czwartek, 28 kwietnia 2016

Sztolnia Królowa Luiza

Kiedyś coś wspominałem o tym, że praca powinna pozwalać na realizację marzeń. Właściwie każdy to wie, choć mało kto stara się zrealizować. Mnie, kosztem schowania swoich słabości do szuflady, udało się. Dzięki temu dziś mogłem przejść 40 metrów pod centrum Zabrza i zobaczyć miejsca, do których za nieco ponad pół roku zajrzą pierwsi turyści: Kluczowa Sztolnia Dziedziczna i wyrobiska dawnej kopalni Królowa Luiza, które powinny zostać udostępnione szybciej. Zatem zakładam gumowce, jaklę, kask, sprawdzam, czy lampa świeci i z aparatem ucieczkowym na ramieniu idę w stronę szybu Carnall. 
Carnall jest jednym z najstarszych w regionie szybów - prace przy jego głębieniu rozpoczęto w 1854 roku. Do tego czasu dla odwadniania kopalni Królowa Luiza służyła Główna Kluczowa Sztolnia Dziedziczna, jednak już w połowie XIX wieku była ona budowlą przestarzałą i nie mogła służyć do odwadniania głębiej zalegających pokładów węgla. Nazwa szybu pochodzi od nazwiska Rudolfa von Carnalla, od roku 1856 dyrektora Wyższego Urzędu Górniczego we Wrocławiu, któremu podległa zabrzańska kopalnia. W 1873 roku szyb osiągnął głębokość 210 metrów. Zainstalowana w nim była maszyna parowa o mocy 180 KM, która poprzez dwie pompy umożliwiała wydobywanie 7m³ wody na minutę. 4 lata później dokonano gruntowej przebudowy szybu, w ramach której wyburzono wieżę, gdzie znajdowała się odwadniająca maszyna parowa, a na jej miejscu postawiono stalową wieżę wyciągową i maszynownię, które stoją do dziś.. W 1912 roku szyb osiągnął swą ostateczną głębokość 503 metrów, co wydaje się niczym, przy obecnym poziomie 40 m. Co ciekawe, w 1965 roku powstał tutaj Ośrodek Propagandy Górnictwa, w którym przybywający turyści mogli zjechać pod ziemię i zwiedzić kopalnię w naturalnych, górniczych warunkach właśnie ponad pół kilometra pod ziemią. Mimo sporego zainteresowania Ośrodek został zamknięty w 1979 roku. 
Dziś odrestaurowany budynek nadszybia wygląda fenomenalnie i przywodzi na myśl przeszklenia, które są w Szybie Maciej. Na wieży wyciągowej do dyspozycji turystów oddano taras widokowy, natomiast wewnątrz szybu umieszczono okrągłą klatkę schodową, która, patrząc z góry, zdaje się nie mieć końca. To znaczy, że nie będzie tu owianej już sławą szoli, która spada na dół. Szyb jednak jest kolejnym przykładem tego, jak prócz górniczej windy, schodzili pod ziemię górnicy. My jednak zejdziemy jeszcze w inny sposób, bowiem wydrążoną specjalnie w tym celu pochylnią. Schodzę szerokim łukiem stromo w dół, obok zawieszonej konstrukcji specjalnej kolejki, która umożliwi dostanie się na dół także osobom niepełnosprawnym. Światło słoneczne szybko znika nam za plecami, a z dna dochodzą piekielne odgłosy pracujących tam maszyn.
Stawiam stopę na błotnistym dnie. 40 metrów nad nami znajduje się całe miasto. Tu jednak świat przypomina jakąś jaskinię. Złowrogie ściany, które zdają się chcieć człowieka zgnieść. Z głębi docierają nas odgłosy pracy górników - tak, w sztolni znów pracują prawdziwi górnicy, którzy mają za zadanie doprowadzić to miejsce do stanu, w którym będzie można przejść tu w zwykłym obuwiu i niekoniecznie z lampą na kasku. Po kilku krokach wyłaniają się też ceglane obudowy, które zabezpieczały ściany przed obwałami. Miejscami zainstalowano już oprawy, które dają jednak niewiele światła - dość jedynie, by orientować się w przestrzeni i dostrzec, czy coś nie leży nam pod nogami. A tam, gdzie sięga światło, pojawia się i przyniesione z powierzchni życie.
