niedziela, 15 stycznia 2012

Jeno biel i czerń

W końcu zima. Ale... czego tu brakuje? Rowerzystów!
Piękne niedzielne popołudnie, które aż żal zmarnować na błogie leżenie przed telewizorem, którego i tak nie mam. Oczywiście postawiłem na aktywność, czyli rower i tym razem nie sam, bo po chwili namowy Janek też dał się przekonać, że to świetna opcja.
Chwilę później, gdy upewniłem się, że ostatnie błotniste wojaże nie zeżarły mojego roweru, notowałem debiut Morfiny na śniegu. Obraliśmy kierunek "Leśna", bo jazda błotnistymi szlakami głównych ulic to nie to, co rowerzyści tacy jak my, lubią najbardziej. Pierwsze wrażenia pozytywne, zwłaszcza, że Morfinka świetnie się trzymała w śniegu. Gorzej było z amortyzatorem, bo ten zimny nie pracuje najlepiej i z przednim hamulcem, który przecież ostatnio przestał działać z nadmiaru błota.
Rowerzysta zimą wcale nie zapada w zimowy sen.
Tuż za lasem zjeżdżając z wiaduktu wpadliśmy na pomysł sprawdzenia przednich "spowalniaczy", co dla mnie szybko zakończyło się spektakularną glebą, którą w kilka nanosekund później powtórzył Janek. No cóż, na lód nie ma mocnych, są tylko głupi... a hamulce jednak czasem działają.
Bogatsi o te doświadczenia skręciliśmy znów w las, a dalej Żernikami wprost pod gliwicką Radiostację, budząc przy tym sensację niemal jak lądujące UFO. Po chwili przerwy, gdy dotarło do nas jak tu jest zimno gdy się nie pedałuje, wsiedliśmy na siodełka i powzięliśmy powrót.
Bez większych niespodzianek i cudów aż po sam las, gdzie pomogliśmy lekko zakopanemu, a bardziej zepsutemu samochodowi wydostać się na drogę - mając tylko jeden sprawny bieg faktycznie można było nie dać rady wycofać. Dobry uczynek znów odfajkowany w tej wielkiej księdze tam "u góry". Koniec końców odprowadziłem Janka i sam wykręciłem jeszcze moją małą pętlę honorową, która już dawno straciła swój pierwotny sens i przebieg. Teraz tylko zrzuciłem względnie śnieg z ramy i odstawiłem rower, choć przez chwilę myślałem nawet, żeby go umyć. Ale... wciąż jeszcze długa zima przed nami, więc zaczekam z tym do wiosny, wtedy też mocniej zastanowię się nad upgrade'em zespołu hamulcowego na przedzie - mam dość tych tandetnych zacisków i szybko zużywających się klocków...
Śnieg można znaleźć wszędzie - nawet w trąbce/klaksonie.

3 komentarze :

  1. Kiedyś też zostawiłem rower po jeździe w śniegu. Nie wspominam tego najlepiej - musiałem potem wymienić m.in. suport i łańcuch :) No ale może w Waszym przypadku nie było aż tyle soli ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Śnieg nie groźny, jeśli się unika odśnieżanych i sypanych ulic. I trzeba smarować - to podstawa :)
    A swoją drogą nowy łańcuch i kaseta już czeka, więc nawet mi nie żal :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. I tu "pies pogrzebany" - ja niestety miałem wtedy do czynienia właśnie z niekoniecznie niesypanymi okolicami, a następnego dnia wyjeżdżałem i rower nie doczekał się czyszczenia ;) A smaruję regularnie, bo nie toleruję jakiegokolwiek hałasu z okolic napędu :) Również pozdrawiam i oby nie było już żadnych wywrotek na śniegu :)

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)