Województwo Opolskie nader piękne jest, tak pomyślałem wysiadając kolejny raz na stacji "Zdzieszowice", której urok odstraszyłby najbardziej zapalonego inwestora. Na szczęście to tylko jeden z wyjątków i wystarczy ujść kilka kroków, by piękny krajobraz przyćmił pierwsze nie najlepsze wrażenie. Tym razem jednak moim celem nie była Góra św. Anny, a pobliska wieś Rozwadza odległa dosłownie o rzut beretem od Zdzieszowic. Tylko właściwie po co tam idę?
Leżąca u stóp góry Św. Anny Rozwadza znajduje się na starym szlaku handlowym, łączącym Koźle z Opolem. Tą drogą przechodziły w 1241 roku wojska tatarskie, w 1807 roku oddziały napoleońskie, a dziś, w 2012 roku skromnie i jednoosobowo ja. Ale to nie jedyne cechy wspólne, jakich szybko dopatrzyłem się w tej pięknej okolicy. W dzisiejszym Zenori Art Studio odbywał się właśnie drugi dzień festiwalu jako druga rocznica działania ów fundacji. A miejsce jej działalności nietuzinkowe, bo w przepięknie odremontowanym kościółku ewangelickim, który niegdyś należał do zabrzańskiej parafii ewangelicko-augsburskiej. Pochodzący z 1888 roku kościółek swoją funkcję pełnił do lat '70 ubiegłego wieku.
Dzisiejszą część festiwalu rozpoczęto od odsłonienia tablicy informacyjnej, z której wyczytać można nieco więcej z historii tego malowniczego miejsca. Całość uświetniły werble, a następnie mały pokaz Młodzieżowej Orkiestry Dętej Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej z Kędzierzyna Koźla. Po tym wstępie rozpoczęła się właściwa część koncertowa na małej scenie obok wierzy kościółka, a melodie osłodził nam kołacz, który wypiekły miejscowe dziewczęta w ramach warsztatów.
Muzyczne przyjemności dla uszu zafundował nam zespół Dzień Dobry. Pozytywna akustyczna fala - tak pokrótce opisują samych siebie i coś w tym jest. Dwie gitary klasyczne, akustyczny bas, "przenośne, miechowe organy Hammonda" i szalone skrzypki w fantastycznym, naturalnym kolorze jesionu. Ta mieszanka w połączeniu ze znanymi wszystkim utworami Marka Grechuty w niebanalnych aranżacjach, i własnymi kompozycjami zwojowała scenę i podbiła publiczność, która na przekór słowom piosenki dokazywała w najlepsze i dośpiewywała każdy bardziej znany fragment twórczości pana Grechuty.
A zespół od lewej patrząc stanowią: Krzysztof Maciejowski (skrzypce, śpiew), Jan Stachura (gitara), Małgorzata Stachura (bas akustyczny, śpiew), Piotr Mirecki (śpiew, gitara, cajon) i Stanisław Joneczko (akordeon). I co ciekawe zespół Dzień Dobry ma także w repertuarze i zaprezentował utwór napisany przez Roberta Kasprzyckiego, który był dziś gwiazdą wieczoru i jedynym powodem, że wywlokłem się w to popołudnie tak daleko w nieznane.
I nadszedł w końcu czas na Kasprzycki Band, przesiadłem się więc w wolne pierwsze rzędy i z rzadko spotykanym rogalem na twarzy czekałem niecierpliwie pierwszych taktów całego zespołu, bo w końcu byłem już kilka razy na występach w duecie i trio, a cały Band jakoś przemykał mi zawsze koło nosa.
Skład Bandu od lat niezmienny uszczuplił się w tym roku o niezastąpioną postać Pana Tomasza, co miało znaczący wpływ na dalszą twórczość całego zespołu i muszę przyznać, że mimo wszystko pozytywny w kwestii brzmienia, które nabrało zupełnie innego, mocniejszego wyrazu. Na perkusji panował niepodzielnie najbardziej szalony, uśmiechnięty i pełen energii pan Adam Zadora. Sześciostrunowy bas dzierżył Krzysztof Wyrwa, który skromnie, ale z wielkim kunsztem uzupełniał brzmienie całego zespołu. Po prawej natomiast na wiśniowym wiośle solowym szalał Max Szelęgiewicz, który z radością beztroskiego dziecka, ale i fantastycznym wyczuciem i poczuciem humoru dopieszczał brzmienie ubogacane multiefektami, które były dziś mocną stroną świeżych aranżacji mniej i bardziej znanych mi utworów.
Oczywiście nie potrafię się nachwalić jak szalenie podobał mi się cały koncert, cały ogrom nowych dźwięków, tak dobrze znany mi początek, zapowiedzi i wszystkie nowe utwory, które wgniatały z wrażenia w fotel i błąkają się teraz po głowie wielkim echem. Mam nadzieję, że wkrótce zagoszczą na listach przebojów, a w zaprzyjaźnionych sklepach na półkach znajdą się pierwsze single zapowiadające trzeci pełnowymiarowy krążek Roberta Kasprzyckiego.
Światopodgląd tradycyjnie otwarł koncert, dalej Vis-à-vis zapachniało Krakowem i nowości, z którymi wiążę naprawdę wielkie nadzieje. A moim faworytem jest chyba "Myślę o tobie często", które z nieco przestrojonymi gitarami brzmi naprawdę obłędnie, aż brak słów by móc opisać. "Myślę o tobie często, co nie jest takie proste..."
A Pan Robert był w formie tradycyjnie wywołując salwy śmiechu swoimi błyskotliwymi zapowiedziami, które bez trudu rozkręciły i tak już rozentuzjazmowaną publikę, która bardzo chętnie włączyła się do wspólnego śpiewania sztandarowego "Tylko Ty i ja" i napisanego po raz kolejny na nowo "Nieba do wynajęcia" a'la Gotye. Dla takich koncertów warto przemierzać dziesiątki kilometrów!
Wszystko co piękne jak zwykle ma swój koniec. I tak po krótkiej rozmowie jeszcze z Panem Robertem czekało mnie kilka kilometrów spaceru na Górę św. Anny. Całkiem przyjemny był to wieczór, na skraju lasu migotały świetliki, na niebie gwiazdy, a w oddali stukot nigdy nie zasypiającej największej w Europie koksowni w Zdzieszowicach. Nadłożyłem sobie drogi, a i tak na szczycie byłem wcześniej, niż przypuszczałem. Pora na sen, jutro trzeba wracać na kolejny koncert - własny tym razem...
Wspaniałe słowa na dziś, Serafinie :) I jak zwykle, jak też pisałam, superowe pokoncertowe wspomnienia. A niech wpis i tu zostanie.
OdpowiedzUsuńsara
PS. W Katowicach we wrześniu na Kasprzyckim będziesz? Planujesz? ;)
Dziękuję, miło dostać czasem pochlebną opinię :)
UsuńTak zerkam na Katowice, jednak jeszcze się nie zdecydowałem, choć kusząco blisko. A Ty się wybierasz?
To tak jak u mnie:) Też zerkam, bo i ja mam kusząco blisko te Katowice. Nie wiem, chyba poczekam z decyzją do września.
Usuń