Ten dzień i ta noc od zawsze budziła wśród ludzi wiele emocji. Bo oto dzień zyskał dziś miażdżącą przewagę nad mrokiem nocy. Nastało astronomiczne lato, a wraz z nim wszelkie skojarzenia z obfitością, owocowaniem i płodnością. Noc stała się tak krótka, że niektórzy podejmowali się próby rezygnacji ze snu w poszukiwaniu przeróżnych tajemnic. Tym bardziej ucieszyłem się, że pośród wielu słowiańskich, niezwykle modnych ostatnio, skojarzeń, miasto Gliwice postanowiło na przekór sięgnąć też po noc Wielkanocną - bo to do niej nawiązuje swoim tytułem i treścią Exultet w wykonaniu gliwickiego Teatru "A". To doskonałe widowisko pełne prawdziwych żywiołów - ognia, powietrza i wody - doskonale wkomponowało się w skromną przestrzeń alei Przyjaźni przed Sceną w Ruinach Teatru Victoria.
Prawdę mówiąc nie jestem pewien który raz oglądam ten spektakl. Pewnym jest jednak to, że kolejny raz wzbudza we mnie nową porcję emocji i przemyśleń. A podejść do tego przedstawienia można na różnoraki sposób. Nawet największy ignorant bowiem będzie pod wrażeniem pirotechniki, która przewija się tutaj niemal cały czas. Co rusz scenę spowija chmura gęstego dymu z której wyłaniają się kolejne postacie, wraz z wyjątkowo oszczędnymi efektami dźwiękowymi w tle tworząc doskonałą scenografię . Na tym tle malują się kolejne, obok powietrza, żywioły: ogień i woda.
Zderzenie żywiołów jest tutaj równie ciekawe, jak w teoriach pierwszych filozofów. Można zadumać się na chwilę, odrzuciwszy szkolną wiedzę, nad tym jak kiedyś zgadywano który żywioł jest tym najważniejszym, życiodajnym - a który wręcz przeciwnie, niszczycielskim i niosącym śmierć. Oj, kto miał historię filozofii, ten wie o czym mówię - od powietrza, które miało w miarę "gęstnienia" zmieniać się w ogień, wodę i ostatecznie ziemię, po wizję nieboskłonu jako ogromnego walca, z którego zionie ogień w postaci widocznych nocą gwiazd.
Ja dziś jednak zadumałem się w inną, mniej oczywista wydaje mi się stronę. Bo oto na scenę wkracza nasz bohater, który pośród tych żywiołów próbuje nie tylko przeżyć, ale... no właśnie, coś też przeżyć. I tutaj rozpoczyna się zmaganie ze sobą, swoimi słabościami, pożądaniami i pragnieniami. Tym wewnętrznym zmaganiom nie tyle towarzyszy, co wzmacnia je walka żywiołowych pokus, walizka wspomnień, czy idee, za którymi chciałoby się podążyć. Jak jednak znaleźć w tym balans i złoty środek? Czy można płonąć, ale się nie spalić? A może to, co nas rozpala, może nas też sparzyć, oparzyć i ostatecznie spopielić? Czy oczyszczająca, obmywająca i odnawiająca woda może współistnieć z palącym ogniem nie zawsze czystych i zdrowych zachcianek? Jak wyjść z tej gęstej mgły, chciałoby się powiedzieć zadymy we własnej głowie, spośród swoich myśli i uczuć, żeby obrać właściwy kierunek? Ah, jakże egzystencjalne problemy ludzkości można wydobyć z tego widowiskowego spektaklu!
Tym przeróżnym, interpretacjom i przemyśleniom pewien spójny tor nadaje jednak tytuł - Exultet. I już śpieszę z encyklopedycznym wyjaśnieniem, że owo Orędzie Paschalne to starożytna pieśń, której autorstwo przypisuje się św. Ambrożemu. Tekst ten w niezmienionej formie przetrwał od VII wieku do reform liturgicznych po Soborze Watykańskim II. Dziś stanowi trzon Liturgii Światła w trakcie Wigilii Paschalnej - Wielkanocy. To przepiękny hymn pochwalny wykonywany jest po uroczystym wniesieniu do ciemnego kościoła zapalonego Paschału, który jest wtedy jedynym źródłem światła i od którego wierni zapalają swoje świece napełniając powoli gmach światłem. Aż ciarki przechodzą po ciele, gdy rozlegają się wtedy pierwsze wersy: weselcie się już zastępy: weselcie się już, zastępy Aniołów, w niebie: weselcie się, słudzy Boga...
Niezwykle bogata jest treść samego Exultetu, który w kolejnych wersach wyjaśnia, że nasza radość nie jest bezpodstawna - bo na wszystko, co ciemne w Starym Testamencie światło rzuca światło doskonała ofiara Zbawiciela. O, zaiste błogosławiona noc, w której się łączy niebo z ziemią, sprawy boskie ze sprawami ludzkimi. Czy więc nie byliśmy przed chwilą świadkami zmagań człowieka z grzechem? I czy ktoś z nas byłby w stanie odrzucając wszelkie pokusy i złe emocje tak po prostu oddać swoje życie i zapłonąć dla innych, jak Jezus? Niech ta świeca poświęcona na chwałę Twojego imienia nieustannie płonie, aby rozproszyć mrok tej nocy - czego nam, niezależnie od wyznawanej religii życzę: żebyśmy nieśli w ręku świecę, która daje światłom ciepło i poczucie bezpieczeństwa, wskazuje właściwy kierunek oraz której ogniem można bez najmniejszego uszczerbku podzielić się z innymi.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)