czwartek, 23 lipca 2015

Teatr "A" - Exultet

Na początek kajam się publicznie, bowiem przed przedstawieniem zaprzyjaźnionego Teatru "A" twierdziłem, że jeszcze go nie widziałem. A jednak, cztery lata temu widziałem i opisałem. Dziś zatem, gdy usiadłem i napisałem kilka zdać, musiałem je szybko wykreślić, bo okazało się, że piszę niemal to samo, co przed laty. Z jednej strony to budujące, że wciąż budzą się we mnie podobne odczucia, z drugiej jednak czuję lekką frustrację i nie wiem co napisać. Czy jednak zostawić same zdjęcia? Nie, to byłoby pójście na łatwiznę. Zatem... do dzieła.
Exsultet to z języka łacińskiego Orędzie Paschalne, które powinno być znane każdemu, kto choć raz pofatygował się w noc, lub poranek Wielkanocny, by wziąć udział w Wigilii Paschalnej właśnie. Autorstwo pieśni przypisuje się św. Ambrożemu, a obecnie znana forma Orędzia przetrwała niezmieniona od VII wieku. To chyba najdosadniej pokazuję wagę tego tekstu, który wykonywany jest po wniesieniu do kościoła zapalonego poświęconym ogniem Paschału. Sam zaś tekst to przede wszystkim pochwała dla Bożego pomysłu na zbawienie, które zostało "zaplanowane" w momencie, gdy Adam i Ewa zgrzeszyli, a mającego swoje zwieńczenie w doskonałej ofierze paschalnej, jaką złożył swoim życiem Chrystus.
Także i na scenie znalazły się dziś wieczorem proste symbole wypływające z tekstu Orędzia: ogień i woda. To nader bogate w metaforyczne znaczenia żywioły: zabijają i dają życie, niszczą i oczyszczają, na co dowodów nie brakuje na kartach Pisma Świętego. Chyba najbardziej doświadczali tego starotestamentowi prorocy, zwłaszcza Mojżesz. To właśnie jego życie postanowili wykorzystać aktorzy, by w najprostszych środkach wyrazu zabrać nas w krótką podróż wgłąb samych siebie. Ogień i woda, niezbędne minimum rekwizytów i prosta muzyka ze śpiewem na żywo sprawiły, że właściwie liczyło się tylko to, co chcieli nam przekazać aktorzy.
A była to opowieść o każdym z nas. O tym, że z czasem sami stajemy się panem swojego losu i w konsekwencji tego musimy wybierać między dobrem i złem. Nie jesteśmy w tym jednak sami i zawsze możemy liczyć na pomoc Kogoś o wiele od nas większego, Kto w trudnej chwili zaskoczy nas zwrotem akcji, obmyje nasze rany, oczyści jak złoto w tyglu i pozwoli znów się ubrudzić. Całe życie igramy z ogniem, na końcu pozostaje jednak bardzo ważne pytanie: czy te wszystkie próby, upadki i wstawanie udoskonali nas na tyle, by zakończyło się dosłownie spaleniem dla innych?












Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)