Zgodnie z prognozami od jutra ma się zepsuć pogoda, więc jak możne byłoby odpuścić dziś rowerowanie? Mimo wiatru było bardzo przyjemnie, ciepło i słonecznie, więc wsiadłem na swój ulubiony środek lokomocji i po krótkim zastanowieniu wybrałem kierunek przeciwny do wczorajszego - Katowice. Oczywiście rowerzyście zawsze wiatr w twarz, więc kręcić trzeba było ze zdwojoną siłą. Trasa wiodła najprościej jak się dało, czyli ul. Wolności przez Zaborze, Rudę Śląską i tak dalej aż po Katowice. Na skraju centrum zjechałem w os. 1000-lecia i intensywnie przypominałem sobie mapę, którą oglądałem kilka dni temu. W końcu i tak trafiłem dzięki mojej intuicji do celu - zajezdni tramwajów w Chorzowie. Niestety budynki, które pięknie wyglądały na zdjęciach w rzeczywistości okazały się bardzo brudne, zaniedbane a na domiar wszystkiego ich ustawienie uniemożliwiało zrobienie jakiegokolwiek dobrego zdjęcia. Mój telefon też uznał, że nie będzie współpracować z tak kiepskimi parametrami i najzwyczajniej w świecie fotki wyszły zamazane, więc ich nie będzie.
Lekko zawiedziony obrałem teraz kurs na WPWiK, gdzie chciałem jeszcze zobaczyć planetarium, do którego mam wielki sentyment. Oczywiście za nic nie pamiętałem jak do niego trafić, a zmrok, który zapał niemal z minuty na minutę wcale tego nie ułatwiał. Ostatecznie objechałem cały park dookoła i trafiłem. Teraz trzeba było już wracać, skierowałem się więc do najbliższego wylotu i... wylądowałem sam nie wiem jak na skraju Siemianowic. Na szczęście asfaltem i z małą pomocą znaków trafiłem już na właściwe tory. Przy okazji w końcu mogłem zobaczyć szumnie reklamowany nowo podświetlony diabelski młyn w Wesołym Miasteczku i błękitną smugę na Żyrafie, która dla odmiany też tym razem świeciła. Dalej bez błądzenia pomknąłem do Zabrza by punktualnie co do minuty zameldować się w domu o 20:00.
Ach, to Planetarium! Ileż ja tam wymieniłem myśli z Atomową Madzią. Też mam sentyment do tego obiektu.
OdpowiedzUsuń