niedziela, 27 października 2013

Jesień najpiękniejsza jest w górach

Kłodzko, gdyby nie uwzględniać codziennych trudności ze wstawaniem, jest całkiem sympatycznym miejscem. Malowniczo położone nad Nysą, otoczone górami, z licznymi zabytkami i nieodkrytymi tajemnicami zdaje się brzmieć jak hasła z pierwszego lepszego katalogu turystycznego. Tymczasem to miasto właśnie takie jest i choć samo w sobie nie posiada na tyle atrakcji, by zwiedzać je dłużej, niż dzień, to gdyby wsiąść na rower, okazuje się, że jest idealnym punktem "A" z którego można podróżować do punktu "B" i nawet dalej. Dziś grzechem byłoby nie wykorzystać niemal letniej jeszcze pogody pod koniec października, wsiadłem więc na rower i niewiele myśląc ruszyłem zostawionymi przez siebie kilkanaście dni temu śladami na drodze do Barda.


Pierwsze malownicze widoki rozpoczęły się już w samym Kłodzku. Stacja PKP Kłodzko Główne to zmora tutejszych nieświadomych turystów, bowiem oddalona jest od samego centrum miasta o dwadzieścia minut dziarskiego marszu, a wystarczy pojechać stację dalej, by trafić właśnie już w samo centrum Kłodzka. Nadgryziona zębem czasu, niegdyś była ważnym w tym rejonie węzłem komunikacyjnym, skąd pociągi odchodziły wgłąb Kotliny Kłodzkiej, ale i w stronę Legnicy, Wrocławia, czy przez Nysę do Opola i na Górny Śląsk. Dziś lata świetności minęły, ruch zmalał, ale węzeł nadal trzyma się dzielnie ostatkami sił, z niszczejącą wierzą ciśnień i wachlarzową lokomotywownią na uboczu.


Dalej, po minięciu ostatnich domów i przecięciu DK8 rozpoczyna się już spokojna sielankowa wręcz rzeczywistość. Wokół piętrzą się coraz bardziej Góry Bardzkie, a skromne uliczki przecinają niemal bezkresne pola. Wszystkie odcienie jesieni mienią się na okolicznych zboczach, a szpalery złocistych klonów wiodą coraz dalej i dalej, aż chce się jechać jak najdłużej mimo coraz silniejszego wiatru.



Z wolna przejeżdżam przez Młynów, o którym opowiem przy następnej okazji, zjeżdżam w dolinę za Podtyniem i znów wspinam się przez Morzyszów, z którym czeka już na mnie niemal już tylko jazda w dół, przez Opolnicę wprost do Barda. Nie zdejmuję jednak dłoni z klamek hamulców, bo choć ponad 10% nachylenia dają możliwość, by poszaleć, ostatni odcinek wiedzie niemal wyłącznie lasem i niemal wyłącznie wirażami. Droga też nie jest najlepsza, a wyskakujący tu i ówdzie z lasu grzybiarze dodatkowo zachęcają, by nie przekraczać pięćdziesiątki na liczniku.


W malowniczym Bardzie pojawiam się po niespełna godzinnej jeździe bardzo spokojnym i leniwym, jak przystało na niedzielne popołudnie tempem. Miasteczko żyje tu swoim życiem i opustoszonymi uliczkami wśród których w końcu wypatruję maleńki czynny sklepik. Po zaopatrzeniu się w coś do picia i słodkości do przegryzienia niechętnie kieruję się w drogę powrotną do Kłodzka. Teraz miało być już zdecydowanie więcej pod górkę, dlatego postanowiłem zaryzykować przejazd znacznie krótszą, acz niebezpieczniejszą drogą - krajową ósemką. Na szczęście ruch był bardzo mały, na nieszczęście jednak wiatr bardzo się zmógł i chwilami trzeba było pedałować, by nie zatrzymać się jadąc z górki, o wspinaniu się w górę nie wspomniawszy. Bardzo mozolnie więc dotarłem w końcu do Boguszyna, który w tym wariancie drogi jest najwyższym punktem i skąd już niemal bez przerwy droga wiedzie w dół. Mocno zmęczony rozpędziłem się już od niechcenia w stronę domu podziwiając przepiękną panoramę Kłodzka i okolic nad które nadciągały niepokojące, granatowe chmury - perspektywa zmoknięcia w tak piękny dzień dodaje energii.


Koniec końców jestem z siebie dumny, że wykonałem plan w stu procentach i nie wróciłem z Barda pociągiem. Pochwały zasługują też liczne i bardzo dokładnie oznakowane rowerowe szlaki, które wiją się w całej okolicy. Taki będzie też cel na najbliższe wypady - zbadać jak najwięcej z tych szlaków, tym bardziej, że pogoda póki co nadal dopisuje. I tylko niepokoi mnie zmęczenie, jakie po ponad 30 km mnie dopadło - czyżby aż tak wielki brak formy mnie dopadł? Czy tylko góry plus wiatr tak mocno dały mi w kość? Przekonamy się przy następnej wyprawie...

4 komentarze :

  1. Miło czytać że nie próżnujesz rowerowo :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie próżnuję - całe wieki nie jeździłem i teraz pewnie znów pogoda nie prędko pozwoli... :(

      Usuń
  2. Drogi ze zdjęcia nr 5, 6 i 10 aż się proszą żeby przejechać je szosówką ;)

    Pozdrawiam i trzymam kciuki za kolejną jazdę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że na szosę to jednak zbyt kiepski stan asfaltu - sam nie rozpędzałem się żeby nie stracić przyczepności na zakrętach...

      Usuń

Śmiało, zostaw komentarz :)