Mimo wszelkich przeciwności i zawiłości losu, oraz innych złośliwości rzeczy martwych, udało się dotrzeć na czas, a nawet nieco przed czasem. Przed sceną nie było jakiś wielkich tłumów, czyli zgodnie z moimi oczekiwaniami. Na scenie natomiast szalała już grupa The Papierocks. Mimo ciekawego brzmienia nie rozruszali publiki, a może wcale nie było jakieś publiczności? Szkoda, że nie wiedziałem wcześniej, bo chętnie posłuchałbym ich od początku, tym bardziej, że śpiewali też kilka swoich kawałków.
Gwiazdy wieczoru oczywiście jak przystało na gwiazdy, spóźniły się. Prosto z Paryża, w dwie godziny wprost z lotniska dotarli do Zabrza i bez najmniejszego zmęczenia na twarzach wkroczyli na scenę. Chwila strojenia i już brzmiała zapowiedź. Rozpoczął się koncert wspaniałych muzyków, którzy widać było kochają to, co robią. Typowo żywa muzyka irlandzka przeplatana była nie mniej irlandzkimi miłosnymi balladami, za wyjątkiem jednej, w języku "ojczystym". Przerwy między kolejnymi utworami wypełniały wprowadzenia, krótkie historie, czy aktualne myśli opowiadane przez multiinstrumentalistę zespołu Dariusza Sojkę. Gitarę klasyczną ożywiał Bogdan Wita, bas Adam Drewniok, na niesamowicie brzmiących bouzuki grał Zbigniew Seyda, natomiast wirtuozem skrzypiec był Maciej Paszek. Całość swoim głosem zwieńczyła Katarzyna Sobek. Wspaniała muzyka sprawiła, że koncert minął w mgnieniu oka, a jedyne co zostało, to zdjęcia i brzmiący jeszcze w głowie dźwięk instrumentów i głos wokalistki...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)