sobota, 7 stycznia 2012

Syndrom małego dziecka

Nowy, rowerowy rok rozkręcił się na dobre, a trzy wyprawy w pierwszy tydzień stycznia uważam za naprawdę dobry wynik. Dziś właśnie wykręciłem tę trzecią, w dodatku udało się pojeździć za dnia, gdy było jeszcze zupełnie jasno, jeśli ołowiane niebo można było nazwać jasnym.
Pierwsza myśl zakładała zdobycie okolicznego szczytu hałdy, zwłaszcza, że wietrzna pogoda sugerowała dobrą widoczność, a mój ekwipunek na dziś obejmował nawet lornetkę. Niestety szybko się okazało, że nie zobaczę za wiele, bo chłodne powietrze i brak słońca nie sprzyjał powstaniu inwersji i poprawieniu widoczności. Cóż, przynajmniej próbowałem. Tylko gdzie by tu teraz pojechać?
Ze wstępnych planów co do kierunku oczywiście nic nie wyszło i jakimś dziwnym trafem wylądowałem na rowerowej nitce łączącej Mikulczyce z Rokitnicą stresując przy okazji przeraźliwym dźwiękiem trąbki napotkanych nordicwalkingowców. Nie bardzo miałem ochotę na podjazd przez Gajdzikowe Górki na niebieski szlak (mnie trafia), jednak przejechałem wcześniej bezmyślnie rondo, nie było więc już za bardzo wyboru. I o ile wcześniej było mi wręcz nieco chłodno, tak teraz miałem ochotę zdjąć bluzę, czego na szczęście nie zrobiłem, bo pewnie następnego dnia wylądowałbym w szpitalu z jakimś zapaleniem płuc co najmniej.
Rowerowe szlaki w lesie przywitały mnie serdecznie dobrą nawierzchnią i nielicznymi odcinkami błota, które dało się nawet zgrabnie ominąć, jednak rower nie uniknął stopniowego przybierania mało szlachetnych odcieni brązu. Mnie to jednak jakoś nie bardzo przeszkadzało, więc niestrudzenie kręciłem dalej, oczywiście za chwilę gubiąc właściwy szlak, co dziś poskutkowało dość dramatycznym przebiegiem dalszych spraw. Otóż dalej, jak wiadomo, ciągnie się budowa nowego odcinka autostrady A1. A jak budowa, to i błoto - dużo błota. Prawdę mówiąc, było tam tyle błota, że w pewnym momencie koła zupełnie mi utknęły i choć nie było zbyt głęboko, mogłem tak tkwić na siodełku, bo rower nawet nie myślał się przechylić w żadną stronę. W końcu jednak trzeba było podjąć jakąś decyzję, więc jak małe dziecko postanowiłem brnąć dalej w paskudną maź, bo na odwrót i tak było już za późno, a bardziej ubrudzić się chyba już nie da... tu był jednak mój błąd, bo błota nakleiło się szybko tyle, że koła wręcz się blokowały, a rower ważył jakieś pięć razy więcej. Koniec końców jednak przebiłem się na drugą stronę i po większym wysiłku ruszyłem dalej niczym jeżdżąca błotna fontanna. Wjechałem na asfalt i tam starałem się rozpędzić rower, błoto jednak nie dawało za wygraną i wciąż tkwiło na miejscu. Kilka podskoków nie zmieniło za wiele, więc trzeba był urządzić sobie postój i manualnie, za pomocą patyka, usunąć piętrzący się nadmiar złośliwego błota. Musiałem wyglądać jak idiota...
Gdy rower i moje buty "zrzuciły" kilka kilogramów pomyślałem, że i tak dojadę już do DSD, bo wracać sensu nie było, a tamtejszy zjazd po betonowych płytach może pomóc mi jeszcze strząsnąć nieco błotka. Nie zastałem tam jednak zimy, wręcz przeciwnie - na stoku leżało tylko kilka śnieżnych łat, a ośrodek świecił pustką jakby była wiosna. 
Zniechęcony nieco takim widokiem powziąłem w końcu powrót, tym razem jednak już ani mi się śniło jechać przez jakikolwiek las, czy inne błotniste rejony. Bezpiecznie i jak najkrócej jechałem asfaltem co jakiś czas spektakularnie jeszcze strząsając błoto, które uparcie się trzymało każdej możliwej części w rowerze. Pomyślałem więc, że może kärcher zasugeruje błotu właściwe miejsce, niestety karteczka przy myjni zmyła jedynie moje nadzieje, bo podwyżka ceny z 1 na 2 złote to jednak spora różnica. Zajechałem więc kaprysząc do domu i tam urządziłem sobie własną myjnię - nie było to zbyt przyjemne przy kilku stopniach na termometrze, jednak roweru w takim stanie raczej bym nie zostawił. Nauczka na dziś - jednak omijać błoto...

