|
"Nie odbierajmy życia zbyt poważnie". |
Nadszedł wreszcie upragniony piątek, upragnione popołudnie o długoweekendowym posmaku. Nadszedł też w końcu czas, by świętować okrągły rok Zabrzańskiej Masy Krytycznej! Choć większość ludzi przebrała się za... rowerzystów, to nie brakowało tych, którzy przebrali całkiem serio, a właściwie to całkiem niepoważnie. Wśród nich byłem i ja, bo postanowiłem przygotować na dziś coś specjalnego przy współpracy z Jankiem, który wspierał tym razem sprzętowo. Co z tego wyniknęło? Hipis na rowerze marki Simson rocznik 1937! A ciąg dalszy niech będzie już w małym foto-story, które sponsoruje Piernik z
http://bttf.pl/, oraz
Janek:
|
A tutaj kolejne przebrania. |
|
Nad bezpieczeństwem tradycyjnie czuwała zabrzańska Policja. |
|
Wśród tłumów mediów nie zabrakło także zabrzańskiej telewizji. |
|
Barwny korowód rowerzystów. |
Cały, krótszy tym razem, przejazd zakończył się na terenie zabytkowej kopalni Guido. Władze miasta przygotowały dla nas posiłek i herbatę, a nadto otrzymaliśmy mapę Zabrza z oznaczonymi trasami rowerowymi.
|
Nie zabrakło oczywiście kilku przemówień wydziału promocji miasta. |
|
Rowerzystów tłum pod szybem "Kolejowym" kopalni Guido. | |
Nie trzeba było długo czekać, by padła propozycja afteru po tym oficjalnym na terenie kopalni. Ekipa więc "na raty" rozpoczęła przemieszczanie się w pobliże innej kopalni, a ja z Jankiem i Piernikiem pojechaliśmy wpierw zmienić zabytkowy rower na Morfinę, coby się mu przypadkiem nic nie stało złego na wyboistych drogach. Zaopatrzeni i przystosowani do ogniskowania podjechaliśmy jeszcze do zaprzyjaźnionej sieci marketów spod znaku piegowatego owada i później już szybko na miejsce, gdzie jeszcze nie było nawet ogniska, a tłum był zacny. Kwintesencja i podładowanie akumulatorów na kolejny tydzień.
|
No to jeszcze was pokatuję zdjęciami. |
|
I całokształt na koniec. |
W końcu przyszedł czas pożegnać się z miłym towarzystwem, ponieważ obiecałem odprowadzić nasze miłe koleżanki z Bytomia, co niniejszym wraz z Skudem uczyniliśmy. Droga na Bytom jak zawsze pełna przygód, niekoniecznie miłych, na szczęście dotarliśmy cało i bezpiecznie odprowadzając wpierw Darię, a później Justynę, z którą jeszcze długo rozmawialiśmy, co jednak ukróciła wizja powrotu w burzy. Niebo coraz częściej jaśniało gdzieś nad horyzontem od błysków, więc pożegnaliśmy się i dwuosobową reprezentacją, czyli wraz z Skudem pognaliśmy co rusz w stronę Zabrza. Na wysokości Jadwigi zaczęło nas dopadać kilka kropel deszczu na minutę. Im bliżej Mikulczyc, tym mocniej padało, więc ostatecznie dotarłem mokry, a przed Skudem była jeszcze droga do Gliwic. Ale chyba lepiej zmoknąć teraz, niż w trakcie Masy, więc optymizm pozostał i nikt z nas nie marudził. I tak powrót zakończył się dnia następnego, w deszczu zamiast "spadających gwiazd".
Hipis z górki :P
OdpowiedzUsuńfajnie wyszło, bardzo fajnie!
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję i wzajem pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń