niedziela, 1 września 2013

Nie chciejcie ojczyzny, która was nic nie kosztuje...

Kwestia patriotyzmu w dzisiejszym świecie, który przecież dopiero co w minionym stuleciu przeżył dwie Wojny Światowe i do dziś wciąż stoi na krawędzi kolejnych wojen wydaje się dziwnie zapomniana i jakby nieistotna. Jest jednak w roku kilka takich dni, w których patriotami powinniśmy się poczuć, utożsamiając się z polskością bardziej, niż podczas jakiś ważnych meczy naszej, za przeproszeniem, Kadry Narodowej, kiedy w oknach i na budynkach zawisają biało-czerwone barwy.

Prowokacja gliwicka, która miała leżeć u źródeł wybuchu drugiego, największego w historii ludzkości konfliktu zbrojnego na świece, stała się inspiracją, by w rocznicę wybuchu II Wony Światowej spotkać się właśnie w Gliwicach, choć tym razem nie pod wieżą Radiostacji - epicentrum wydarzeń. Był czwartkowy wieczór, jak każdy inny w niemieckim wtedy Gleiwitz. Rozpoczęła się przygotowana zaledwie trzy tygodnie wcześniej akcja - siedmiu przebranych za powstańców Niemców na osobisty, telefoniczny rozkaz samego   Himmlera, wtargnęło do budynku, w którym spodziewali się całego sprzętu i personelu do nadawania audycji. Jakież musiało być ich zdziwienie, gdy nie zastali tam nic więcej, jak marny mikrofon do nadawania ostrzeżeń pogodowych, podczas gdy właściwe studio znajdywało się 4 km dalej... 


Prowokacja przyniosła jednak zamierzony rezultat - audycję przerwało na chwilę kilka polskich słów: Uwaga, tu Gliwice. Radiostacja znajduje się w polskich rękach... Później była już tylko cisza i kompromitacja organizatorów, na którą jednak sam Hitler był przygotowany. Wcześniej już przeprowadzono kilka eksperymentalnych "prowokacji" w Sudetach, więc szybko przygotowano obszerny komunikat o „polskich prowokacjach”, który dwie godziny później został nadany przez wszystkie nadajniki rozgłośni Deutschlandsender. W ten sposób było już pewne, że wieść o rzekomym naruszeniu niemieckiej granicy przez Polskę na pewno dotrze do Wielkiej Brytanii i Francji i rozpocznie się wojna, której przebiegu nikt się nie spodziewał.

Dzisiejszy spektakl był przede wszystkim wielką manifestacją polskości - choć trudnej, często zapominanej, to jednak noszonej gdzieś w sercu, na dnie i gotowej, by przebudzić się gdy jest najciężej. Kolejne obrazy stopniowo rozjaśniały w wyobraźni dwa obrazy dziejące się nie tylko na scenie, ale i pośród widowni, wokół zgromadzonych widzów i ponad ich głowami. Proste symbole, gesty, muzyka tworzona na żywo, światło i ogień - to jakby nie patrzeć specjalność Teatru A, który zręcznie nimi manipuluje, by osiągać za każdym razem zdumiewający efekt. 

Prawdę mówiąc trudno napisać cokolwiek więcej o tym spektaklu, który pozostawia olbrzymi margines niedopowiedzeń, które, mam nadzieję w dzisiejszym świecie, jest w stanie jeszcze poruszyć wyobraźnię widza i przemówić wprost do jego serca wzbudzając konkretne emocje i odczucia. Nawet ja sam, choć czując się nie do końca dumny z bycia Polakiem, chwilami jakbym odczuwał coś właśnie na kształt dumy, gdy płonący rydwan Husarii zatoczył krąg wokół zdezorientowanej publiczności. Warto dziś przypominać, że prócz codziennego narzekania i kombinowania - naszych narodowych specjalności - potrafimy się też czasem zmobilizować, stanąć w jednym szeregu, na równi, w braterskiej postawie.

Polska, to kraj bardzo doświadczony przez inne państwa - wielokrotnie rozrastał się, by później przeżywać kolejne "amputacje". Wielokrotnie zmuszany do opuszczenia swych granic, swych miast, które na wskroś są polskie, szukania swego miejsca daleko, na wygnaniu, przesiedleniu, czy po prostu ucieczce za pewniejszym jutrem i chlebem. To wywarło mocne piętno na obecnych pokoleniach, w których prawdziwa polskość jest zatracona, zniekształcona i poraniona. Jest jednak światło nadziei - bo choć wszystko, jak na scenie, kończy się niemal happy endem, to wiele zależy od nas. Teraz My tworzymy kolejne sceny, które kiedyś ktoś zapisze, udokumentuje i które zainspirują kolejne pokolenia - obyśmy nie przepuścili tej niesamowitej szansy i nasze dzieci i wnukowie mogli w końcu być tak zwyczajnie dumni.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)