sobota, 30 czerwca 2012

Industriada!

Industriada, czyli trzecie już Święto Szlaku Zabytków Techniki - sztandarowego materiału promocyjnego Śląska. Nad przygotowaniem tego jednego dnia w roku pracowało  prawie 50 podmiotów w 36 lokalizacjach rozrzuconych po 22 miastach całego województwa. Pierwsza edycja zupełnie mi umknęła, drugą zdążyłem ledwo musnąć, dziś wiec postanowiłem w dużej mierze nadrobić braki i zaległości, szczególnie na "własnym podwórku".

Rozpocząłem od Szybu "Maciej", gdzie miałem spotkać się z Agą i Jankiem, którzy już wcześniej wyruszyli na szlak odwiedzając Radiostację Gliwice. Niestety szybko okazało się, że największa atrakcja, czyli wieża szybowa jest niedostępna z powodu trwającego jeszcze remontu całego budynku nadszybia. Pozostało więc zwiedzanie maszynowni działającej po dziś elektrycznej maszyny wyciągowej Simensa zbudowanej w tak zwanym układzie Leonarda - jednym z najbardziej ekonomicznych i bezawaryjnych. Nie lada atrakcją było też przyjemnie chłodne podziemie maszynowni, co w dzisiejszy upał było nie lada ukojeniem.

Zespół Szybu Maciej znajduje się w zachodniej części Zabrza. Powstał na terenie Maciejowa - dzielnicy Zabrza, która z kolei swoją nazwę wzięła od imienia patrona kościoła parafialnego – św. Macieja, lub, jak twierdzą inne źródła, od nazwiska Macieja Wilczka, właściciela miejscowych dóbr ziemskich zwanego „ojcem zabrzańskiego przemysłu”. Szyb, a właściwie dwa szyby zostały zbudowane w roku 1922 bezpośrednio przy dzisiejszej ul. Srebrnej. Każdy z szybów jest zbudowany podobnie, tzn. ma przedziały klatkowe jak i pomocnicze, dzięki czemu jednocześnie służą jako przewody wentylacyjne którymi przetłaczane jest powietrze.   

Szyb "Maciej" do początku lat '90 XX wieku był częścią układu wentylacyjnego dawnej kopalni "Concordia", a do niedawna zespołu kopalń "Pstrowski", dziś już natomiast sprywatyzowana KWK Siltech. Szyb prawy jest szybem głównym i jednocześnie nadmuchowym, którym świeże powietrze docierało w głąb kopalni, natomiast zużyte powietrze przepływało lewym szybem i małą odnogą w prawo do wentylatorów wyciągowych.  
 
Po drugiej wojnie światowej mały zespół został powiększony o stację uzdatniania wody, której obecność poniekąd przyczyniła się do przetrwania szybu, oraz rozdzielnię, szatnię z łaźnią i obiekty nowego wentylatora. Nadszybie było głównym obiektem technologicznym. Od północy przylega do niego budynek najstarszego wentylatora z dobudowanym po drugiej wojnie światowej segmentem nowego wentylatora dostawionym wraz z partią dyfuzorów od strony zachodniej.

Budynki najstarszej części zespołu są w większości obiektami murowanymi. Zbudowane zostały z cegły ceramicznej bez tynkowania elewacji. W budynku nadszybia zastosowana została konstrukcja szkieletowa wykonana ze stali z ceglanym wypełnieniem. Obecnie właścicielem całego kompleksu jest firma DEMEX, która zamierza otworzyć w budynku nadszybia Zespołu Szybu Maciej restaurację. Obecnie są też prowadzone kompleksowe prace adaptacyjne i remontowo-konserwatorskie, których efekt w znacznej części można już podziwiać - piaskowana elewacja, uzupełnione ubytki w cegłach, wymienione szyby w oknach, nowa stolarka i elementy dekarskie - budynek wygląda już jak nowy!

Z urokliwego, otoczonego zielenią Macieja udaliśmy się dalej do kolejnej kopalni - Królowej Luizy. Skansen odwiedzaliśmy już dziesiątki razy, jednak nigdy nie mieliśmy szczęścia na zwiedzanie szybu. Dziś szczęście uśmiechnęło się i szyb był otwarty, więc bez zastanawiania się nad tym, czy ktoś ma lęk wysokości, raźno wdrapaliśmy się 25 metrów w górę, na szczyt, by podziwiać niesamowitą panoramę Zabrza prażącego się w popołudniowym słońcu.

