżkę dni wybrałem się do niemal sąsiedniej wioski - Ołdrzychowic Kłodzkich (niem. Ullersdorf). By jednak nie zakończyć tej wycieczki już po kilku kilometrach pod kołami rozpędzonej ciężarówki, wybrałem drogę zdecydowanie dłuższą i bogatszą o długie, monotonne podjazdy. Tuż więc za Kłodzkiem skręciłem w Jaszową Dolną i systematycznie piąłem się w górę wioski aż po Droszków, do którego wiodła asfaltowa droga przez malowniczą przełęcz. Na szczycie zaś, prócz przecięcia się kilku szlaków, stała maleńka kapliczka - nie zatrzymałem się jednak pod nią na zbyt długo, bo przede mną roztaczała się już perspektywa długiego zjazdu krętą drogą, czyli... sama przyjemność!
Po tej szaleńczej jeździe przez wciśnięty pomiędzy dwa wzgórza wiosce przede mną rozpostarły się większe przestrzenie, które tylko z prawej strony ograniczało pasmo gór. Tak z całkiem niezłą prędkością dotarłem do celu mijając po drodze kilku nieco bardziej zdyszanych ode mnie rowerzystów. Cóż więc ciekawego może być w Ołdrzychowicach? Całkiem sporo, jak na tak maleńką miejscowość!
Zacznijmy od pokaźnego Pałacu Oppersdorfów, w którym obecnie znajduje się Dom Prowincjonalny zaprzyjaźnionych Sióstr Franciszkanek. Dziś jednak w planach były sąsiadujące z siostrami ogromne budynki Kłodzkich Zakładów Przemysłu Lniarskiego "Len", które od lat '90 XX wieku systematycznie popadają coraz bardziej w ruinę i zapomnienie mieszkańców, gdyby nie liczyć nocnego stróża i kilku niezbyt sympatycznych psów. Tym sposobem jedynym eksploratorem wnętrz jest hulający wiatr i odbijający się czasem od ścian odgłos szczekania - oby zostało tak jeszcze jakiś czas, a nóż ktoś jeszcze znajdzie pomysł na te ogromne przestrzenie.
W 1825 roku w Ołdrzychowicach Kłodzkich właśnie niemiecki przemysłowiec  Hermann Dietrich Lindheim zbudował pierwszą w Prusach mechaniczną przędzalnię bawełny. Człowiek ten był prawdziwym pionierem swoich czasów w przemyśle włókienniczym, górnictwie, kolei, a nawet w przemyśle chemicznym. Nawet brak niezbędnych maszyn obrócił na swoją korzyść budując tutaj odlewnie żelaza, która w późniejszym okresie wytapiała kotły i silniki parowe kładąc podwaliny pod prężny przemysł kolejowy. Krótko po utworzeniu zakładu w Ołdrzychowicach wespół z bankierem Friedrichem Eduardem Löbbeckem uruchomił w 1837 roku kolejną przędzalnie bawełny w Českiej Skalicy, a oba zakłady były ogromne i bardzo nowoczesne jak na owe czasy. Krótko mówiąc, nie można było odmówić  Lindheim'owi rozmachu i nosa do inwestowania.  Tylko w swoich zakładach w Ołdrzychowicach zatrudniał blisko tysiąc osób i kolejne 750 w sąsiednich Krosnowicach, gdzie wybudował przędzalnię bawełny i tkalnię. 
Ciekawostką jest, że prawdopodobnie w 1840 roku w zakładach Lindheima w Ołdrzychowicach właśnie wyprodukowano pierwszą lokomotywę parową na Śląsku. Przemysłowy potentat nie poprzestał na samym gromadzeniu i powielaniu kapitału zdając sobie najprawdopodobniej sprawę, że to od pracowników zależy jego sukces. Z takim nastawieniem na terenie wsi założył nowe osiedle dla pracowników, urządził szkołę przyfabryczną, zatrudnił katolickiego nauczyciela i kupował dzieciom podręczniki. Patrząc na wykresy demograficzne z tego okresu łatwo można zauważyć, że przyczynił się praktycznie do podwojenia liczby mieszkańców w Ołdrzychowicach.
Hermann Lindheim odznaczony za swoje ogromne zasługi w dziedzinie gospodarczej Orderem Orła Czerwonego i Orderem Franciszka Józefa  zmarł w 1860 roku i został pochowany na cmentarzu w Ołdrzychowicach Kłodzkich. Jego synowie zostali w 1860 roku szlachcicami pruskimi i przejęli ogromne ojcowskie dziedzictwo, między innymi: kopalnie w  Stříbro, huty  w zachodnich Czechach,  Prager Eisenindustrie-Gesellschaft (Praskie Przedsiębiorstwo Przemysłu Żelaznego), zakłady w Kladnie, kopalnie cyny, żelaza, miedzi w Rudawach i zakłady chemiczne w Uściu nad Łabą.
Zakłady włókiennicze w Ołdrzychowicach Kłodzkich i Krosnowicach zostały sprzedane Friedrichowi Eduardowi von Löbbecke, który nadal je rozbudowywał. Niestety, we współczesnej Polsce przyszedł zmierzch i dla tak dobrze prosperujących zakładów, które od lat '90 po prostu przestały istnieć. Historia lubi się powtarzać, a w naszym kraju zdaje się mieć najczęściej jeden, smutny i czarny scenariusz kończący się ruinami.
Po smutnej lekcji historii przecinam "krajówkę" by znaleźć się w sąsiednim Żelaźnie (niem. Eisersdorf, Kreis Glatz ), w którym mój wzrok za każdym razem pada na wzniesioną w stylu gotyckim wieżę mieszkalną z końca XIV wieku. Jednak czujny i podejrzliwy wzrok mieszkańców zniechęcił mnie od drążenia tematu jej pochodzenia i szybko kieruję się dalej, do Krosnowic (niem. Rengersdorf). Na pierwszy rzut oka nie widać tu nawet śladu po zakładzie włókienniczym w dawnej fabryce Löbbeckego (Krosnowickie Zakłady Przemysłu Bawełnianego), jadę więc już prosto do Kłodzka, co oczywiście nie udaje się do końca tak, jak planowałem, a przynajmniej nieco inną drogą.
Cóż, trzeba będzie tu jeszcze kiedyś zawitać, bo maleńkie Krosnowice na pewno kryją nie mniejsze skarby, niż Ołdrzychowice...

1 komentarz :

  1. Oho, widzę że pomników "dobrych czasów" i u Ciebie nie brakuje :/ Dobrze że choć w historycznych zapisach można doszukać się plusów...

    Czekam na kolejne relacje z ziemi około-kłodzkiej :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)