Korytarze robią ogromne wrażenie. Miejscami wykute w litej skale, miejscami obudowane cegłą. Jeden z korytarzy kończy się zawałem, który mozolnie łopatami i kilofami usuwają górnicy. Niewiele tu z współczesnych udogodnień nad doprowadzony prąd i powietrze. Przestrzeń jest zbyt mała, by można było wjechać tu ciężkim sprzętem. Zresztą nie pozwoliłyby na to procedury, czy zwyczajnie zbyt mała ilość powietrza, która tu dociera. Wszystkie prace prowadzi się, choć z użyciem nowoczesnych technologii, całkowicie ręcznie. 
Główna Kluczowa Sztolnia Dziedziczna (niem. Hauptschlüsselerbstollen) w dużej części składa się z dwóch równoległych, połączonych co kilkadziesiąt metrów korytarzy. Odchodzą z niej także odnogi, z których dwie powinny teoretycznie sięgać poziomu 60 w Kopalni Guido. Póki co jednak nikt nie podjął się ich eksploracji, nie wspominając o próbach zaadaptowania. Nie jest to jednak wykluczone w przyszłości, choć patrząc na tempo prac w sztolni, nie jestem zbyt optymistycznie nastawiony do tego pomysłu. Wracamy jednak myślą do naszej sztolni, która jest jedną z najdłuższych w Europie, a przy okazji stanowi najdłuższą budowlę hydrotechniczną w europejskim górnictwie węglowym.
Budowę tego imponującego dzieła zainicjował Friedrich Wilhelm von Reden oraz John Baildon. Projekt został zainspirowany podobnymi sztolniami w kopalniach angielskich i węgierskich. Całkowita długość sztolni to aż 14,25 km. Oczywiście dziś miałem okazję zobaczyć zaledwie jej skrawek, bowiem projekt rewitalizacji obejmuje tylko zabrzański fragment sztolni. A warto zaznaczyć, że początek sztolni znajdował się w pobliżu szybu Krug (później Jacek I), na terenie kopalni Königsgrube, (później Król) w Królewskiej Hucie w Chorzowie. Odtworzony zaś wylot Głównej Kluczowej Sztolni Dziedzicznej znajduje się w Zabrzu przy obecnej ulicy Karola Miarki. Tam też w pierwszym etapie powstał budynek obsługi ruchu turystycznego. 
Sztolnia została wybudowana na średniej głębokości 38 metrów pod poziomem gruntu z szerokością od 180 do 250 cm. Była drążona w zależności od warunków geologicznych w tempie od 177 metrów do 520 metrów na rok. Jej budowa rozpoczęła się w 1800 roku i trwała aż do 1869 roku, co przesądziło o jej dalszym losie. Sztolnię drążono ręcznie przy pomocy przeciwprzodków prowadzonych z 22 tzw. świetlików (niem. Lichtloch) oraz z kilku szybów wchodzących w skład kopalni Król. Spore jej fragmenty wydrążone są w skale, przez co nie posiadają obudowy. Pozostałe części zostały obudowane przy pomocy kamienia lub cegły. Prawidłową wentylację zapewniały 22 wspomniane świetliki, z których obecnie odtworzono jeden, na wysokości siedziby DB Schenker.
Budowa sztolni miała dwa cele: odwodnienie kopalń Królowa Luiza w Zabrzu i Król w Królewskiej Hucie oraz transport urobku do Kanału Kłodnickiego. Do sztolni odprowadzały wodę także sąsiednie, prywatne kopalnie. Transport łodziami odbywał się już w 10 lat po rozpoczęciu budowy. Infrastruktura obejmowała trzy porty, pięć mijanek oraz 3, lub 4 łodzie będące w stanie transportować jednocześnie ok. 16 ton urobku. Choć w ciągu zmiany sztolnia była w stanie przepuścić przez siebie nawet 60 T węgla, ilość ta okazała się szybko niewystarczająca. Równie szybko wyczerpały się także płytkie pokłady węgla, a rozwój technologii spowodował, że kolejne kopalnie były w stanie odwadniać swoje coraz głębsze chodniki własnym sumptem. O losie Sztolni przesądził rozwój transportu kolejowego, oraz rezygnacja z odbioru węgla przez odlewnię żeliwa Król (obecnie Gliwickie Zakłady Urządzeń Technicznych). W 1951 roku rozebrano ozdobny wylot sztolni, a sama sztolnia zamurowana.
