sobota, 1 października 2011

Elektrociepłownia ELCHO

Zwykle wstawanie o poranku nie jest dla mnie czymś specjalnie łatwym. Dziś jednak obudziłem się i od razu z entuzjazmem wstałem, gdy tylko zegarek wybił słuszną godzinę. W pośpiechu wypiłem pół kawy, pochłonąłem kilka kęsów jadła i już zmierzałem do Janka i dalej na przystanek. Uzbrojony w aparat wsiadłem do "czternastki", by za kilkanaście minut przywitać się z Danielem, który był sprawcą całego tego porannego wstawania. Jedziemy do Chorzowa.
Na miejscu zameldowaliśmy się oczywiście przed czasem, nic jednak straconego, gdy ma się tak świetnego przewodnika, jak Daniel. Od tematów o produkcji tramwajów i wagonów metra zeszliśmy aż po samą metalurgię niemal w praktyce za sprawą odwiedzenia przynajmniej z daleka pozostałości po ogromnej niegdyś hucie Kościuszko.
W końcu dotarliśmy pod bramę naszego dzisiejszego celu - elektrociepłowni ELCHO w Chorzowie. Przywitała nas mała ankieta i coraz liczniejsi kolejni uczestnicy dzisiejszego zwiedzania z okazji czwartych otwartych dni chorzowskiej elektrociepłowni. Szczęście z daleka wieścił nam tutejszy lokator imieniem Kuba.
Krótka prezentacja wideo, obowiązkowe kaski w barwach soczystej zieleni i ruszyliśmy na podbój jednego z najnowocześniejszych w Polsce zakładu. Zaczęliśmy od niezbędnych składników i niejako wędrowaliśmy wzdłuż całego procesu technologicznego tego miejsca. Wpierw woda i jej obróbka chemiczna i fizyczna - oczyszczanie przy użyciu między innymi zjawiska odwróconej osmozy.
Dalej nasze kroki skierowaliśmy na plac, gdzie królowały ogromne ilości węgla i biomasy, a nad całością górowały kłęby pary, która unosiła się znad specjalnie zaprojektowanych dla tego miejsca chłodni, które ze względu na małą ilość miejsca nie mają tutaj konstrukcji klasycznej chłodni kominowej.


Gdy poznaliśmy już tajniki przygotowywania mieszanki paliwa według najwyższych norm Unii Europejskiej, skierowaliśmy się pod najwyższy obiekt w tym miejscu - ponad stumetrowy komin, do wnętrza którego mieliśmy okazję zajrzeć. Ciekawe, że ta ogromna konstrukcja kryje w sobie de facto dwa mniejsze, niezależne kominy - po jeden na każdy z ogromnych kotłów fluidalnych produkcji Foster Wheeler o mocy cieplnej 295 MWt.

Dalej zaproszono nas właśnie do hali, gdzie znajdują się ów kotły. Z poziomu zero, który stanowił nieogarnioną plątaninę rur i przewodów, zajechaliśmy windą na ponad 50 metrów w górę. Panował tam iście tropikalny klimat, co szybko nasunęło Danielowi na myśl, że można by tu bez najmniejszego wysiłku zorganizować co najmniej palmiarnię. Nic jednak dziwnego, gdy pod nami na kilkudziesięciu szpilach zawieszone są dwa kolosalne kotły, a w koło biegną niezliczone kłęby rur i rurek przesyłających wodę, parę wodną czy paliwo.
Kilkadziesiąt stopni schodów w krętej klatce schodowej i znaleźliśmy się tym razem na dachu, na którym urządzono specjalnie na potrzeby takich wycieczek, jak dziś, taras widokowy. Coś niesamowitego, mimo, że w koło miasta oplatała jeszcze poranna mgła i wielkomiejski smog. Mimo tych ograniczeń udało się dostrzec majaczący w oddali komin zabrzańskiej elektrociepłowni, a nieco bliżej malowniczą zabudowę huty Kościuszko.

Po tej dawce adrenaliny i piękna za razem udaliśmy się znów niżej szlakiem wyznaczonym przez proces technologiczny. Tym razem czekała na nas spora dawka hałasu, który generowały przy okazji produkcji prądu dwie potężne turbiny Simensa o mocy elektrycznej 113,0 MW każda. Pomyśleć, że to wszystko działa niemal identycznie, jak w chyba wszystkich elektrociepłowniach z czasów przemysłowej świetności tego regionu. 


Gdy już zaznajomiliśmy się z całą tą maszyneriom i tajnikami produkcji ciepła i prądu pozostało nam jedynie odwiedzić centrum dowodzenia, w którym to dopiero spotkaliśmy pierwszych pracowników. Okazuje się bowiem, że nocą i w weekendy pracuje tu i czuwa nad tym całym ustrojstwem zaledwie 5 osób! Niewiarygodne wręcz.
Po dawce technologicznych nowości i najwyższych standardów mieliśmy jeszcze przyjemność zobaczyć, jak bardzo to wszystko jest różne od tego, co można było spotkać w takim zakładzie jeszcze kilkanaście lat temu. Dzięki inicjatywie pracowników powstał kącik, w którym zgromadzono kilka eksponatów z poprzednich wieków dając im jeszcze nico życia.
Na tym zakończyła się nasza wycieczka, którą mieliśmy przyjemność dziś odbyć, jednak dla najmłodszych czekała jeszcze konkursowa krzyżówka i losowanie nagród. Każdy też mógł zajadać się firmowymi "krówkami", a my, nieco starsi eksploratorzy, otrzymaliśmy też drobne pamiątkowe upominki.
Ponieważ godzina była jeszcze młoda, wraz z moim osobistym przewodnikiem udaliśmy się jeszcze raz zerknąć na dawną zabudowę sąsiedniej huty, a następnie w stronę odnowionego niedawno szybu Prezydent. W okolicy ucieszyła też odnowiona zabudowa dawnego kompleksu kopalni Polska, w której obecnie jest kawiarnia, sala konferencyjna i zwyczajne zakłady. Cieszy, że ktoś to tak pięknie zagospodarował i tylko można żałować, że to wciąż jeszcze nieliczne wyjątki od reguły zaniedbywania i burzenia pięknych budowli - świadków piękna i bogatej historii naszego Śląska, ojczyzny najmniejszej.


Serdeczne podziękowania należą się Danielowi, bo bez niego nie miałbym tak dobrze zorganizowanego przedpołudnia i kolejna atrakcja uciekłaby mi koło nosa. A gdyby ktoś czuł niedosyt, to na jego blogu także znajdziecie kilka słów i obrazów z tej wspólnej eskapady - zapraszam.

1 komentarz :

  1. Było rewelacyjnie. Dziękuję za rewelacyjne foty w kasku. Trochę fotoszopa i będzie zdjęcie do dyplomu inżyniera.

    Dzięki za towarzystwo.

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)