sobota, 13 sierpnia 2011

Urodziny na dwóch kołach

"Nie odbierajmy życia zbyt poważnie".
Nadszedł wreszcie upragniony piątek, upragnione popołudnie o długoweekendowym posmaku. Nadszedł też w końcu czas, by świętować okrągły rok Zabrzańskiej Masy Krytycznej! Choć większość ludzi przebrała się za... rowerzystów, to nie brakowało tych, którzy przebrali całkiem serio, a właściwie to całkiem niepoważnie. Wśród nich byłem i ja, bo postanowiłem przygotować na dziś coś specjalnego przy współpracy z Jankiem, który wspierał tym razem sprzętowo. Co z tego wyniknęło? Hipis na rowerze marki Simson rocznik 1937! A ciąg dalszy niech będzie już w małym foto-story, które sponsoruje Piernik z http://bttf.pl/, oraz Janek:

A tutaj kolejne przebrania.
Nad bezpieczeństwem tradycyjnie czuwała zabrzańska Policja.
Wśród tłumów mediów nie zabrakło także zabrzańskiej telewizji.
Barwny korowód rowerzystów.
Cały, krótszy tym razem, przejazd zakończył się na terenie zabytkowej kopalni Guido. Władze miasta przygotowały dla nas posiłek i herbatę, a nadto otrzymaliśmy mapę Zabrza z oznaczonymi trasami rowerowymi. 

  Nie zabrakło oczywiście kilku przemówień wydziału promocji miasta.
Rowerzystów tłum pod szybem "Kolejowym" kopalni Guido.
Nie trzeba było długo czekać, by padła propozycja afteru po tym oficjalnym na terenie kopalni. Ekipa więc "na raty" rozpoczęła przemieszczanie się w pobliże innej kopalni, a ja z Jankiem i Piernikiem pojechaliśmy wpierw zmienić zabytkowy rower na Morfinę, coby się mu przypadkiem nic nie stało złego na wyboistych drogach. Zaopatrzeni i przystosowani do ogniskowania podjechaliśmy jeszcze do zaprzyjaźnionej sieci marketów spod znaku piegowatego owada i później już szybko na miejsce, gdzie jeszcze nie było nawet ogniska, a tłum był zacny. Kwintesencja i podładowanie akumulatorów na kolejny tydzień.

No to jeszcze was pokatuję zdjęciami.
I całokształt na koniec.
W końcu przyszedł czas pożegnać się z miłym towarzystwem, ponieważ obiecałem odprowadzić nasze miłe koleżanki z Bytomia, co niniejszym wraz z Skudem uczyniliśmy. Droga na Bytom jak zawsze pełna przygód, niekoniecznie miłych, na szczęście dotarliśmy cało i bezpiecznie odprowadzając wpierw Darię, a później Justynę, z którą jeszcze długo rozmawialiśmy, co jednak ukróciła wizja powrotu w burzy. Niebo coraz częściej jaśniało gdzieś nad horyzontem od błysków, więc pożegnaliśmy się i dwuosobową reprezentacją, czyli wraz z Skudem pognaliśmy co rusz w stronę Zabrza. Na wysokości Jadwigi zaczęło nas dopadać kilka kropel deszczu na minutę. Im bliżej Mikulczyc, tym mocniej padało, więc ostatecznie dotarłem mokry, a przed Skudem była jeszcze droga do Gliwic. Ale chyba lepiej zmoknąć teraz, niż w trakcie Masy, więc optymizm pozostał i nikt z nas nie marudził. I tak powrót zakończył się dnia następnego, w deszczu zamiast "spadających gwiazd".

2 komentarze :

  1. Hipis z górki :P
    fajnie wyszło, bardzo fajnie!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję i wzajem pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)