sobota, 13 października 2012

Zabrze w innym świetle

To była długo planowana, a później wyczekiwana impreza, której zalążek zrodził się już dawno w głowie Kubusha. Pogoda trafiła się nam niemal idealna, gdyby nie liczyć chłodu, który jednak nikomu na początku szczególnie nie przeszkadzał. Drugi rajd z cyklu "Na kole ku..." iluminacjom, czyli szlakiem podświetlonych budowli w Zabrzu rozpoczęliśmy pod pomnikiem Pstrowskiego stojącego vis-à-vis budynku Muzeum Górnictwa Węglowego, gdzie przyjechałem w solidnej grupie: Skud, Gusiek, Goofy i Piernik. A przyjechałem wyjątkowo na szosie, która chwilowo musi mi zastąpić Morfinę - nie chcę ryzykować dalszego uszkodzenia przedniego amortyzatora... Ale wracając do głównego wątku, pora na kolejną porcję historycznej (i nie tylko) wiedzy. Gotowi na spojrzenie na Zabrze w innym świetle?
Wincenty Pstrowski był zwykłym górnikiem, jednak jego zapał i patriotyzm sprawiły, że przez władze PRL'u został uznany za wzór przodownika pracy, co szybko nastręczyło mu równie wielu przeciwników, co i zwolenników. Pracując jako rębacz w kopalni "Jadwiga" 27 lipca 1947 wystosował list otwarty do górników, wzywający do współzawodnictwa pracy i przekraczania norm, czym właśnie zyskał sobie ogromną przychylność ówczesnej władzy. Sam wierzył, że poprzez współzawodnictwo w pracy zostanie przyspieszona odbudowa zniszczonej Polski, a do historii przeszło jego hasło: "Kto da więcej niż ja?".
Krótką karierę żyjącej legendy przerwała niespodziewana śmierć  Pstrowskiego. W wersji oficjalnej zmarł na białaczkę, jednak według innych relacji przyczyną zgonu mogło być usunięcie trzech zębów i następnie zbyt szybki powrót do pracy, co zaowocowało zakażeniem krwi. Dla rządzących jego śmierć oznaczała przede wszystkim porażkę propagandową. Popularne wówczas powiedzonko głosiło, że jeśli chcesz iść na Sąd Boski, pracuj tak jak Wicek Pstrowski. Inne powiedzenie głosiło zaś: Wincenty Pstrowski, górnik ubogi, przekroczył normę, wyciągnął nogi.
Po uroczystym pogrzebie z udziałem dygnitarzy postać Pstrowskiego poszła w zapomnienie. Jego legendę postanowiono odświeżyć dopiero po latach - w 1978 roku ówczesny I sekretarz KW PZPR w Katowicach, Zdzisław Grudzień, dokonał odsłonięcia pomnika Pstrowskiego w Zabrzu. Autorem pomnika jest prof. M. Konieczny, zaś fundatorem ówczesny KM PZPR. Sama zaś postać Pstrowskiego stała się motywem do powstania w 2008 roku sztuki teatralnej "Prezent dla towarzysza. Edwarda G." w reżyserii Janusza Dymka. 
Spod pomnika ruszyliśmy w końcu sporym peletonem pod eskortą zabrzańskiej Policji do kolejnego punktu na naszym dzisiejszym szlaku - pod siedzibę DB Schenker Rail Polska, gdzie od jakiegoś czasu stoi ogromny parowóz. Ty2/Ty42 były parowozami towarowymi konstrukcji niemieckiej, które budowano masowo w wielu fabrykach europejskich w Niemczech i krajach okupowanych, m.in. w Polsce w latach 1942-1945. Kriegslokomotive -  niemiecka lokomotywa wojenna - do 1994 roku służyła w Kopalni Piasku Podsadzkowego w Jaworznie, skąd po aż 50 latach ciężkiej pracy parowóz trafił na bocznicę. Przed przerobieniem na przysłowiowe żyletki uratowała ją firma DB Schenker, która przejęła lokomotywę i początkowo sama chciała ją nawet sprzedać na złom.
Ty2-5680 została wyprodukowana w 1943 r. w Niemczech. "Szenkuś" waży niemal 80 ton, z tenderem zaś ponad 114 i w czasach świetności opalany lepszym gatunkiem węgla mogła ciągnąć składy towarowe o masie 620 ton z szybkością 80 km/h lub 1700 t z prędkością 50 km/h. - To prawdziwy cud techniki składający się z 5 tys. części. Ma nawet ogrzewaną kabinę - opowiadał Pan Ryszard Bendkowski, a ja, jako prawdziwy maniak kolejnictwa, nie mogłem przepuścić okazji by zajrzeć do kabiny i zerknąć przed siebie na ogromny kocioł zwieńczony kominem na przedzie. Najciekawsze w lokomotywie jest jednak to, że jest teoretycznie w stanie czynnym - wystarczy rozpalić w kotle i można by ruszać... gdyby tylko przenieść ją na nieco dłuższy odcinek torów.
