wtorek, 13 września 2011

Zapach rumianku

Czasem na złość milczą telefony. Ale wychodzi później na to, że to jednak dobrze. Dziś miałem wielką ochotę odwiedzić zaniedbaną przeze mnie okolicę, pooddychać powietrzem pachnącym typowo śląskimi klimatami, lokomotywami, łąkami i hałdą. Ganiamy za tymi kilometrami, że nawet nie mamy chwili, by odwiedzić miejsca, do których ma się największy sentyment i są najbliżej.
Wszystko się zmienia - tylko czy aby na pewno na lepsze?
Wypasiona okolica pełna niespodzianek.
Pierwszy więc niby przystanek, a właściwie okazja do wolnej jazdy to okoliczne stawy, które przez moją chwilową nieuwagę diametralnie się zmieniły. Pamiętam wiosenny wysoki stan wody, a dziś... dziś można śmiało powiedzieć, że jesień się tu powoli rozgościła. Do tego przybyło tu i ówdzie ziemi, która miała chronić, by woda nie rozlała się jeszcze bardziej, ale wygląda to niezbyt dobrze. Chciałem objechać tradycyjnie wszystko w koło, ale szybko się okazało, że na łąkach królują niepodzielnie kobyłki, a ja nie chcąc im przeszkadzać w obiedzie zmieniłem swoją trasę na przedzieranie się przez ogromne chaszcze. 
Dobra widoczność, to i widoki piękne.
Nadszybie, choć nie widać, w remoncie. Kolejne zmiany.
Kolejnym miejscem, które odwiedziłem była hałda, którą jakiś czas temu, jak szumnie ogłoszono, rekultywowano. Mam na myśli pagórek za stawem Annaszacht i przejazdem kolejowym. Szybko się okazało, że poza usypanym z szutru odcinkiem drogi, który już miłośnicy quadów zdążyli przeorać, nic się tam nie zmieniło. Nic, co można by dostrzec. Ja jednak dziś szukałem konkretnej rośliny i jej zapachu, na który naszła mnie wielka ochota. Znalazłem kilka kwiatów, jednak to nic w porównaniu z tym, co było tu jeszcze nie tak dawno temu. I zapach też już nie ten sam... A może się starzeję?
W poszukiwaniu rumianku znalazłem uciekiniera z czyjeś działki.
DB coraz częściej na naszych torach.
Nie znalazłszy tego, czego szukałem, a nie mogąc się dalej dodzwonić do Janka, którego miałem zamiar nawiedzić po zdjęcia z niedzieli, pokręciłem dalej, mijając kopalnię i jadąc w kierunku parku JPII. Ostatnio zza szyb autobusu widziałem, że nieco się tam zmieniło i bynajmniej nie mam na myśli, że w cudowny sposób zaczęto w końcu budować tam obiecaną pływalnię. Na pierwszej ze ścian zmieniło się w końcu graffiti, co mnie bardzo ucieszyło, a jego tematyka lekko zaskoczyła. Ach, ta dzisiejsza, okropna młodzież, prawda? A tu jednak nie, bo jak często powtarzam za posłyszaną niegdyś sentencją: to nie świat jest coraz gorszy, to media są coraz doskonalsze.
A może jeszcze nie jest tak źle z naszą młodzieżą, jak mówią w wiadomościach?
Bo z prądem płyną tylko słabe lub zdechłe...
I tak optymistycznym akcentem chciałem już zakończyć wycieczkę, jednak telefon przyjaciela nadal milczał, więc tym razem bardziej okrężną drogą zajechałem spowrotem w Mikulczyckie rejony, na moje własne, prywatne odludzie. Może nie do końca odludzie, ale przyznaję, że mam niebywałe szczęście trafiać tam na pustkę, której oczekuję od takiego miejsca. I nie żałuję, że tam dotarłem, bo to kolejne zaniedbane ostatnio rejony, które warto wizytować póki jeszcze istnieją. Szybko się okazało, że widoczność jest rewelacyjna i bez najmniejszego wysiłku widać Beskid, Szczyrk, a nawet odwiedzoną przeze mnie nie dawno Ostravicę jej jej szczyty. Pożałowałem, że nie zabrałem lornetki, a niestety obecny telefon ze swoim aparacikiem nie dał rady uchwycić choć namiastki tego wspaniałego widoku...
Mój widok na moje Zabrze, mój Śląsk, moją małą Ojczyznę.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)