wtorek, 16 stycznia 2024

Chwila Nieuwagi

Niemal dokładnie rok temu, bo 15 stycznia, byłem na koncercie świątecznym w wykonaniu Chwili Nieuwagi. Dziś jednak nie w przyjemnej, ciepłej sali prudnickiego Miejskiego Ośrodka Kultury a w zdecydowanie zimniejszym wnętrzu kościoła Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Apostołów Piotra i Pawła w Tychach. A wszystko to w ramach XXXIII Tyskich Wieczorów Kolędowych, co przy okazji stało się znakomitym pretekstem by kolejny raz wybrać się na muzyczną ucztę z Konradem. A, jak się okazało, słowo uczta pasuje tu znakomicie.
Na informację o koncercie nie było trudno trafić zwłaszcza, gdy obserwuje się zespół Chwila Nieuwagi, który dość rzetelnie informuje o takich wydarzeniach. Z odpowiednim wyprzedzeniem więc zarezerwowałem miejsce zarówno w swoim, jak i Konrada kalendarzu. Czym byłby jednak dzień bez przygód? Na szczęście spóźnienie było raczej symboliczne, bowiem towarzysz dotarł już po pierwszym utworze i dalej już bez przeszkód mogliśmy się delektować muzycznym kunsztem zespołu. A właściwie prawie, bo akustyka kościoła okazała się nadzwyczaj trudna. 
Jednak zespół poradził sobie z tymi trudnościami nadzwyczaj dobrze. Zrezygnowanie m.in. niemal do zera z nagłośnienia saksofonu i delikatna równowaga między resztą instrumentów była mistrzowska. Prawdziwy jednak kunszt ukazał Bartłomiej Plewka na akustycznej perkusji - choć siedzieliśmy dosłownie kilka metrów od niej, nie zabiła nas swoim impetem. Wręcz przeciwnie, każdy ruch był niesamowicie wyważony, delikatny, a zarazem wyjątkowo precyzyjny. Dzięki czemu żaden z instrumentów nie przyćmił drugiego. Nad całością instrumentarium górował natomiast niesamowity wokal Martyny Czech, która wprowadzała słuchaczy w kolejne utwory zachęcając do współuczestnictwa. No i oczywiście śpiewała z pełną pewnością siebie mieszając zarówno lekko folkowe (czytaj śląskie) zacięcie z delikatnym jazzem. 
Swoją drogą bardzo się cieszę, że istnieją takie zespoły, jak Chwila Nieuwagi, które obalają mit wedle którego śląska muzyka musi kojarzyć się z czymś między oktoberfestem a disco polo. Tu słyszymy wyłącznie najwyższej próby muzykę czerpiącą pełnymi garściami z możliwości każdego z instrumentów: klawiszy, gitar, kontrabasu i perkusji ze świątecznym dodatkiem gościnnie występującego saksofonu. To wszystko okraszone najwyższej jakości śląską godką stanowi najlepszy dowód na to, że ten język wciąż jest żywy, znany i przekazywany kolejnym pokoleniom razem z całym pakietem pięknych tradycji, jak chociażby będące motywem przewodnim całego koncertu kolędowanie. 
Cieszę się, że udało się nam wybrać na kolejny koncert można powiedzieć serdecznych przyjaciół, z którymi znamy się niemal od czasów debiutu na opolskiej scenie, gdy wciągnięci zostali do legendarnej Krainy Łagodności. A mają coś z tej niesamowitej łagodności, choć i potrafią tupnąć nogą, by "nie nerwować hanysa". Szkoda, że tym koncertem poniekąd zamykamy już jeden z najbogatszych muzycznie okresów w roku, czyli świąt Bożego Narodzenia. Wierzę jednak, że wkrótce nadejdzie wiosna a z nią kolejny ciekawy sezon koncertów mniej i bardziej plenerowych. Oby i tym razem udało się nam wybrać tu i ówdzie posłuchać starych znajomych, a może odkryć coś nowego. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)