Kolejnym miejscem i pierwszym z budynków, które zaplanowaliśmy na dziś odwiedzić był kościół pw. św. Józefa - jedna z wizytówek Zabrza i bez wątpienia jeden z najwspanialszych przykładów  nowoczesnej architektury sakralnej okresu międzywojnia na Górnym Śląsku. Kościół wybudowany został w latach 1930 – 1931 według projektu wybitnego architekta Dominikusa Bohma z Kolonii, w stylu modernistycznym. Bryła kościoła wypiętrza się tuż przy jezdni ulicy Roosevelta i jednocześnie efektownie zamyka swym frontonem ulicę Damrota. Zadziwia swoją prostotą, ascezą formy, surowością a jednocześnie monumentalizmem i wyjątkowo bogatą symboliką nawiązującą do starożytnej architektury. Fronton kościoła przedstawia potrójny rząd arkad i stanowi główny motyw, który powtarza się dalej w otworach wieży, wewnętrznym obejściu i w oknach świątyni -  jak sam architekt określał - światłem malowanej. 
W świątyni można odnaleźć nieprawdopodobną wręcz symbolikę: symbolika światła jako emanacji Boga,
symbolika liczb świętych (7, 12, 33, 40), plac wejściowy do kościoła „paradisus” (Rajski Plac) – podobne place znajdowały się przed starochrześcijańskimi bazylikami, fasada – rzymskie bramy (brama do nieba) lub akwedukt – woda życia, przejście od profanum do sacrum – święta brama (porta sacra) – obmycie – oczyszczenie z grzechów, metafora drogi życia – wydłużona nawa kościoła, której towarzyszy 7 okien witraży z siedmioma sakramentami w witrażach, czy chrzcielnica u podstawy wieży u wejścia do świątyni – motyw oczyszczenia u progu „świętej drogi” na drodze chrześcijanina do zbawienia, nieba – (symbolicznie wieża i spiralne schody).
Dominikus Böhm uważał, że architekt powinien projektować obiekt całościowo; począwszy od bryły, formy przestrzeni, aż po wyposażenie i detal (Böhm był również twórcą wnętrz, mebli, witraży, mens ołtarzowych). W dużych oknach po stronie zachodniej znaleźć się miały osadzone w ciemnej gamie barwnej witraże, a okna wschodnie miały dawać jedynie skromne światło. Najjaśniejsze oszklenie miało towarzyszyć strefie ołtarza – najważniejszemu miejscu świątyni, uniesionemu wysoko nad posadzkę nawy, rozświetlonemu i akcentującemu jedynie istotę wiary – krzyż. Wśród ciekawostek warto też zwrócić uwagę na kaplicę/drugi kościół, który znajduje się pod prezbiterium. Znajduje się tam ołtarz poświęcony św. Barbarze - patronce górników - który wykonano nie z marmuru, a z węgla, przy użyciu jednak tych samych metod obróbki kamienia, co dało bardzo zaskakujący efekt. Godna polecenia jest również mozaika przedstawiająca św. Franciszka na górze Alwernia w lewej części kościoła.  
Drugą ze świątyń, jakie dziś odwiedziliśmy była parafia-matka Józefa, czyli Andrzej. Kościół pw. św. Andrzeja Apostoła w Zabrzu znajduje się na drugim końcu ul. Dubiela, która niegdyś łączyła obie parafie. Został wybudowany w latach 1865–1868 według projektu budowniczego Assmanna i co ciekawe, bez pomocy finansowej możnowładców. Warto też nadmienić, że obok Biskupic, Mikulczyc i Zaborza, to jedna z najstarszych parafii w Zabrzu, a jej bogata historia sięga aż XIV wieku.
Świątynia została konsekrowana 6 maja 1868 roku i już niedługo po tym - w latach 1895-1896 została powiększona o nawę boczną. W ciągu swej dwustuletniej historii była dwukrotnie odnawiana (1948 i latach 1964-1965). Kościół   nawiązuje do stylu neoromańskiego, jednak nie jest jego czystą formą, co wynikało z tego, że budowali go miejscowi, niezbyt dobrze wykształceni ludzie, własnymi siłami.  Wybudowany na planie prostokąta, jednonawowy z kaplicą, przekryty dachem dwuspadowym, oraz z wieżą w osi z fasadą. Choć wybudowany z tradycyjnej cegły, z zewnątrz w całości jest okryty piaskowcem, który w wielu miejscach bogaty jest w drobne detale, wewnątrz zaś w całości otynkowany i skromnie zdobiony, największą zaś uwagę skupia ogromna mozaika w prezbiterium, która skrywa pod sobą zamurowane witraże.
Kolejnym miejscem, gdzie przystanęliśmy na chwilę był budynek dawnej dyrekcji Huty Zabrze, którą miałem okazję odwiedzić - niestety już nie w czasach jej świetności. Dość niedawno przejął go Urząd Miasta Zabrze jako jedną ze swych placówek - najbardziej reprezentatywny tzw. "Ratusz Miejski". Zapoczątkowało to także wielkoskalowy i trwający do dziś remont. Wypiaskowano fasadę, zmieniono dach, odnowiono wierzę i zegar dodając odtwarzany co 15 minut cyfrowy "dzwon", a cały ten efekt, zupełnie za darmo, oświetliła najnowszą technologią LEDową panująca jeszcze nie tak dawno na polskim rynku energetycznym firma Vatenfall.
