Dziwny to "dziś". Od niedzieli, jakby na życzenie, rozpieszcza mnie słoneczny blask. Tak cudownie odmienić szarą żeczywistość w srebrno-złote pejzarze. Mimo to, jakoś nie mogę się zebrać w sobie, żeby zrobić coś twórczego. Choć dziś, przyznam, z rana zabrałem się do pracy ochoczo, jak mało kiedy. Wypełniłem swój dyrzur, ogarnąłem pokój... Ale to wszystko nic, to wszystko mało... Jedynie obiad na chwilę żucił cień na móg dobry humor. Dziś dentysta. Ale jakoś żyję, wyrwano mi pierwszego w życiu zęba - siódemka. Szczęśliwa? Nie wiem, nie wierzę w takie numeryczne szczęście. Bynajmniej jeszcze nie boli, bo znieczulenie wciąż obezwładnia mi pół jamy ustnej przyprawiając jednocześnie współbraci o napady śmiechu, bo nie potrafię nawet słowa wypowiedzieć wyraźnie. O "Boston Maset Hutet" nie wspominając :) Tak więc zostawiam was w domysłach, jak to brzmi z moich ust i zostawiam piosenkę, w zimowym klimacie, na długie wciąż jeszcze, zimowe wieczory...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)