Nieraz szukamy atrakcji w odległych zakątkach Polski, podczas gdy ciekawe miejsca można znaleźć dosłownie za miedzą. Warto więc czasem zerknąć na mapę, żeby przekonać się jakie atrakcje mija się jadąc w zaplanowaną wcześniej trasę z punktu A do punktu B. Tak stało się dziś, gdy z sąsiadem wybraliśmy się odebrać coś do Siemianowic. Pogoda i nadmiar czasu sprzyjały, więc intensywnie rozglądaliśmy się wokół za miejscami godnymi uwagi.
Nie trzeba było długo szukać, bowiem już jadąc do ów punktu B mijaliśmy bardzo ciekawy i obecnie restaurowany Dom leśniczego i ogrodnika w Michałkowicach. Neogotycki zameczek budził nasze natychmiastowe westchnienie „mieszkałbym”, bowiem jest dość mały, jednak bardzo proporcjonalny i nie wygląda jak „zbudowany na siłę mały zamek”. Budynek został wybudowany w 1906 roku w południowej części posiadłości rodu Rheinbabenów, który powierzył zaprojektowanie obiektu Luisowi Dame. Zameczek przeznaczony był dla służby pałacowej i mieścił dwa mieszkania, natomiast okrągła wieża mieściła w sobie klatkę schodową. Obiekt od dwóch dekad wpisany jest do rejestru zabytków, mamy więc cichą nadzieję, że sterty materiałów budowlanych wokół niego zapowiadają tylko coraz lepszy jego wygląd. Póki co warto zapamiętać to miejsce i jeszcze tu zajrzeć w przyszłości.
Drugi postój zaliczyliśmy nieopodal, bo na drugim końcu parku. To oczywiście Park Tradycji, czyli piękny przykład jak można zagospodarować przestrzeń poprzemysłową na potrzeby mieszkańców. Na terenie zlikwidowanej kopalni „Michał”, w budynku dawnej maszynowni, działa dziś karczma, z kuchnią nie tylko śląską. Znalazło się tam także miejsce na nowoczesną salę widowiskowo-konferencyjna na 160 osób oraz parową maszynę wyciągowa z 1905 roku, makietę pieca hutniczego i jedną z największych w Polsce kolekcji lamp górniczych, a także eksponaty związane ze śląskim przemysłem. W podziemiach natomiast zaaranżowano chodnik górniczy, gdzie dzięki nowoczesnym technologiom multimedialnym można poczuć klimat dawnej kopalni. Z zewnątrz jednak najbardziej rzuca się w oczy rozległy, ogólnodostępny park z atrakcjami dla najmłodszych, nad którym góruje 56-metrowa wieża wyciągowa szybu „Krystyn”. Granicę parku wyznacza mur, który zdobi monochromatyczne graffiti z wklejonymi fragmentami małych lusterek. Efekt naprawdę zacny.
Po tych wojażach postanowiliśmy już ruszyć w drogę powrotną, nie mogła to być jednak zwykła, nudna trasa, towarzysz drogi zaproponował więc przejazd przez Park Śląski i dopiero stamtąd przez dawną trasę Katowice-Gliwice spokojnym tempem do Zabrza. Spory fragment jednak przejechaliśmy dawnymi hałdami, które obecnie tętnią życiem i zielenią, dzięki czemu nie musieliśmy nawet przez chwilę walczyć z głównymi ulicami. Swoją drogą ruch i tak był dziś znikomy, w Zabrzu więc wskoczyliśmy na główną ulicę i przemieszczaliśmy się już przez centrum zahaczając przy okazji i zaprzyjaźnioną Herbaciarnię Czajnik. Tak pierwszy raz w tym roku (aż wstyd się przyznać) przejechałem więcej, niż 50 km w jedno popołudnie. Koniec końców bardzo tęskniłem za takimi wypadami i mam nadzieję, że teraz okoliczności pozwolą już na częstsze gryzienie asfaltu oponami roweru. Oby tylko pogoda i towarzystwo dopisywało, jak dziś.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)