niedziela, 19 sierpnia 2012

Za krańcem mapy

Na niebie królowało słońce, zatem wypadałoby rozprostować nieco kości, co w moim wypadku wiązać się może tylko i wyłącznie z rowerem.Tak się świetnie składało, że do ładnej pogody skorelował nam się umówiony wypad, więc dzień po prostu musiał być udany. Na początku nieco chaotycznie ruszyliśmy byle dalej, na północ, stopniowo formułując w głowach kolejne odcinki do pokonania. Summa summarum obraliśmy kurs na zalew Chechło, by tam podjąć dalsze decyzje. Tradycyjnie wybraliśmy leśne dukty, część drogi jednak niestety trzeba było pokonać asfaltem, co tym razem nie przyniosło nam szczęścia. Na kilka minut przed celem Piernik złapał kapcia, jednak po szybkich oględzinach uznaliśmy, że warto dojechać jeszcze do celu, skoro ciśnienie w miarę się trzyma, choć początek był iście spektakularny - rytmiczny świst uciekającego powietrza przeraziłby nie jednego rowerzystę.
Dotarliśmy na plażę, Skud natychmiast dał nura w stronę wody, a ja bezradnie przyglądałem się Piernikowi, który sprawnie, acz niezbyt chętnie zmieniał dętkę. W międzyczasie też zapadła decyzja, że możemy dojechać aż do Bibieli, która wszystkich niezwykle ciekawi, a z nas trojga Skud i ja w niezależnych ekspedycjach mieliśmy dotychczas szczęście ją widzieć na własne oczy. Klimat zrobił się niemal jak w Piratach z Karaibów, tym bardziej, że rozległe lasy za Miasteczkiem Śląskim, w których skrywa się Bibiela, wykraczały zdecydowanie poza skraj mapy Piernika i mojej. Ale dlaczego by nie oddać się przygodzie?
Po dłuższym błądzeniu wśród przepięknych borów sosnowych wyjechaliśmy w końcu we właściwym kierunku, choć jeszcze nieświadomi do końca gdzie jest nasz cel wyprawy. Na szczęście jak to mawiają "koniec języka za przewodnika" i w pierwszym czynnym sklepie, jaki spotkaliśmy od parunastu kilometrów, przy okazji uzupełnienia zapasu wody dopytaliśmy o drogę i odtąd było już z górki. No prawie... Na szczęście miejscowi doskonale wiedzieli jak dojechać do celu i po zrobieniu niezłej pętli dotarliśmy wreszcie pod doskonale zapamiętaną przeze mnie tablicę zza której można było już wprawnym okiem wypatrzeć ruiny.
Miejsce nie wywarło na mnie już tak ogromnego wrażenia jak za pierwszym razem, wciąż jednak chyliłem czoła przed Matką Naturą, która w niespełna wiek potrafiła wrócić na to miejsce i niemal zupełnie przywrócić mu pierwotny wygląd - po wykarczowanym lesie i śladach obecności ogromnej kopalni i sztolni nie zostało niemal nic, poza kilkoma tajemniczymi kawałkami betonu, którego pierwotnej funkcji pewnie już nigdy nie odkryję. W tej zadumie pojechaliśmy nieco dalej, by odpocząć nad malowniczym jeziorem, które otaczają szczątki hałdy rud żelaza, której cała okolica zawdzięcza intensywny żółto-rdzawy kolor.
Powrót zdecydowanie nabrał wyższych obrotów w obliczu coraz niżej schodzącego słońca. Skierowaliśmy się za wskazaniami GPS'a do Miasteczka Śląskiego, od którego ciągnie się największy węzeł kolejowy w Polsce aż do Tarnowskich Gór. My ambitnie objechaliśmy go od krańca do krańca by następnie wbić się w centrum TG, z których już tylko rzut przysłowiowym beretem do rezerwatu Segiet. Przejechaliśmy przez najgłębszą dolinę, by po nieprzyjemnym podjeździe móc już gnać tylko z góry niemal pod sam dom i tak zakończyć naszą przyjemną, niedzielną wycieczkę.

2 komentarze :

  1. Ależ ja tu znalazłem byka rogatego. A może to nie byk, a skudowa amnezja? Idę za cytatem: "W międzyczasie też zapadła decyzja, że możemy dojechać aż do Bibieli, która wszystkich niezwykle ciekawi, a z nas trojga tylko ja miałem dotychczas szczęście ją widzieć na własne oczy". Na początku lipca sam zaciągnąłem Skuda na Bibielę (http://wyprawy2012.blogspot.com/2012/07/9760-rzeski-poranek-od-bibieli-po.html) i dziwi mnie, że nie chciał się do tego przyznać. A może tripy ze mną nie należą do tych, o których warto pamiętać? :)

    Tak czy inaczej miejscówka piękna, jeszcze bardziej wyrazista jesienią zwłaszcza w ujęciu krajobrazów tamtejszych jezior. Może damy radę tam jeszcze wyskoczyć w tym roku.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niechybnie Danielu masz rację i przyznaję się tutaj do popełnienia tak poważnej niekompetencji. Dziękuję Ci za nieustanną czujność, a błąd swój poprawiam i nie czynić więcej podobnych postanawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)