Pierwszy piątek miesiąca już niewątpliwie wszystkim czytającym mojego bloga musi się kojarzyć z Gliwicką Masą Krytyczną. Po ostatnich dwóch wyjazdach straciłem oba przednie światła, dlatego ten wyjazd trzeba było zacząć od uzupełnienia braków. W myśl zasady "prowizorka jest najskuteczniejsza" użyłem taśmy klejącej i opasek zaciskowych i chwilę później wszystko się już trzymało sto razy lepiej niż przy użyciu oryginalnych zapięć, stali, śrubek i innych mocowań, które wcześniej zawiodły. Podjechał Janek i z Kubushem ruszyliśmy podbić sąsiedni gród.
Na miejscu widać coś się już święciło, bo sporo rowerów i... zapowiadane media.
o. Dyrektor udziela wywiadu dla Gliwice24 |
My jednak widząc, że nasz przodownik Masy dzielnie wypowiada się w świetle kamery spokojnie przywitaliśmy się ze wszystkimi i spokojnie rozmawialiśmy. Sielanka nie trwała jednak zbyt długo... Gdy tylko Kubush mnie zawołał, domyśliłem się już o co chodzi.
- Idź Serafin, będziesz twarzą Zabrzańskiej Masy. |
Wywiad na szczęście był krótki i treściwy i szybko wróciłem do zwyczajnych rozmów ze znajomymi, a kamera skrzętnie nas śledziła zbierając materiał, który gdy tylko się zmontuje, na pewno zalinkuję w komentarzu pod postem. W sumie cieszę się bardzo, że udało się nieco nagłośnić Masę, bo co media, to jednak media. Z lekkim poślizgiem, ale ruszyliśmy w miasto przypominając wszystkim napotkanym, że rowery są najlepszym środkiem transportu, nawet w zimę. Atmosfera była jak zawsze znakomita, śmiechy, dzwonki, rozmowy. Szczerze, to brakowało mi tak pozytywnej atmosfery w Katowicach, ale w sumie tam myśleliśmy właściwie tylko o tym, że nam zimno.
Mrok, śnieg, zimno, rowerzyści. Znajdź niepasujący element. |
Oczywiście po przejeździe zmontowaliśmy grupę afterową i z zimna i niecierpliwości ruszyliśmy w nasze ulubione miejsce by jeszcze posiedzieć, pogadać przy cieple ogniska. Kwintesencja, której mi już brakowało i mam nadzieję, że im cieplej będzie, tym częściej będziemy się tak spotykać i dłużej siedzieć, a może nawet kiedyś zabierze się gitarę i nieco pośpiewa. Ech, przychodź już wiosno! Tymczasem nas wygonił deszcz ze śniegiem, pognaliśmy więc wspólnie w stronę Zabrza z każdym kilometrem uszczuplając nasz peleton o kolejną osobę, która odbijała w swoją stronę. Tak niemal tradycyjnie do domu dojechałem już sam i jak zwykle pewnie ostatni. Mokry, zmęczony, ale uśmiechnięty. Kolejna udana GMK pozostanie w pamięci.
Po Masie z Kubushem. |
fajnie się macie ja do 22 w pracy siedziałem :/ ciekawe czy następną masę przesiedzę w pracy :/
OdpowiedzUsuńobiecane: http://www.24gliwice.pl/wiadomosci/?p=28809
OdpowiedzUsuń