sobota, 10 września 2011

Wieczór pełen przygód

Miało być bez pośpiechu i nawet z kilkuminutowym zapasem. Jak się szybko okazało, łańcuchy i pamiry płatają różne figle i niespodzianki. Piernik jechał inauguracyjnie na odnowionym tandemie, gdy ten niespodziewanie wydobył z siebie wielki trzask i efektownie rzucił łańcuchem w asfalt wyrażając swój sprzeciw względem przerywania jego wieloletniego odpoczynku. Szczęście, że nie stało się to nieco dalej, bo natychmiast zarządziliśmy odwrót i Piernik w biegu przesiadł się na swój standardowy rower. W tym też czasie dołączyli do nas uhahani (bynajmniej nie z powodu tragedii z tandemem) od trzech telefonów temu Gusiek i Janek.
Tą silną reprezentacją pomknęliśmy zwijając za sobą asfalt do najbliższego "po drodze" owadziego marketu na ekspresowe zakupy. Na pl. Wolności meldujemy się z bezpiecznym zapasem cennych minut do rozpoczęcia kolejnej Zabrzańskiej Masy Krytycznej. "Pomacaliśmy" się ze znajomymi, zamieniliśmy kilka słów i już trzeba było ruszać. Łyknąłem więc tabletki na narcyzm i w kilka słów zebrałem rowerzystów do wspólnego przejazdu przez nasze piękne miasto.
Przejazd trwał, trwał i... i wlekł się wyjątkowo mocno. Ale frekwencja, pogoda i humory dopisywały, a ja sam zaliczyłem przy okazji testowy przejazd nowym bratem mojego Gianta Youkona Disc - Youkon'em FX. Nowy nabytek Kubusha, mimo, że ramę miał małą, to prowadził się bardzo przyjemnie i nawet nie wydawał się taki malutki. Może też pomyślę o rowerze typu full?
Po tych atrakcjach i kilku jeszcze innych, zmontowaliśmy sporą ekipę na after, który oczywiście poprzedziła napaść wygłodniałej szarańczy na zaprzyjaźnioną sieć, w której niedługo pewnie dorobimy się karty stałego klijenta i specjalnych zniżek w pierwszy i drugi piątek w godzinach 19-21. Ognisko kolejny raz zapłonęło za moją sprawą, a pomogła mi nowa, wypasiona zapalniczka  palnik, który dziś otrzymałem, a przebył do mnie pocztą ponad dwa razy tyle kilometrów, co przejechałem w tym roku na rowerze. 
I to właściwie byłoby na tyle z dziś, które płynnie przeszło już w jutro, bo kolejny raz nie udało się wrócić przed północą. Cóż, na Kopciuszka bynajmniej się nie nadaję ;)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)