Od kilku dni naszym krajem owładnęła niesamowita gorączka związana ze wzmożoną aktywnością naszej życiodajnej gwiazdy, czyli słońca. Media podchwyciły temat i tak oto pół Polski zaczęło nagle interesować się zorzą polarną, która, jak się okazuje, występuje i w naszej szerokości geograficznej - oczywiście przy mocno sprzyjających warunkach. Postanowiliśmy więc z Januszem wykorzystać to wszystko jako pretekst do poszlajania się w środku nocy po lasach i hałdach.
Uzbrojeni w latarki i aparat ruszyliśmy spod bramy do lasu w kierunku makoszowskiej hałdy. Wieczór był ciepły i pogodny, a skrzydlaci nieprzyjaciele jeszcze dobrze się nie zorganizowali, więc maszerowało się całkiem przyjemnie. Miejsce startu okazało się jednak taktycznym błędem, bowiem do przejścia mieliśmy ładnych kilka kilometrów, a jak się okazało, na polowanie wyruszyliśmy mocno spóźnieni. Wtedy jedna byliśmy tego zupełnie nieświadomi, więc cieszyliśmy się możliwością aktywnego odpoczynku w pachnącym wiosną lesie, raz po raz mijając pojedyncze osoby. W końcu dotarliśmy na ścieżkę prowadzącą już bezpośrednio w stronę szczytu, skąd schodziła już jakaś grupa z aparatami i statywami. Wtedy przez myśl przemknęło nam, że może już po wszystkim? Teraz jednak głupio byłoby już zawrócić nie sprawdziwszy nieba, które coraz śmielej wyłaniało się spomiędzy koron drzew.Na szczycie meldujemy się z niemałą zadyszką. Rozglądamy się wokół, kierujemy optykę w stronę północnego nieba i dyskutujemy na tematy różne. W końcu olśnieni nagłym przebłyskiem geniuszu sięgamy po telefony i próbujemy znaleźć jakieś narzędzie, które podpowiedziałoby nam jak to jest z ów burzą magnetyczną, której widowiskowym efektem jest m.in. zorza. Okazuje się, że faktycznie, już po ptokach. Bawimy się jednak świetnie podziwiając panoramę Zabrza i Gliwic zastanawiając się jak daleko dziś można spojrzeć w horyzont... Zdaje się, że najdalszym obiektem tego wieczoru są majaczące w oddali światła ostrzegawcze zakładów azotowych w Kędzierzynie, bowiem za Zabrzem kres wyznaczają wyżej położone rejony Tarnowskich Gór.
Bogatsi o nową wiedzę z zakresu polowania na zorze wracamy zadowoleni jednak z tego, że udało nam się przemaszerować całkiem spory kawał drogi. Snujemy plany na kolejną eskapadę w ciemność z nadzieją, że wtedy jednak uda się nam już zobaczyć nieco więcej, niż skrzące się w oddali sztuczne światła latarni i domów. A, jak się później okazało, aby upolować bladą, różową poświatę, nie trzeba nawet ruszać się z domu - wystarczy wejść na dach. Ale to już zupełnie inna historia...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)