Raz w miesiącu Zabrze staje się naprawdę odjazdowym miastem. Dokładnie drugi piątek miesiąca - niezmiennie od niemal już dwóch lat! Tym razem zakręciliśmy jeszcze bardziej wyciągając spomiędzy wysokich regałów i stert ksiąg bibliotekarzy! "Odjazdowy Bibliotekarz" to ogólnopolska inicjatywa, która burzy światopogląd szarego uczestnika życia codziennego, który uparcie wierzy, że w bibliotece siedzą jedynie książkowe mole, a nad księgowaniem i katalogowaniem całości zbiorów czuwa ponura pani, która dorównuje wiekiem najstarszym zbiorom bibliotecznym i sama wszystko już przeczytała przynajmniej dwa razy.
Wraz z silną reprezentacją miejscowych włodarzy i goszczącej u nas Księżniczki ziem bytomskich obraliśmy we czworo kurs na pl. Wolności - trzema rowerami: Tandem (Pamir Duet Okrutny), Dexter, oraz wiekowy Simson, którego zaszczytnie dosiadłem drugi raz ja. I nie było wielkiego zaskoczenia, że pół godziny przed startem na starcie mieniło się już na pomarańczowo całkiem sporo rowerzystów, a tych mniej pomarańczowych we właściwe kolory wyposażali radośni bibliotekarze, którzy ten rewolucyjny kolor wybrali sobie właśnie za sztandarowy dla całej akcji. Nie zabrakło telewizji, a przed obiektyw tradycyjnie chciał mnie wypchnąć Kubush, co tylko po części mu się udało - sam też został zaciągnięty do odpowiedzi na pytania - możecie oglądnąć tutaj od 8:30 minuty.
Nie można powiedzieć, że wystartowaliśmy punktualnie, ale to nie była najistotniejsza sprawa. Po kilku słowach wprowadzenia barwny korowód ruszył na podbój zabrzańskich szos, które akurat w tym tygodniu nieustraszeni drogowcy postanowili miejscami wzbogacić o kilka frezów, dzięki czemu nasza trasa była nieco zmieniona względem pierwotnych założeń. Ale było za to bardzo pozytywnie i wesoło, a ponad setka rowerów przetaczająca się z wolna ważnymi traktami miasta zrobiła na kierowcach i przechodniach ogromne wrażenie.
Artystyczna dusza Janka dała o sobie znać - ciekawe ujęcie. |
A przejazd bynajmniej końcem atrakcji nie był. Gdy my raźno kręciliśmy wokół centrum, druga ekipa przygotowywała niespodziankę, na którą dotarliśmy niespodziewanie odrobinę przed czasem. Na rowerzystów czekały przepyszne muffinki (których oczywiście nie zdążyłem skosztować), mandarynki i... oczywiście kosze książek, które można było do woli przeglądać i najciekawsze sobie zabrać. Nie zabrakło losowania z nagrodami, które były naprawdę fajne - bony zakupowe w internetowych księgarniach i kilka bardzo ciekawych książek, do których oczywiście też nie miałem dziś szczęścia. Ale nic straconego, wszak za rok znów się spotkamy, prawda? No i mamy nadzieję, że bibliotekarze, z których spora część na co dzień jeździ na rowerach do swojej pracy, będą nas odwiedzać na kolejnych Masach w Zabrzu i nie tylko. Było naprawdę pozytywnie, bez dwóch zdań!
Bibliotekarze także chcieli z nami fotkę. |
Po pikniku przyszedł czas na powrót, tym razem już większą grupką, która w Mikulczycach się przegrupowała. Ja zmieniłem Simsona na moją arcywygodną Morfinę i po krótkiej pogawędce w większym gronie u Piernika wybraliśmy się jeszcze odprowadzić Księżniczkę na jej pałace, ale to już zupełnie inna historia...
Uśmiech zaiste niecodzienny :D
OdpowiedzUsuńNiezły Wam ten bibliotekarz wyszedł, w Krakowie było trochę mniej osób, ale też odjazdowo! Jak znajdę czas w ferworze przygotowań do Święta Cyklicznego też wrzucę fotorelacje u mnie.
OdpowiedzUsuńElovelo witam serdecznie na moim blogu :)
UsuńWow! mole na rowery. Co za akcja. W końcu w zdrowym ciele zdrowy duch. Gratulacje za całokształt. Serafin, kamera Cię kocha. Foty super. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńno nie wiem, jakby nie było, scena nie była mi pisana... dziękuję, choć w całym przedsięwzięciu niewiele mojej zasługi :)
Usuń