piątek, 3 sierpnia 2012

Rainwall, czyli zapora deszczowa

Jeśli mamy pierwszy piątek miesiąca, a na Śląsku pada deszcz, to wiedz, że dzieje się nie tak, jak być powinno. Wszak nie uchodzi, by jechać w deszczu na Gliwicką Masę Krytyczną, Czasem jednak by potwierdzić regułę potrzebny jest wyjątek. Tak było więc dziś, gdy kierując swe aluminiowe rumaki w stronę Gliwice wraz z Jankiem solidarnie mokliśmy w raz po raz pojawiających się przelotnie kroplach deszczu.
Plac Krakowski przywitał nas mimo wszystko sporą liczbą rowerzystów, którzy podobnie jak my uznali, że nie warto siedzieć w domu nawet w taką pogodę. Na przypieczętowanie tego postanowienia chwilę przed osiemnastą lunął deszcz, a garść rowerzystów w popłochu uciekła pod pobliskie drzewa i wiaty przystanku. Solidarnie z nami zmokli też policjanci, którzy zostali oddelegowani na motorach, szybko przemokli więc do suchej nitki i by nie pogłębiać tego stanu wrócili do bazy zmienić dwa motory na cztery kółka.
Start z pl. Krakowskiego - jak widać po ulewie beton szybko znów schnął.
Dobre humory to nieodłączny element każdego przejazdu w Gliwicach :)
 Wystartowaliśmy z niebywałym opóźnieniem, ale nikt nie narzekał - wszak przestało lać, a ciepło sprawiło, że po prostu chciało się jechać nawet mimo widma ponownego zmoknięcia. O. Dyrektor zebrał "miedziaki", audiobiker puścił muzykę i można było jechać na podbój gliwickich ulic. A ja korzystając z faktu posiadania dziś aparatu nie omieszkałem oczywiście uwiecznić tego i owego i chętnie się dzielę, a to z kolei sprzyja mniejszej ilości słów do czytania.

Heksagończycy.
I kolejne uśmiechy do kolekcji :)
Niezawodny Goofy z prawdziwym poświęceniem uwiecznia przejazd.
A przejazd tym razem zahaczył o miejscowy Dom Dziecka, na rzecz którego co roku zbieramy "miedziaki" i pluszaki. W imieniu rowerowej społeczności nasz o. Dyrektor wręczył ów skromne podarunki. Dzieciaki oczywiście najbardziej ucieszyły się z ogromnych pluszaków. Jak niewiele potrzeba, by wywołać czyjś uśmiech na twarzy i zwyczajnie nieco pomóc.
Pamiątkowe zdjęcie z podopiecznymi Domu Dziecka.
I ruszyliśmy dalej.
Fantastycznie wygląda ten mokry asfalt - niesamowita ulga po upałach.
Nasza roztańczona koleżanka ;)
I festiwal głupich min na zdjęcie profilowe do twarzoksiążki :)
A Goofiemu nawet mnie udało się uchwycić.
Kira i jej śliczne dołeczki od uśmiechania się :)
I znów coś od Goofiego.
Zakończenie tradycyjnie już na pl. Krakowskim, gdzie dotarliśmy już bez kropli deszczu, a nawet wyjrzało do nas na chwilę słoneczko. Atmosfera sprzyjała pogawędkom i afterowym klimatom, ja jednak chciałem wyspać się na dzień następny, więc pożegnałem się ze wszystkimi i powoli ruszyłem do domu - powoli, bo Morfina po ostatnich przygodach miała problemy ze ślizgiem w lewej goleni, musiałem więc zablokować amortyzator i uważać na wszelkie nierówności, co na polskich drogach takie łatwe nie było...
A więcej fotek ode mnie na mojej picasie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)