W końcu docieram do szybu Wilhelmina, gdzie można było wychylić głowę z windy i spojrzeć na powierzchnię. Chwilę później przywitało mnie świeże powietrze, choć mogłem się nim nacieszyć tylko chwilę. Stąd przez zupełnie odmieniony plac znów schodzę pod ziemię, tym razem jednak z tyłu głowy kołaczą mi wspomnienia, jak te miejsca wyglądały kilka - kilkanaście lat temu... Choć tak naprawdę niewiele pamiętam z przeszłości i gdyby ktoś zostawił mnie tu, na dole, zgubiłbym się na kilka godzin. Ze starej kopalni zostały tu co prawda oryginalne ściany i chodniki, co krok jednak czekają już multimedialne, zabezpieczone folią pulpity i ekrany. Podziemne wyrobiska Skansenu Górniczego Królowa Luiza jest już niemal gotowe na przyjęcie pierwszych turystów. Technologia jednak nie przeszkadza w podziwianiu imponujących, drewnianych obudów ścian. Co rusz trzeba też się schylić, żeby nie uderzyć głową w jakąś belkę, czy wręcz odcinkami poruszać się niemal na czworaka. Może i do prawdziwej kopalni tutaj jeszcze daleko, jednak ten niemal niezmieniony kształt wyrobisk znacznie mi bliższy, niż komfortowe i przestronne korytarze kopalni soli w Wieliczce.
Skansen Górniczy Królowa Luiza powstał na terenie założonej w 1791 roku kopalni węgla kamiennego Königin Luise Grube oraz współczesnych chodników i komór kopalni Zabrze. Podziemia mają łączną długość ponad 1,5 km i schodzą do głębokości 35 metrów. Turyści będą mogli poznać tutaj różne metody wydobywania węgla, bowiem w chodnikach stoją wciąż działające maszyny: od przenośników taśmowych i zgrzebłowych, po kombajny ścianowe. Nie będę się tu jednak nazbyt rozpisywać, bo pewnie nie odróżniłbym Alpiny od jakiegokolwiek innego kombajnu. A wszystkie te maszyny oczywiście podnoszą tumany kurzu oraz niemiłosiernie hałasują, co pozwala w mikroskopijnej skali wyobrazić sobie, jak jest na prawdziwej kopalni, gdzie ta mechaniczna orkiestra działa jednocześnie, na wszystkie głosy.
Królowa Luiza w czasach swojej świetności była najnowocześniejszą kopalnią w regionie. Zaledwie w pierwszym roku istnienia wydobycie osiągnęło 120 ton, zaś sto lat później zawrotne 3,3 mln. ton! Jej historia sięga jesieni 1790 roku, gdy w dzielnicy Pawłów Salomon Izaac natrafił na pokład czystego węgla. Była to górna ława pokładu Einsiedel, obecnie oznaczonego jako 501 tb. Ponieważ odkryty węgiel okazał się cenną odmianą węgla koksującego, już wiosną 1791 roku rozpoczęto eksploatację we wspomnianym pokładzie oraz w zalegającej 2 metry głębiej dolnej ławie pokładu Einsiedel. Po przeprowadzeniu dalszych poszukiwań dzięki wierceniom udało się zlokalizować kolejne pokłady w Zaborzu i Kończycach.
Gdy metoda odkrywkowa okazała się niewystarczająca, przystąpiono do zgłębienia dwóch pierwszych szybów: 12 metrowego Hoffnung (nadzieja) i 20 metrowego Michael (Michał) . Wtedy też zapadła decyzja o powstaniu Haupt Schluessel-erbstollen, czyli Głównej Kluczowej Sztolni Dziedzicznej, która miała przede wszystkim odprowadzić nadmiar wody z pokładów. W 1817 roku przodek sztolni dotarł do pokładu Einsiedel. Równocześnie, dla poprowadzenia przeciwprzodka oraz wydobycia węgla z pokładu Heinz zgłębiono szyb, na którym zainstalowano pompę parową.
