sobota, 29 stycznia 2011

Słonecznie

Zmarnowanie takiego dnia zakrawałoby niemal o grzech. Od samego rana więc uwijałem się z drobnymi zakupami, tańczyłem to z odkurzaczem, to ściereczką i już przed obiadem finiszowałem w kuchni przygotowując mamie zakąski dla jej popołudniowych gości. Po obiedzie jednak momentalnie wskoczyłem w moje rowerowe odzienie i ruszyłem pozdzierać trochę opon na asfalcie.

Kierunek Gliwicka Radiostacja szybko okazał się nieść też wiele atrakcji, bo im dalej ul. Leśną, tym więcej... nie grzybów, ale lodu na jezdni. Jednak wcale mnie to nie przeraziło, a wręcz przeciwnie. Specjalnie co chwila wpadałem w celowe poślizgi to przednim, to tylnym kołem świetnie się przy tym bawiąc, bo całą szerokość wyślizganej ulicy miałem dla siebie. Podobnie też przejechałem przez las, w którym postanowiłem pojeździć dłużej i niekoniecznie najkrótszą drogą. Zabawa przednia, niemal jak na lodowisku, tylko że rowerem, z wybojami i delikatnie pachnącym wiosną powietrzem.

Słit focia pod Gliwicką Eifflą. Smajl ;)
Niestety co dobre, kiedyś się złośliwie kończy, więc trzeba było wrócić na asfalt, żeby dojechać do Radiostacji, pod którą zaplanowałem sobie małą przerwę. Niestety widoczność licha, więc nawet z bliska ta najwyższa drewniana konstrukcja w Europie, jeśli nie Świecie, była lekko rozmyta przez mgiełkę. Postój krótki, bo zimno, szybko trzeba było więc wrócić na kółka, by generować samemu sobie ciepło, by nie zmarznąć. Sprawę teraz zaczął utrudniać wiatr, który nie wiem skąd nagle się wziął, ale nie było nawet źle, mimo, że tradycyjnie pod wiatr. Zamarzyłem więc sobie, że zahaczę o pl. Krakowski i tym samym zrobię małą trasę niemal jak w środku sezonu. Dojechałem więc, ale centrum Gliwic wyludniałe, jakby ludzie słońca się bali. Bez postoju więc skierowałem się na ul. Zabrską i już dalej na Zabrze głównym ciągiem komunikacyjnym naszych miast przegrywając co rusz to z autobusem, to tramwajem. Jednak dłuższy, zimowy przestój dał się we znaki, a i rower pewnie stawia większe opory, niż zwykle, w takim mrozie. Wróciłem więc do domu na maksymalnych obrotach, na jakie było mnie stać zmęczony, ale wypoczęty...

2 komentarze :

  1. kurcze a ja znów znów źle się czuję gardło, katar, kaszel a tak bym sobie pośmigał :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no to życzę szybkiego powrotu do zdrowia i na koła :)

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)