piątek, 4 lutego 2011

XXIII GMK

Pierwszy piątek miesiąca już niewątpliwie wszystkim czytającym mojego bloga musi się kojarzyć z Gliwicką Masą Krytyczną. Po ostatnich dwóch wyjazdach straciłem oba przednie światła, dlatego ten wyjazd trzeba było zacząć od uzupełnienia braków. W myśl zasady "prowizorka jest najskuteczniejsza" użyłem taśmy klejącej i opasek zaciskowych i chwilę później wszystko się już trzymało sto razy lepiej niż przy użyciu oryginalnych zapięć, stali, śrubek i innych mocowań, które wcześniej zawiodły. Podjechał Janek i z Kubushem ruszyliśmy podbić sąsiedni gród. 
Na miejscu widać coś się już święciło, bo sporo rowerów i... zapowiadane media.

o. Dyrektor udziela wywiadu dla Gliwice24
My jednak widząc, że nasz przodownik Masy dzielnie wypowiada się w świetle kamery spokojnie przywitaliśmy się ze wszystkimi i spokojnie rozmawialiśmy. Sielanka nie trwała jednak zbyt długo... Gdy tylko Kubush mnie zawołał, domyśliłem się już o co chodzi.
- Idź Serafin, będziesz twarzą Zabrzańskiej Masy.
Wywiad na szczęście był krótki i treściwy i szybko wróciłem do zwyczajnych rozmów ze znajomymi, a kamera skrzętnie nas śledziła zbierając materiał, który gdy tylko się zmontuje, na pewno zalinkuję w komentarzu pod postem. W sumie cieszę się bardzo, że udało się nieco nagłośnić Masę, bo co media, to jednak media. Z lekkim poślizgiem, ale ruszyliśmy w miasto przypominając wszystkim napotkanym, że rowery są najlepszym środkiem transportu, nawet w zimę. Atmosfera była jak zawsze znakomita, śmiechy, dzwonki, rozmowy. Szczerze, to brakowało mi tak pozytywnej atmosfery w Katowicach, ale w sumie tam myśleliśmy właściwie tylko o tym, że nam zimno. 
Mrok, śnieg, zimno, rowerzyści. Znajdź niepasujący element.
Oczywiście po przejeździe zmontowaliśmy grupę afterową i z zimna i niecierpliwości ruszyliśmy w nasze ulubione miejsce by jeszcze posiedzieć, pogadać przy cieple ogniska. Kwintesencja, której mi już brakowało i mam nadzieję, że im cieplej będzie, tym częściej będziemy się tak spotykać i dłużej siedzieć, a może nawet kiedyś zabierze się gitarę i nieco pośpiewa. Ech, przychodź już wiosno! Tymczasem nas wygonił deszcz ze śniegiem, pognaliśmy więc wspólnie w stronę Zabrza z każdym kilometrem uszczuplając nasz peleton o kolejną osobę, która odbijała w swoją stronę. Tak niemal tradycyjnie do domu dojechałem już sam i jak zwykle pewnie ostatni. Mokry, zmęczony, ale uśmiechnięty. Kolejna udana GMK pozostanie w pamięci.
Po Masie z Kubushem.

2 komentarze :

  1. fajnie się macie ja do 22 w pracy siedziałem :/ ciekawe czy następną masę przesiedzę w pracy :/

    OdpowiedzUsuń
  2. obiecane: http://www.24gliwice.pl/wiadomosci/?p=28809

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)