Pomimo dużego pola wydobywczego wszystkie zasoby dobrego węgla powyżej poziomu sztolni zostały wyeksploatowane do 1837 roku. Kopalnia została tym samym zmuszona do eksploatacji gorszej jakości węgla z pokładów Georg i Weronica .W 1833 roku zapadła w końcu decyzja o zgłębieniu kolejnego szybu, Dechen, który udostępnił pokłady Heinz, Reden i Pochhammer na poziomie 82 metrów. Tuż po II Wojnie Światowej nastąpił gwałtowny rozwój kopalni, w efekcie czego tuż obok wspomnianego szybu wyrosła koksownia oraz doprowadzono do kopalni tory kolejowe. Zgłębiano też kolejne szyby: w 1846 roku szyb Maria i 4 lata później szyb Oeynhausen, który zaprojektowany był jako szyb odwadniający, jednak szybko przejął funkcję szybu wydobywczego w związku ze zbudowaniem koksowni, która była własnością Graffiny Henckel-Siemianowitz. W 1853 roku w północnej części pola wydobywczego zgłębiono jeszcze szyb Skalley, przy którym Huta Redena zbudowała własną koksownię. Rok później rozpoczęła się budowa nowego kompleksu budynków kopalnianych, które dziś znamy właśnie jako Skansen Górniczy Królowa Luiza. Powstały tu aż trzy szyby: wydobywczy Krug i Prinz Schoenaich oraz wodny Carnall, który z czasem również został przekształcony w szyb wydobywczy.
Kopalnia musiała robić piorunujące wrażenie, bowiem jeszcze w XIX wieku wydobywała węgiel z pokładów położonych ponad 300 metrów pod ziemią, natomiast szyb Carnall w 1912 pogłębiono aż do głębokości 500 metrów. Ogromny zasięg Królowej Luizy wymusił także budowę licznych szybów wentylacyjnych: szyb Zaborze (250 m), Biskupice (180 m) Ruda (250 m), Hermann (285 m) oraz Georg (250 m), który przejściowo był również używany do transportu ludzi i materiałów). Z kolei do szybu Glueckauf (Szczęść Boże) doprowadzono kolej piaskową z Przezchlebia i zainstalowano nowoczesną, elektryczną maszynę wyciągową z przetwornicą Ilgnera umożliwiającą transport ludzi.
W celach badawczych w 1907 roku zgłębiono stary szyb drzewny Wilchelmina do głębokości 400 metrów udostępniając pokład Andreas III oraz łącząc go poprzez upadową z szybem Carnall na poziomie 500 m. 
Na koniec zostawię jeszcze znalezioną garść ciekawostek o kopalni Królowa Luiza z 1912 roku:

  • pod ziemią pracowało aż 148 koni;
  • kopalnia posiadała 10 maszyn parowych o łącznej mocy 5562 KM w samej kopalni;
  • 1 kompresor powietrza o wydajności 4000 metrów sześciennych na godzinę i dwa kompresory o mocy 90 KM każdy;
  • pod ziemią użytkowano 10 silników spalinowych o mocy 120 KM każdy;
  • kopalnia zasilana była przez Górnośląskie Zakłady Energetyczne co pozwalało na użytkowanie silników elektrycznych - tylko pod ziemią 35 sztuk o łącznej mocy 1098 KM;
  • na szybie Wilhelmine zainstalowana była maszyna wyciągowa o obciążeniu użytecznym 2,4 tony przy prędkości 13 m/s i mocy silnika 105 KM

2 komentarze :

  1. Pół roku, powiadasz? Dobrze, wybierzemy się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano pół - taką mam nadzieję. Tymczasem zapraszam już dziś do Guido - tam również jest co zwiedzać, jeśli jeszcze nie byłaś, Siostro :)

      Usuń

Śmiało, zostaw komentarz :)