Od niedawna na mojej mapie miejsc lubianych i odwiedzanych zagościł Cieszyn. Co prawda nie rozumiem na czym polega fenomen wielkiego uwielbienia dla tego miasta, nie mniej miło mi w nim gościć. Fascynuje mnie przy tym pewnego rodzaju nawias dla stykających się tutaj języków i kultur. Wszyscy dogadują się bez najmniejszego problemu i nawet w duchu nie wzdychają nad różnicami w zachowaniach po obu stronach Olzy. Tym razem w tym tyglu postanowiono kolejny raz zaparzyć herbaty i zaprosić na nią gości z różnych stron świata. Pomysł sprawdzony wypalił i w ten weekend, a ja miałem okazję uczestniczyć w tym święcie i oczywiście napić się dobrej herbaty.
Wyprawę zaczynam od podróży do Bielska-Białej. Plan zakładał nieco liczniejszą reprezentację, jednak ostatecznie na miejsce spotkania z Piotrkiem i Elą dotarłem sam. Humory nam jednak dopisywały i po szybkim przeorganizowaniu się wsiedliśmy do auta i mknęliśmy już w stronę Cieszyna. Znalezienie miejsca parkingowego okazało się tym razem małym wyzwaniem, jednak nie straszny nam był spacer i chwilę później już wdrapywaliśmy się na wzgórze zamkowe, gdzie powoli słychać było lekki gwar. Park ożył mnogością kolorów, natomiast dziedziniec od strony browaru zapełnił się stoiskami miłośników kultury dalekiego wschodu w jak najszerszym rozumieniu znaczenia tego słowa.
Pierwsze stragany były właśnie typowo daleko-wschodnie. Feeria kolorów różnych tkanin, z których uszyto luźne spódnice, koszule i torby. Wśród tego znalazły się także ciekawe instrumenty o tajemniczych nazwach i mieszczących się w kategorii przeszkadzajki, lub aerofony. W Rotundzie, znanej najbardziej chyba z banknotu o nominale 20 złotych, rozbrzmiewały ów instrumenty wprawiając w niemałe osłupienie słuchaczy. Nie zbrakło także wielu drobnych, rękodzielniczych gadgetów - od maskotek, przez breloczki, po cudowną biżuterię. Dalej natomiast zaczynały się już stricte herbaciane artefakty i parzony czaj.
Podobno rok temu było tutaj więcej wystawców - ja mogę tylko powiedzieć, że nieco więcej było w Bytomiu na Szolce tyju. Jednak bardziej orientalnie poczułem się dziś, z racji na egzotycznych wystawców. Dominowali jednak Czesi i trudno mi tu zgadywać, czy to z racji na lepiej rozwiniętą kulturę picia naparu. Dużo ceramiki, herbat i pozytywnych ludzi (pozdrawiam Anię z Piewców Teiny!) sprawiło, że szybko oddałem się zakupom nie mogąc się zdecydować między trzema ręcznie wykonanymi czajnikami. Ostatecznie jednak wróciłem z cudownym, patynowanym oraz sześcioma czarkami. A właściwie siedmioma, bo chwilę później dokupiłem jeszcze w innym miejscu małą i pięknie zdobioną. Na herbatę jednak tym razem zabrakło oszczędności (cały wyjazd stał zresztą pod znakiem jak najtaniej). Wracałem jednak bardo szczęśliwy i już umówiłem z przyjaciółmi testowanie nowej ceramiki na równie nowym, acz zrobionym w całości przeze mnie cha pan'ie. A Was zapraszam za rok - będzie miło spotkać się w tak ciekawym miejscu przy herbacie. No chyba, że uda się jeszcze zajrzeć na poznański festiwal herbaty Zaparzaj!.
Dziękuję za pozdrowienia:) Szkoda, że nie udało się jeszcze później spotkać poza gwarem stoisk przy herbacie;). Ale mam ogromną radochę właśnie z tych stoisk, które sprawiały, że program herbaciany imprezy był jakby szerszy:). No i chyba czas zacząć uczyć się czeskiego (po Cieszynie) i rosyjskiego (po TMC) żeby lepiej rozumieć okoliczną herbatę:).
OdpowiedzUsuń