Miniony rok jaki był, pisać nie trzeba. Najważniejsze, że kalendarze na ścianach zmienione i rozpoczynamy na nowo snuć marzenia, zakreślać daty i starać się wyrwać jak najwięcej dni dla siebie. Moje plany opierają się głównie o odbudowę formy, która została mocno, z różnych względów, zaniedbana . I w ramach tego projektu pierwszy raz od dawna wsiadłem na rower - mimo śniegu i medialnej zimowej bestii atakującej bezbronnych obywateli kraju nad Wisłą.
Pierwsze wrażenia z jazdy były złe. Obowiązkowa maska na twarzy sprawiała mi bardzo duży dyskomfort mimo, że mam ją od dłuższego czasu i nie raz ją zakładałem gdy temperatura przestała być miła dla twarzy. Do tego ból mięśni, który pojawił się już po kilku ruchach nogami. Na szczęście im dalej, tym lepiej i gdy po kilku kilometrach zatrzymałem się złapać oddech, nogi już przypomniały sobie jak powinny działać. Plan na dziś był skromny, gdy więc oddech wrócił do normy, ruszyłem dalej w śnieg. Trasa biegła już tylko drogą rowerową, którą zaanektowali w związku z obecnością białego puchu narciarze. W życiu bym nie pomyślał, że będę narzekać na narciarzy...
Na granicy Polsko-Czeskiej melduję się z nie lada zadyszką. Nic to jednak w obliczu frajdy jaką sprawiło mi przejechanie kilku kilometrów w takich warunkach. Mój mózg też był mi wdzięczny za ten krótki reset i skupienie się na utrzymaniu mnie przy życiu w niesprzyjających warunkach zamiast problemami szarej codzienności. Świat na chwilę stał się piękniejszy i nie mam tu na myśli jedynie zimowej scenerii.
Po stwierdzeniu, że telefon nie ma ochoty współpracować w temperaturze poniżej zera i więcej zdjęć nie będzie, ruszyłem w drogę powrotną. Tu było już zdecydowanie łatwiej, bo lekko z górki. Nie zamierzałem jednak szczególnie szaleć mając na uwadze mój totalny brak kondycji. Wróciłem do domu lekko zdyszany ale zdecydowanie usatysfakcjonowany. Tym samym zakończyłem swój mały test a właściwie serię testów: kondycji, stanu roweru i nowego oprogramowania - Strava - które dzielnie inwigilowało mój wysiłek. Chyba się polubimy i od teraz każda forma aktywności będzie z automatu rejestrowana przez smartfona i niemal w tym samym momencie trafi również na serwis bikestats. Także, gdyby ktoś miał ochotę, moje przelane poty można śledzić:
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)