Siedziba dyrekcji Donnersmarckhutte została wybudowana w 1907 r. według projektu  projektu berlińskiego architekta Hartmanna. Budynek wybudowano na planie litery "C". Ma symetryczną i monumentalną, 50 metrowej długości elewację.  Kamienny portal wejściowy niegdyś ozdobiony był figurami cherubinów (lub wg niektórych atlasów), które trzymały ogromne szklane kule. Niestety w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach (prawdopodobnie podczas jednego z remontów) jeden z nich został roztrzaskany. Dziś drugi - ocalały - spoczywa w pracowni konserwatorskiej i mam nadzieję, że niedługo wróci uzupełnić pozostawioną po sobie pustkę. Nad portalem w ozdobnym kartuszu umieszczono datę budowy oraz herb huty, który został wraz z adaptacją pod miejski ratusz zdjęty i będzie zastąpiony prawdopodobnie herbem miasta, natomiast przed samym wejściem na dwóch cokołach spoczęły bardzo współczesne lwy - nawiązujące do tych, które strzegą parku w Kończycach i są dość tajemniczo związane ze Śląskiem i rodem Donnersmarcków.
Na parterze budynku ulokowane były w czasach świetności gabinety dyrektorów spółki. We wschodnim skrzydle umieszczono sale konferencyjną i to prawdopodobnie w niej znajduje się niesamowity fresk z panoramą Zabrza z czasów świetności huty - niestety dziś próżno szukać o nim konkretnych informacji, a już na pewno nie zdjęć. Na lewo od głównego wejścia umieszczono portiernię i poczekalnie, na prawo registraturę, księgowość. Wspaniałe i przestronne korytarze zdobiły plafony, a w pomieszczeniu reprezentacyjnym - strop kasetonowy. Co dziś zostanie z tego piękna po kapitalnym remoncie - trudno zgadnąć, jednak znając nieco naszą Panią Prezydent, można mieć nadzieję, że całkiem sporo.
Przedostatnim miejscem, które odwiedziliśmy był jeden z najlepszych punktów nawigacyjnych w okolicy - Krzyż Papieski. Ta wysoka na 33 metry stalowo-kratownicowa konstrukcja przywodzi na myśl wyjątkowo krótką wizytę błogosławionego Jana Pawła II 17 czerwca 1999 roku na Gliwickim lotnisku. Właśnie na tą uroczystość Mostostal Zabrze wykonał nawiązującą swą formą do Gliwickiej Radiostacji konstrukcję, która wróciła do Zabrza i dopiero tutaj została poświęcona jako Krzyż Papieski. Dlaczego tutaj? Parafia pw. św. Wojciecha właśnie wtedy powstawała, a ponadto jest najwyżej położoną parafią Diecezji Gliwickiej. Ta cecha przydawała się także pilotom śmigłowców ratownictwa medycznego, którzy nie raz lądowali na parkingu przed kościołem, z którego jest bardzo blisko do Śląskiego Centrum Chorób Serca używając po zmroku ogromnego Krzyża jako punktu nawigacyjnego.
Finisz rajdu odbył się na terenie Szybu Maciej, którego historię przytaczałem całkiem niedawno, dlatego dziś już Wam tego oszczędzę, bo i tak rozpisałem się aż za nadto - ale cóż zrobić, gdy tyle ciekawych miejsc odwiedza się jednego wieczoru? Tu jednak po spektakularnym i sprawnym przejeździe przez zamgloną "Słoneczną Dolinę" czekała na nas gorąca herbata, kawa i całe kartony ciasteczek (za herbatę dziękujemy Herbaciarni Czajnik!). W połączeniu ze świetnym i lekkim poczuciem humoru p. Andrzeja, który z dumą opowiadał o historii, parametrach i wizji przyszłości kompleksu szybowego, od razu zrobiło się nam cieplej. Tak więc zasiedzieliśmy się nieźle i zagadaliśmy snując plany i szukając pomysłów na kolejne edycje radu "Na kole ku...". Zostaliśmy też zaproszeni na wspólnego grilla, a tej okazji nie przepuścimy!
Tak zakończyła się druga edycja integrującej zabrzańskich rowerzystów i pasjonatów historii miasta impreza, która mamy na dzieję na stałe wpisała się w kalendarze Muzeum Górnictwa Węglowego i Zabrzańskiej Masy Krytycznej. Pozostało już tylko odłożyć pusty kubek po herbacie i ruszyć całą ekipą w stronę domu na tyle sprawnie, by nie zmarznąć.

PS: Gratuluję wytrwałości w czytaniu i pozdrawiam!
~Serafin

1 komentarz :

  1. Ehh kolejny fajny wypad a ja w pracy siedziałem :P Normalnie strach się bać co będzie dalej, bo w Zabrzu zaczyna się coraz mocniej rowerowo dziać :D Masa, rajdy, wyścigi tylko niebieski szlak jakiś taki niedorobiony :P

    PS: Super post fajnie się czytało :P

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)