Główną atrakcją skansenu jest parowa maszyna wyciągowa wyprodukowana w 1915 roku w hucie Prinz Rudolf w Dülmen, o mocy 2 tys. koni mechanicznych, która pozwalała opuszczać windy z prędkością 10 m/s. My jednak odpuściliśmy sobie przebywanie w towarzystwie gigantycznego, ziejącego nieprzyzwoitym gorącem i buchającego parą urządzenia. Na szczęście czekało na nas jeszcze kilka innych atrakcji.

Pierwszą z w wspomnianych jest niewątpliwie  Muzeum Pojazdów Zabytkowych Muzeum zorganizowane przez Automobilklub Śląski w dawnej hali kopalnianej kompresorowni. Najstarszy pojazd pochodzi aż z 1912 roku, ale najcenniejszym skarbem jest czarny Daimler Majestic Major z 1966 roku, który przez 7 lat  służył na dworze Królowej Matki Elżbiety II.

Nieco bardziej na świeżym powietrzu natomiast swój liczny arsenał prezentowała Grupa Śląsk, której specjalnością są wszelkiej maści posiadające koła militaria: wozy mniej, lub bardziej bojowe, motor, amfibie, samoloty, czy wyrzutnie rakiet i haubice. 

A gdyby komuś było jeszcze mało, w duchu maszyn parowych zorganizowano oczywiście konferencje na temat Steampunku, w tym warsztaty robienia biżuterii, szalony salon fryzjerski i oczywiście pokaz mody, oraz wystawy fotograficzne - a wszystko w obłokach kłębiącej się pary.

Skansen Górniczy „Królowa Luiza” powstał na terenie założonej w 1791 r. kopalni węgla kamiennego, a w jego skład wchodzą dawne wyrobiska Königin Luise Grube, oraz współczesne chodniki i komory kopalni „Zabrze”. Dwa kompleksy są obecnie przygotowywane do podziemnego połączenia się z rewitalizowaną Kluczową Sztolnią Dziedziczną. Obejmuje obiekty wzniesione w drugiej połowie XIX wieku, w tym odwiedzony dziś przez nas. budynek maszynowni i nadszybia byłego szybu Carnall. Drugą część skansenu, nieczynną z powodu prac związanych ze wspomnianą Sztolnią, stanowi pochylnia z korytarzami podziemnymi o łącznej długości 1560 m, schodzących do głębokości 35 metrów.

Trzecim punktem na naszej trasie była założona w 1855 roku przez hrabiego Guido Henckel von Donnersmarcka Zabytkowa Kopalnia Węgla Kamiennego Guido. I w tym przypadku przynajmniej nie ma najmniejszych wątpliwości, skąd wzięła się nazwa, choć przez dziesiątki lat działalności nazwy ulegały różnym zmianom, a bodaj najpopularniejszą nazwą była "Concordia".

Funkcjonujący dziś jako główna atrakcja naziemna szyb to  "Eisenbahn" ("Kolejowy"), który nazwano tak na  cześć wspólnika, z którym Donnersmarck zawiązał spółkę - Oberschlesische Eisenbahn Gesellschaft (Górnośląskie Towarzystwo Kolejowe). Wynikało to z niespodziewanego zalania szybu "Barbara",  który w międzyczasie przemianowano na "Guido", gdy na głębokości 117 metrów przerwał warstwę wodonośną. W 1870 roku rozpoczęto osuszanie i pogłębianie szybu do poziomu 170, oraz jednoczesne drążenie drugiego, niezbędnego szybu "Kolejowy".

I niestety tylko na zwiedzaniu części naziemnej musieliśmy znów poprzestać, bo tradycyjnie oblężenie podziemi przerosło możliwości organizatorów. Na szczęście wśród atrakcji było zabrzańskie Miasteczko Discovery, w którym największą atrakcją był oryginalny, stworzony na aukcję WOŚPu chopper, stworzony przez Orange County Chopper.

Sporym zainteresowaniem, zwłaszcza wśród pokoleń pokroju właśnie nas, miały stoiska Stowarzyszenia Miłośników Zabytków Informatyki, dzięki którym każdy mógł przenieść się do lat swojej młodości podziwiając, a nawet grając na komputerach i konsolach takich jak: ATARI, AMSTRAD, COMMODORE, ZX Spectrum i wiele innych. W sumie wystawa obejmowała ponad 60 eksponatów, od najmniejszych i przenośnych organizerów i kalkulatorów, po olbrzymią szafę procesora komputera "Odra 1305".