10 komentarzy :

  1. Błoto jest fajne, nie marudź :D Co z tym kercherem w Rokicie ?? Jaka kartka o co chodzi ?? Nie umyje już tam roweru po dolomitach ??

    OdpowiedzUsuń
  2. było po złotówce, a jest... po 2 zł za minutę ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. No to jedź na Korfantego pod Kauflandem jest nawet lepiej minuta za złotek i do tego większe ciśnienie lepszy ply z mikro proszkiem, ładnie auto czyści bez szczotki :D tylko szkoda że nie po drodze :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zrobiłeś może zdjęcie roweru? ;) A co do zdjęć, to pierwsze jest świetne (możnaby tylko przesunąć minimalnie komin w lewą stronę :)) - super kolory i sama sceneria.

    OdpowiedzUsuń
  5. Paweł: zdjęcie roweru mam, ale nieostre i już po wstępnym pozbyciu się błota, więc bez "najlepszego".
    Dzięki, zdjęcie zrobione telefonem i dość niedbale... ale uwielbiam tamten widok i mam już podobnych kadrów całe mnóstwo :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. No trudno, może innym razem ;) Zdjęcia z telefonu są niejednokrotnie bardziej udane niż te robione normalnym aparatem. Może niekoniecznie pod względem jakości, ale dzięki temu, że telefon mamy przy sobie częściej niż aparat, możliwe jest uchwycenie tego, czego nie mielibyśmy możliwości uwiecznić bez telefonu. Hm, chyba trochę namieszałem, ale jestem pewien, że wiesz o co chodzi... ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Miło jest widzieć, że masz okazję kręcić. Jak chcę wyjść na rower to albo leje, albo wietrzy, a ze względu na pracę o jasnościach dnia mogę na razie zapomnieć.

    Bardzo podoba mi się to pierwsze zdjęcie. Ma w sobie coś, pięknie oświetlony pierwszy plan, jakbyś woził ze sobą słońce w plecaku :) No i oczywiście moja ulubiona od jakiegoś czasu kopalnia w tle.

    Zgadzam się z Pawłem - czasem fota popełniona telefonem ma tak niebywały urok, że przebija najdroższe lustrzanki. Takie jest to zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń
  8. P.S. Pozwoliłem sobie wrzucić je na pulpit, a że jestem sto lat za wiadomo kim, to nadal mam monitor 4:3. Ale akurat pod Twój obraz pasuje idealnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za kolejną porcję łechcących moją próżność komplementów :)
    Miło mi, że fota aż tak się Wam podoba.

    OdpowiedzUsuń
  10. To ja jeszcze sobie pozwolę na parę słów, bo chyba już wiem co - poza całokształtem - mnie tak urzekło ;) Pierwszy plan - ciepłe promienie słońca, brąz/beż (nie wiem, nie jestem kobietą, ale raczej beż ;)), miło i uspokajająco. Na drugim planie mgła, szaro, ponuro, kopalnia, zimno. A do tego błękitne niebo upaprane obłoczkami i podświetlone promieniami słońca. Bardzo mi się podoba takie nieco kontrastujące zestawienie, po prostu. Przy czym jest nieco... postapokaliptycznie :) I jest coś jeszcze - wygląda tak, jakby ktoś usunął kolory w środkowej części zdjęcia - może też dlatego wygląda trochę nietypowo, a przez to urzekająco.

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)