Jak widać i ja olałem ogólnopolski szał na wpatrywanie się w biegających po trawniku facetów. Zamiast tego zaryzykowałem i wsiadłem na poziomkę żeby przejechać już dwudziestą-trzecią Zabrzańską Masę Krytyczną. Tradycyjnie więc zebraliśmy się w okolicy mojego domostwa, by w czteroosobowej reprezentacji na trzech rowerach ruszyć na podbój zabrzańskich szos. Swoją drogą ciekawe, kiedy Masa zmieni się naturalną koleją rzeczy w zlot pojazdów dziwnych i nietypowych - żarcik taki oczywiście dla wtajemniczonych, którzy z dystansu dostrzegają grono entuzjastów przyjeżdżających na coraz różniejszych i bardziej wymyślnych rowerach.
Niestety mimo całkiem przyzwoitej pogody zebrało się mało rowerzystów, ale to nie umniejszało świetnej atmosfery - wręcz przeciwnie. Jako, że jeździłem jeszcze dość niepewnie, cały przejazd jechałem na czele, żeby w przypadku upadku lub innych niespodziewanych okoliczności spowodować przy okazji wielką katastrofę dla reszty peletonu. Zresztą i tak nikt, nawet radiowóz, nie odważył się mnie mijać w odległości mniejszej, niż szerokość pasa ruchu. Na szczęście obyło się bez przykrych niespodzianek w postaci niekontrolowanych zmian kierunków jazdy, czy innych upadków, więc wszyscy przejechaliśmy cało i zdrowo, choć moje ręce i nogi wcale nie zdawały się być zadowolone - z racji konstrukcji cały czas trzeba kierownicą kontrować nacisk na pedały żeby jechać prosto, co tylko w teorii wydawało się proste i niewymagające większego wysiłku. I jakby nie patrzeć, poziomka wygląda jak rower, z którym jednak jest coś nie tak, zwłaszcza wśród "klasycznych" konstrukcji ;)
Po przegrupowaniu sił i powrocie już pełną prędkością zmieniłem Bleka na Morfinę i udałem się do Piernika na tradycyjne już ostatnio "kanapki z cukrem" będące zapowiedzią odprowadzania Księżniczki do jej odległego grodu. Tym razem jednak reprezentacja okazała się wyjątkowo liczna, bo prócz wyżej wymienionych pojechał z nami Skud i Janek, dzięki czemu było jeszcze weselej, niż zwykle, ale jak zawsze to już temat na zupełnie inną powieść...
Zawsze chciałem przejechać się takim dziwakiem rowerowym :) Tyłek nie boli, nisko siedzisz i mały opór powietrza to jest to :)
OdpowiedzUsuń