Po mniejszych i większych przygodach opuszczamy w końcu rodzime Zabrze za pomocą bezpłatnego busa, który przewiózł nas raz jeszcze przez odwiedzone wcześniej miejsca w odwrotnej kolejności, by ostatecznie znaleźć się na trasie w stronę Katowic. Przy okazji przy Szybie Maciej widzieliśmy Goofiego, którego serdecznie pozdrawiam, bo dodzwonić się nie umiałem. W Katowicach małe przegrupowanie, zmiana środka transportu na klimatyzowany (sic!) autobus komunikacji miejskiej i tym sposobem po dłuższej podróży na "chybił trafił" zastał nas już mrok, a my dotarliśmy na słynny Nikiszowiec (śl. Ńikisz).

Wieczorową porą ze sceny nawoływał nas Lech Janerka, my jednak postanowiliśmy się przechadzać miedzy typowymi, śląskimi familokami podziwiając ten unikatowy Pomnik Historyczny. Samo osiedle posiada zaledwie stuletnią historię, jednak nie można mu odmówić uroku i klimatu, no może betonową kostką na uliczkach. Początkowo było to osiedle robotnicze dla górników kopalni "Giesche" i to właśnie sprawiło, że osiedle posiada swój indywidualny charakter zabudowy. Zresztą nie to jedyne osiedle zostało utrzymane w jednolitym, stonowanym stylu, wszak całkiem niedawno odwiedzałem cztery osiedla patronackie w Zabrzu budowane w myśl tych samych nurtów urbanistycznych.


Nikiszowiec powstał na terenie obszaru dworskiego (własność większa, gmina szlachecka – jednostka podziału administracyjnego w Austrii i Prusach) Gieschewald (Giszowiec) w latach 1908−1918 z inicjatywy koncernu górniczo-hutniczego Georg von Giesches Erben. Sześć lat później nastąpiła likwidacja obszaru dworskiego, a Nikiszowiec wraz z sąsiednim Giszowcem włączono do gminy Janów. Później osiedle stało się częścią nowego miasta – Szopienic, by ostatecznie w 1960 roku wraz z całymi Szopienicami Nikiszowiec trafił pod skrzydła miasta Katowice i od tego czasu wraz z Janowem stanowić administracyjną dzielnicę miasta i nie lada atrakcję turystyczną.

Ostatnim punktem na naszej industriadowej mapie jest Chorzów i wieża wyciągowa dawnego szybu "Prezydent" - jedna z nielicznych pozostałości po jednej z najstarszych i najdłużej fedrujących kopalni na Śląsku, czyli "Königsgrube" ("Król"). Warto wspomnieć od razu, że dzieje kopalni sięgają aż 1791 roku, sam natomiast czterdziesto dwu metrowy szyb o wyjątkowej, żelbetowej konstrukcji, powstał w 1933 r. według projektu inż. Ryszarda Heilemana z Katowic. Początkowo szyb nosił imię "Wielki Jacek", jednak  w 1937 roku przemianowano go na "Prezydent" na cześć związanego z Chorzowem Prezydenta RP Ignacego Mościckiego

Niewątpliwie sąsiedztwo "Königshütte" (Huta Królewska) stało się inspiracją, do położenia przez organizatorów na obecność ognia, w tym instalacji artystycznej wielkiego pieca, który w trakcie całego święta był opalany drewnem, a we wnętrzu skrywał ceramiczne rzeźby, których prezentacja w rozgrzanym piecu była jedną z ostatnich wieczornych atrakcji. Koniec Industriady obwieścił o północy fenomenalny pokaz fajerwerków, który widzowie nagrodzili gromkimi brawami.
Pozostały jednak jeszcze dwa koncerty: Lao Che i Łona i Webber, którzy zagrali pod Szybem "Prezydent". Ich jednak zostawię sobie już na osobny wpis. Zatem dziękuję za uwagę, gratuluję wytrwałości i zapraszam już wkrótce na kolejną porcję moich subiektywnych słów.

2 komentarze :

  1. Bardzo fajna relacja. Mam głęboki żal do działu organizującego tok moich studiów, że akurat na ten dzień zaplanował mi atrakcje w postaci egzaminów. Zeszłoroczna Industriada była rowerowa, miałem nadzieję, że Wy też wybraliście się na rowerach, ale widzę, że czujecie już swoje lata i zaczynacie się oszczędzać :)

    Pozdrawiam serdecznie Agę, Ciebie i Janka, który chyba już zapomniał, że ma bloga na utrzymaniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. No świat jest mały ;) Ja też Cię serdecznie pozdrawiam. Szkoda że nie trafiliśmy się na tym Macieju. Dla mnie tam wypadł w tym roku finał Industriady. Ale widzę, że Wy skorzystaliście z niej maksymalnie - od początku do końca :)

    P.S. Jak te burze odpuszczą do piątku, to może zobaczymy się w końcu na jakiejś Masie :)

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)