piątek, 11 lutego 2011

W strugach deszczu

W zasadzie nie wiem co byłoby lepsze: deszcz, czy śnieg. Nie mniej, kolejna, siódma Zabrzańska Masa Krytyczna się odbyła i tradycyjnie pogoda... zawiodła. Jak cały tydzień świeciło słońce, tak dziś od samego rana padał deszcz i przestać nie chciał, choć chwilami dawał nadzieję.
Na szczęście deszcz mi nie straszny, zwłaszcza w wodoodpornym wdzianku. Do tego rower od wczoraj stał przygotowany, czyli jak nigdy. Pojechałem po Janka, który się rozmyślił i postanowił zasilić Masowe szeregi. Od niego dziwnie sprawnie i przed czasem dobiliśmy do Kubusha. Po dłuższym postoju ruszyliśmy na pl. Wolności, gdzie już czekało nas dwóch wytrwałych. Ostatecznie zebrało się dziewięć duszyczek, które w eskorcie policji uwidaczniało się "na mieście". I zapewniam was, że byliśmy widoczni, a atmosfera w peletonie była co najmniej znakomita, bo aż śpiewać się chciało. Szkoda tylko, że to się tak szybko się skończyło, a ja z Jankiem równie szybko pojechaliśmy w stronę naszych domostw z racji na wszechobecną wodę. Ostatecznie wypad zamknął się w niecałych dwóch wodo-błoto-godzinach. Ale to nie ważne, najważniejsze, że w świetnej atmosferze ze znajomymi i na rowerze.
Pozdrowienia z czoła peletonu

3 komentarze :

  1. Śnieg od deszczu jest lepszy, bo mniej mokry i kałuż nie robi :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak się domyślam, zaraz po Masie, deszcz przestał padać i tak aż do następnej zabrzańskiej. Nie myślicie o zatrudnieniu jakiegoś szamana odpowiedzialnego za pogodę w każdy drugi piątek miesiąca?

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, przestało padać już gdy wracaliśmy do domu, a dziś znów piękne słońce...
    Trzeba pomyśleć o tym szamanie ;)

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)