Koncert, o którym dziś, wiedziałem już od jakiegoś czasu. Właściwie miał mi osłodzić nieobecność w Katowicach, gdzie po prostu nie dałem rady pojechać. Później jednak różne zawiłości sprawiały, że na przemian traciłem i odzyskiwałem nadzieję na wyjazd do Krakowa. Koniec końców wszystko się zgrało i z lekkimi zgrzytami, jednak wylądowałem na widowni. Od razu uprzedzam, dziś sucha relacja i skan autografu, ale o przyczynach, czyli zakazach wnoszenia tego i owego jeszcze się rozpisze w osobnym poście.
Na początku jednak sięgnijmy pamięcią do początków mojego zaznajomienia ze specyficzną muzyką Piotra Bukartyka. Zdaje się, że pierwszy utwór jaki słyszałem, to wyjątkowo popularne Kobiety jak te kwiaty na antenie radiowej Trójki, jakieś dobre 5 lat temu. Wtedy pomyślałem, że gość, który to napisał, musi być zdrowo pokręcony - w pozytywnym tego słowa znaczeniu - i tym sposobem poznałem płytę Z czwartku na piątek. Później leciało już z przysłowiowej górki, aż wylądowałem z Konradem na widowni opolskiego Amfiteatru, gdzie w ramach koncertu W stronę Krainy Łagodności na scenie zagrał między innymi właśnie Bukartyk. Od tego czasu świat Konrada nie był już taki sam. Nie jeden raz graliśmy (bardziej Konrad grał) i śpiewaliśmy piosenki z repertuaru Pana Piotra. Szaleństwo nakręciło się do tego stopnia, że na urodziny Konrad otrzymał wejściówki na dzisiejszy koncert, więc ponownie, wraz miłym towarzystwem Sabiny, wylądowaliśmy na widowni. Tym razem jednak już koncertu samego Piotra Bukartyka.
Muszę przyznać, że wchodząc do klubu miałem podły humor, a szalę goryczy przelał zakaz wnoszenia aparatów fotograficznych (tak, stary Nikon został uznany za PROFESJONALNY sprzęt fotograficzny) ani nawet butelki wody mineralnej. Na szczęście gdy tylko na scenie pojawił się zespół, skupiłem się na muzyce i starałem się, żeby wcześniejsze wydarzenia nie zepsuły mi koncertu.
Prawdę mówiąc jedynym minusem, który szybko dał o sobie znać był brak Krzysztofa Kawałko, którego starał się dzielnie zastępować jego młody uczeń. Repertuar i zapowiedzi znane były nam już nieco z ostatniego koncertu w radiowej Trójce, to jednak zupełnie nie zabiło uroku koncertu. Przeciwnie, bawiliśmy się świetnie i tym razem Konrad ubiegał mnie w odgadywaniu tytułów kolejnych utworów wraz z informacjami z której są płyty. Nim się więc obejrzeliśmy, a minęło 8 utworów po których nastąpiła krótka przerwa i druga część koncertu. Czas pędził i nie mogliśmy się nadziwić, że to minęło tak szybko, a tak wiele innych piosenek chciałoby się jeszcze usłyszeć.
Tradycyjnie więc po koncercie ustawiłem się w kolejce do artysty, by podpisał się na zdjęciu sprzed 2 lat. Pan Piotr pamiętał oczywiście koncert i sam jeszcze wspomniał z sentymentem czerwone spodnie, które zwyczajnie się sprały. Chciałoby się jeszcze chwilę porozmawiać, ale za nami stało jeszcze kilka osób, usunęliśmy się zatem na bok i nie mogliśmy się nadziwić skąd w Bukartyku tyle radości po koncercie, tak przeciwstawnej temu, co mówi na scenie. A może tak ma być i pod tą maską człowieka utrudzonego ostatecznie kryje się ktoś szczęśliwy z tego, co ma i co robi? Tak, myślę, że tak jest i z całego serca życzę tego wszystkim - by może na co dzień, mimo tej gdy pozorów, w środku czuć się szczęśliwym z tego, jak się żyje i co robi.
Muszę przyznać, że wchodząc do klubu miałem podły humor, a szalę goryczy przelał zakaz wnoszenia aparatów fotograficznych (tak, stary Nikon został uznany za PROFESJONALNY sprzęt fotograficzny) ani nawet butelki wody mineralnej. Na szczęście gdy tylko na scenie pojawił się zespół, skupiłem się na muzyce i starałem się, żeby wcześniejsze wydarzenia nie zepsuły mi koncertu.
Prawdę mówiąc jedynym minusem, który szybko dał o sobie znać był brak Krzysztofa Kawałko, którego starał się dzielnie zastępować jego młody uczeń. Repertuar i zapowiedzi znane były nam już nieco z ostatniego koncertu w radiowej Trójce, to jednak zupełnie nie zabiło uroku koncertu. Przeciwnie, bawiliśmy się świetnie i tym razem Konrad ubiegał mnie w odgadywaniu tytułów kolejnych utworów wraz z informacjami z której są płyty. Nim się więc obejrzeliśmy, a minęło 8 utworów po których nastąpiła krótka przerwa i druga część koncertu. Czas pędził i nie mogliśmy się nadziwić, że to minęło tak szybko, a tak wiele innych piosenek chciałoby się jeszcze usłyszeć.
Tradycyjnie więc po koncercie ustawiłem się w kolejce do artysty, by podpisał się na zdjęciu sprzed 2 lat. Pan Piotr pamiętał oczywiście koncert i sam jeszcze wspomniał z sentymentem czerwone spodnie, które zwyczajnie się sprały. Chciałoby się jeszcze chwilę porozmawiać, ale za nami stało jeszcze kilka osób, usunęliśmy się zatem na bok i nie mogliśmy się nadziwić skąd w Bukartyku tyle radości po koncercie, tak przeciwstawnej temu, co mówi na scenie. A może tak ma być i pod tą maską człowieka utrudzonego ostatecznie kryje się ktoś szczęśliwy z tego, co ma i co robi? Tak, myślę, że tak jest i z całego serca życzę tego wszystkim - by może na co dzień, mimo tej gdy pozorów, w środku czuć się szczęśliwym z tego, jak się żyje i co robi.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)