Samotność to trudne uczucie i gdyby spojrzeć na historię ludzkości, wiele wielkich postaci jej doświadczyło. Zmienia ona każdego człowieka, dotyka, doświadcza i modeluje niejako jak woda meandrując w skałach tworzy później przepiękne jaskinie i krasowe nacieki. Samotność może jednak nieść także złe konsekwencje przynosząc szaleństwo i obłęd, doprowadzając człowieka na skraj wytrzymałości. Przez pryzmat samotności dzięki Teatrowi "A" z Gliwic mogliśmy dziś spojrzeć na jedną z największych biblijnych postaci - Abrahama.
O Abrahamie, ojcu narodu żydowskiego, słyszał zdaje się niemal każdy. W języku arabskim jego imię tłumaczy się jako kochający ojca. Żył ok. II tys. p.n.e. i był pierwszym z hebrajskich patriarchów. Z Bożej woli wyruszył z Mezopotamii do Palestyny trafiając w tej podróży do bardzo ważnego miejsca, jakim była Moria. Tu jednak cała powaga pryska, bowiem do dziś znaczenie pochodzącego z greki słowa mōría znaczy głupota, prostactwo, natomiast w psychiatrii termin ten oznacza wesołkowaty nastrój; podwyższenie nastroju, któremu towarzyszy beztroska, pusta wesołkowatość, głupkowate żart. Wśród tego chichotu Bóg postanawia wpierw doświadczyć Abrahama samotnością, następnie w podeszłym wieku obiecać mu prawowitego, pierworodnego potomka, z którego wyrośnie wielki naród oraz... sprawdzić lojalność poprzez sprawdzenie, czy starzec zrzeknie się swojego syna ofiarując go Bogu w ofierze.
Wróćmy jednak na chwilę do samej tytułowej Morii, bo miejsce to istnieje do dziś a znajduje się tam jeden z największych obszarów sakralnych na świecie, we Wschodniej Jerozolimie. W starożytności na jego terenie znajdowała się Świątynia Jerozolimska, najświętsze miejsce judaizmu, obecnie na wzgórzu są święte dla muzułmanów: Kopuła na Skale i meczet Al-Aksa. W czasach biblijnych właśnie to wzgórze nosiło nazwę Moria (מוֹרִיָּה). Po hebrajsku Moria oznacza Wybrane przez Jahwe. Zatrważające, że najświętsze na ziemi miejsce użyźnia krew tak licznych ofiar wojujących o bliskość i posiadanie na własność tego skrawka terytorium, podczas gdy sam Bóg powstrzymał tu podniesioną rękę Abrahama, który chciał dopełnić tutaj obiecanej ofiary w postaci swojego syna. Jakby chciał nam dać do zrozumienia, że pragnie czegoś zupełnie innego, niż krwawych ofiar i zabijania się w Jego imię.
Jak zatem widać już sam tytuł spektaklu zachęca do snucia własnych rozmyślań i odgadywania treści spektaklu, który przygotowali dla nas aktorzy Teatru "A". Warto tu dodać, że widowisko odbywa się pierwszy raz w plenerze, wcześniej bowiem widownia mogła zobaczyć je na deskach teatru Roma w Warszawie w ramach Warszawskiego Laboratorium Wiary odbyła się 2 kwietnia tego roku. Trzydniowa, pełna milczenia droga Abrahama jest niewiarygodną wręcz podróżą w wykonaniu teatru. Oszczędna scenografia, piedestał głównej sceny i piękne, przesiąknięte piaszczystym złotem dekoracje są scenerią dla zmagań Abrahama z Bogiem, który z jednej strony bardzo skrupulatnie i pokornie wypełnia Jego wolę, z drugiej jednak ośmiela się także podejmować z Wszechmocnym dyskusje i negocjacje, w których zdaje się sam wcielać w rolę troskliwego ojca narodów i wypraszając dla swoich podopiecznych jak najwięcej łask i dobra.
Całej scenerii towarzyszy muzyka. Grana na żywo, na różnorodnych instrumentach, tworzy wyjątkowo ciepły klimat i zbliża widza jeszcze bardziej do tego, co dzieje się na scenie. Byłem pod wielkim wrażeniem dobranego instrumentarium oraz współbrzmienia konkretnych instrumentów z kolejnymi dialogami i solowymi głosami aktorów. W teatrze musiało to robić jeszcze większe wrażenie. Tyle ode mnie, dla ciekawskich zaś zostawię jeszcze dopowiedzenie na stronie samego teatru.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)