Właściwie miałem zatytułować ten wpis Guido - kopalnia, która nie miała prawa powstać. Dla czytelniejszej jednak systematyki pozostawiam wpis pod mniej medialnym tytułem, który przy okazji zdradza przyczynę mojej wizyty 320 metrów pod ziemią. Skąd jednak pomysł na taki tytuł? Ano wszystkiemu winna postać hrabiego Guido Henckel von Donnersmarcka. Choć miał on łeb do interesów, zdarzało mu się nie do końca wszystko przemyśleć zastępując zdrowy rozsądek wyłącznie analitycznymi i matematycznymi analizami...
Kopalnia Guido założona została w 1855 roku przez hrabiego Guido Henckel von Donnersmarcka i, jak łatwo się domyślić, przyjęła nazwę właśnie od jego imienia. Powstała jednak na podstawie chłodnej kalkulacji, której nie poparły wpierw stosowne badania. Ponieważ obok świetnie działała kopalnia Królowa Luiza (tutaj więcej o Niej i nie tylko), hrabia stwierdził, że i na jego ziemiach można wybudować kopalnię. Bez odrobienia lekcji z geologii zaczęto zgłębiać pierwszy szyb, Barbara. Wkrótce napotkano w nim jednak kurzawkę i natrafiono na uskok tektoniczny, co w 1856 r. spowodowało, że po wykonaniu zaledwie 30 metrów przerwanie drążenia szybu. Odrobinę więcej szczęścia miał równolegle drążony szyb Concordia, w którym założono pierwszy poziom wydobywczy 80 m. Nie obyło się jednak bez kłopotów, bowiem już w 1862 r. na głębokości 117 m przerwano warstwę wodonośną i cały szyb został zatopiony. Aby zdobyć fundusze na jego odwodnienie i dalsze roboty górnicze Donnersmarck zmuszony został zawiązć spółkę z Górnośląskim Towarzystwem Kolejowym (Oberschlesische Eisenbahn Gesellschaft).
W 1870 r. podjęto się dość szalonego jak na owe czasy przedsięwzięcia osuszenia szybu, który przy okazji zmienił nazwę na Guido. Zgłębiono go także do poziomu 170 m oraz reaktywowano wydobycie z poziomu 80 m. Równocześnie powstał także drugi szyb, który był niezbędny do funkcjonowania kopalni. Nazwany na cześć wspólnika Eisenbahn (Kolejowy) pełnił głównie funkcję wydobywczą. W 1885 roku wydobyto rekordową w historii kopalni ilość węgla, tj. 313 tysięcy ton. Na tym jednak zakończyły się sukcesy zakładu i już dwa lata później Guido Henckel von Donnersmarck tylko sobie wiadomym sposobem sprzedał zupełnie nieperspektywiczną i niebezpieczną kopalnię Skarbowi Pruskiemu. Upaństwowiona została włączona jako pole południowe do państwowej kopalni Królowa Luiza rozpoczynając powoli marsz ku swojemu końcowi.
W pierwszych latach XX wieku na południe od kopalni Guido wybudowano nową kopalnię, znaną do dziś Makoszowy (niem. Delbrück)". Wydobywa ona do dziś wysokiej jakości węgiel koksujący, więc tuż obok powstała także nieistniejąca już koksownia. W 1904 roku dokonano podziemnego połączenia wyrobisk kopalni Makoszowy i Guido, natomiast w 1912 roku oficjalnie ta pierwsza wchłonęła tę drugą. Ciekawostka: połączenie obu kopalni istnieje do dziś i jest uwzględniane jako ewentualna droga ucieczki na fedrujących do dziś Makoszowach. W 1928 r. szyb Guido z powodu wyeksploatowania złóż został unieruchomiony. Szyb Kolejowy natomiast przestał pełnić funkcję szybu wydobywczego, pozostał jednak szybem zjazdowym dla załogi i materiałów a na poziomie 170 m zostały zainstalowane urządzenia odwadniające, które wkrótce przejęły odwadnianie trzech kopalń: Bielszowice, Makoszowy i samego Guido.
W 1967 roku nieczynne chodniki przekształcono w kopalnię doświadczalną M-300, gdzie testowano przeróżne urządzenia mające usprawnić pracę górnikom. Sprzyjała temu jednak z nielicznych zalet kopalni - znikomy problem z metanem. Jednak zapotrzebowanie na testy w naturalnym środowisku okazało się zbyt małym argumentem na utrzymani,e dość niewielkiej mimo wszystko, infrastruktury, więc w 1982 postanowiono na terenie kopalni uruchomić skansen. Zabrze miało chyba już wtedy chrapkę na podziemną turystykę, bowiem w Luizie także podejmowano próby aranżowania ruchu turystycznego. Pomysł jednak upadł w 1996 roku. 11 lat później unikatowe na skalę światową Guido jednak powróciło na mapę atrakcji turystycznych i stopniowo coraz mocniej akcentuje swoją obecność.
Zachowane wyrobiska nie mają odpowiednika w innych ośrodkach muzealnych na świecie. Skansen tworzą obecnie korytarze na poziomach 170, 320 i 355 metrów. Pierwszy z nich opowiada o pracy górników na przełomie XIX i XX. Hołduje także św. Barbarze, patronce górników. Zresztą kult tej świętej jest wyjątkowo widoczny na Śląsku. Stąd także 170 metrów pod ziemią powstała kaplica, gdzie odbywają się nie tylko Msze Święte, ale także bardziej kameralne koncerty. Z kolei niżej, na poziomie 320, gdzie dziś gościłem, wyrobiska są utrzymane w stanie jak najbardziej zbliżonym do pierwotnego, kiedy to górnicy po raz ostatni zakończyli pracę i opuścili kopalnię. Wszędzie wciąż leży kurz, który co jakiś czas podrywa w powietrze pokazowe uruchomienie taśmy, czy kombajnu. Tutaj także mieści się najniżej położona na świecie skrzynka pocztowa z własnym urzędem, fantastyczny PUB i restauracja oraz komory, w których organizowane są co rusz duże i absolutnie unikalne koncerty, festiwale, czy przedstawienia teatralne.
4 lutego 2016 roku otwarto ostatni póki co poziom. 355 metrów pod ziemią można zakosztować choć odrobinę prawdziwej, górniczej szychty. Czterogodzinne zwiedzanie potrafi wycisnąć pot z największego twardziela i w małej wciąż skali przybliża trud pracy górników. Tutaj widać wręcz czym się oddycha i nikt nie wyjdzie stąd nie ubrudziwszy się. Alternatywą dla szychty jest także nie mniej brudząca i fascynująca trasa Mroki kopalni. Tutaj w świetle tylko własnej lampy docenimy zarówno słońce, jak i oświetlone korytarze, bowiem na prawdziwej kopalni nikt nie marnuje pieniędzy na oświetlenie każdego chodnika.
Jeśli więc komuś zejście do podziemi kojarzyło się jedynie z Hadesem, polecam przekonać się, że są ludzie, którzy na co dzień pracują w takich warunkach. Dla mnie bowiem każdorazowe zejście pod ziemie jest pewnego rodzaju hołdem dla ciężkiej pracy ludzi, którzy te chodniki niegdyś wykuli - głównie pracą swoich rąk. I dziś też zawdzięczam takim ludziom to, że zimą w moim domu jest zwyczajnie, przyjaźnie ciepło.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)