Kto by pomyślał, że w stosunkowo niewielkiej Nysie może zgromadzić się taka rzesza miłośników kolejnictwa? Tak było poprzednio, nic więc dziwnego, że organizatorzy kolejny raz postanowili zorganizować paradę lokomotyw własnie na tutejszej stacji kolejowej, której układ torowy sprzyja manewrowaniu między peronami licznymi lokomotywami bez zakłóceń dla nieprzesadnie dużego ruchu lokalnego. Dodatkowo stacja węzłowa umożliwiła uruchomienie kilku pociągów specjalnych w kilku kierunkach: Goświnowic, Głuchołaz, Otmuchowa, Chróściny Nyskiej oraz pociągu pospiesznego do Katowic, Krakowa i Opola. Zatem pakujemy dzieciaki do auta i mimo groźno wyglądających, burzowych chmur, ruszamy na spotkanie z potężnymi maszynami.
Na miejsce docieramy na chwilę przed zaplanowanym rozpoczęciem parady. Niebo wygląda coraz mniej optymistycznie, co jednak nie zraziło naprawdę sporego audytorium. Ciężko było znaleźć dogodne miejsce, żeby bez ludzi w kadrze zrobić kilka interesujących zdjęć. A wdzięcznych obiektów było kilka: SM30-662, SM30-507, SU45-079, SM42 3 620 347-6 CTL Logistic, SM41-126 oraz mój faworyt tego dnia, czy Class 66 JT42M 513-02 przewoźnika Freightliner PL.
Paradę rozpoczęły spalinowe SM30 a w ślad za nimi ruszyły kolejne lokomotywy, które dumnie przejechały między peronem pierwszym i drugim. Pierwszy przejazd od jednego do drugiego krańca stacji i z powrotem był solo. Następnie uformowane zostały dwa równoległe składy, aż ostatecznie przez stację przejechał jeden, długi pociąg, który najpewniej napędzała najmocniejsza z lokomotyw - żółto-zielony szerszeń Freightlinera.
W ostatnim przejeździe maszyniści dali sobie za cel rozgonić deszczowe chmury, z których lunęło jak z cebra, bowiem używali już RP1, czyli sygnałów dźwiękowych tak intensywnie, że najtwardsi obserwatorzy musieli przyznać, że to już lekka przesada. Na tym też nasza dzisiejsza przygoda niestety się zakończyła, ponieważ lejące się z nieba strugi deszczu przeplatane coraz częściej grzmotami, do reszty wystraszyły nasze małe dzieciaczki, które już stanowczo domagały się aby wracać przynajmniej w objęcia bezpiecznego samochodu. Łudząc się więc, że deszcz zelżał, ruszyliśmy więc biegiem w stronę auta mijając się jeszcze z jadącymi ponownie luzem lokomotywami.
Nim dotarliśmy do auta, które zaparkowane było jakieś 100 metrów od peronu, byliśmy zupełnie przemoczeni. Na szczęście jesteśmy zaprawieni w boju i przygotowani nawet na takie niespodzianki, więc chwilę później dzieci były już w suchych ubraniach mknąc w ciepłym wnętrzu naszego rodzinnego vana na jeszcze cieplejszy obiadek. Przygoda, przygoda...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)