... tej zimy - takie myśli przywodziło świecące za oknem słońce i znikający od wczoraj śnieg. Pozostałe błoto też szybko znikało, jakby Darek faktycznie zamówił pogodę na piątkowy wieczór - tradycyjny pierwszy piątek miesiąca spod znaku Gliwickiej Masy Krytycznej. Umówiony więc z Piernikiem na śmierć zapomniałem, że Morfina od dłuższego czasu domaga się odrobiny uwagi skierowanej na stan jej linek od przerzutek. Swój błąd i zaniedbanie szybko sobie przypomniałem i okupiłem lekkim stresem, czy ostatnie trzy włókienka aby na pewno wytrzymają napięcie. Wytrzymały, podobnie jak i ja.
Gdy do naszego duetu dołączył Skud, pomknęliśmy już czym prędzej na pl. Krakowski z planami zahaczenia o jakiś sklep rowerowy by kupić nowe linki. Plan ten jednak szybko zweryfikował zegarek, na którym nieubłaganie zbliżała się osiemnasta. Na szczęście został jeszcze plan "B" w postaci telefonu do niezawodnej Kiry (której serdecznie dziękuję!). Spokojny, że koleżanka dostarczy mi upragnione części zamienne wprost na Masę sami "wylądowaliśmy" w miejscu comiesięcznego startu peletonu wesołej zgrai rowerzystów. Przywitała nas niemała, jak na luty, grupa uśmiechniętych cyklistów, z którymi serdecznie się przywitaliśmy, by już po chwili pod eskortą policji i straży miejskiej ruszyć na podbój Gliwickich asfaltów.
Trasa była bardzo krótka - w końcu miało być -17°C. Było jednak niemal dwadzieścia więcej, uśmiechy więc nie spełzały nam z twarzy gdy co jakiś czas na usta się cisnęło "niech żałują Ci, co nie przyjechali - taka świetna pogoda". Planowaliśmy śmiało gdzie w tym roku warto by pojechać na naszych jednośladach z nadzieją, że zima, jeśli wróci, to tylko na chwilę. Każdy z nas już zbyt mocno tęskni do zieleni drzew i zapachu trawy - zwłaszcza ja, alergik. Ale sami przyznacie, że jeno czerń i biel za oknem nie służy najlepiej naszym humorom w codziennej monotonii.
Marzenia rozwiała dopiero konieczność powiedzenia sobie "cześć" i "do zobaczenia". Trzeba było niezbyt chętnie ruszyć w drogę powrotną i cieszyć się jeszcze resztką wolności na dwóch kołach, bo prognozy na weekend nieubłaganie zapowiadały solidną porcję deszczu. Ale głowa do góry Panie i Panowie - wiosna już bliżej, niż dalej! Oby do wiosny!
Oj tak, po tylu ponurych dniach, promienie słońca potrafią naprawdę zdziałać cuda. Automatycznie więcej się człowiekowi chce, dzień wydaje się dłuższy i w ogóle jakoś tak... optymistyczniej :) Wiosno, przybywaj!
OdpowiedzUsuń