sobota, 24 sierpnia 2013

Wroclove - miłość utęskniona

Kocham to miasto, choć tak rzadko do niego zaglądam - ogromne, hałaśliwe, zatłoczone i... zawsze szare - takie bynajmniej zawsze się wydawało. Dziś pierwszy raz uśmiechnęło się do mnie słońce gdy wysiadłem z Czerwonego Wozu wraz z Agą i Jankiem. Czyste szaleństwo - przyjechać tu samochodem i nie zabłądzić podczas gdy zwykle włóczyłem się tu pieszo i zawsze w swoisty sposób pozwalałem prowadzić się intuicji, która lubiła wieść mnie w różne zakamarki, by ostatecznie wybrnąć i trafić tam, gdzie chciałem. Poniekąd taki plan miałem i na dziś, zaś moi towarzysze postanowili wypróbować sieć wypożyczalni rowerów, więc umówiliśmy się na powrót około 20 i ruszyliśmy każdy w swoją stronę.
Od zawsze i na zawsze to miasto kojarzyć mi się będzie najbardziej z Alexis, która ochoczo wychodzi mi naprzeciw na spotkanie przez wrocławski Rynek - miejsce naszych tradycyjnych spotkań i jedynych okazji, by spędzić z sobą kilka godzin na beztroskich rozmowach. Dziś, w słoneczny, letni dzień, nie musieliśmy się nawet szczególnie skrywać przed zwykle niezbyt łaskawą pogodą, więc moja przewodniczka zaproponowała ławeczkę nad brzegiem Odry. 
Później powłóczyliśmy się jeszcze nieco komentując tu i ówdzie architektoniczne ewenementy i smaczki o których Alexis wiedziała nawet więcej, niż potrzeba - mimo iż oboje nie pamiętaliśmy za to żadnej z legend związanych z kolejnymi miejscami. Później zostaliśmy przyłapani przez paparazzi, ruszyliśmy więc na powrót w stronę Rynku i pobliskiej naleśnikarni. Nasz czas jednak nieubłaganie szybko minął, odprowadziłem więc moją miłą przyjaciółkę i pomachałem jej na pożegnanie, by po chwili samemu być w drodze powrotnej i już tęskniąc za Alexis, bez której Wrocław pewnie nie byłby już tak piękny...

2 komentarze :

  1. Paparazzi jak paparazzi, ale obadaj se pod jakim znakiem Was uchwycił. Toż to przejście dla rowerów jak w pytę trzasnął.

    Mi by też się przydało, żeby mnie kto po Wrocławiu oprowadził. Jak w zeszłym roku wybrałem się tam po rower dla Leny, to wylądowałem w Bielanach Wrocławskich i płacz mnie ogarnął straszny, że nie było nikogo, kto wskazałby mi drogę na dworzec kolejowy. Ten jeden raz Wrocław mnie przerósł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Musimy tam wrócić tylko może teraz jakimś autem które wykazuje większą kompatybilność z autostradami :)

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)