niedziela, 16 października 2011

Wieczór pod sceną

Rano to ja grałem i śpiewałem, a wieczorem zmiana ról - ja słuchałem, jak inni śpiewali i grali. Nic jednak, co zapowiada się dobrze, nie może się udać bez żadnych komplikacji, jak by to ujął twórca wielu sławnych praw - pan Murphy. Na miejsce dotarłem po kilku komplikacjach, jednak cało i w miarę na czas.
Na scenie już się nieco działo, mnie jednak zainteresował dopiero występ dziewcząt ze znanego zespołu tanecznego Salake - obecnie to złote medalistki z Mistrzostw Świata w Tańcu Dzieci i Młodzieży "Dance World Cup 2010". Występ krótki i efektowny do tego stopnia, że publiczność w pierwszej chwili zapomniała nawet klaskać. Sam też nie kryłem zaskoczenia mimo, że zdawałem sobie sprawę na co stać te młode panie w stukających bucikach.


W ramach dłuższej przerwy po występie z nutką Irlandii wybrałem się do nowego kościoła pw. św. Gerarda, bo to parafia zorganizowała mi tak miły wieczór. Kościół całkiem nowy i nowoczesny, choć sama parafia obchodzi już 60-cio lecie swego istnienia.
Kolejną gwiazdą na dziś, którą przewidywał program, był Zbigniew Wodecki. Tak, ten Wodecki. Lekko się zdziwiłem, acz przyjąłem tą informację jak najbardziej optymistycznie i chyba warto było. Zaskoczeniem był też wysoki poziom, jaki zaprezentował artysta. Rozpoczął od solidnego brzmienia na trąbce, następnie pochwalił się swoimi wokalnymi umiejętnościami. Publiczność świetnie się bawiła, a sama gwiazda chyba też, bo pan Zbigniew wprowadził wiele spontanicznych i nieprzewidzianych przez scenariusz muzycznych niespodzianek. W połowie zbił mnie z nóg Czardaszem, którego zagrał ot tak, w dodatku zdecydowanie szybciej niż chociażby popularna przed kilku laty skrzypaczka Vanessa Mae. Oczywiście nie obyło się bez autografów i dzikich tłumów oblegających po zejściu ze sceny. Sam usytuowałem się na szarym końcu tej zgrai żeby też zgarnąć autograf, w sumie już drugi, acz nie mniej cenny. Udało się oczywiście bez najmniejszego problemu a i na kilka słów znalazła się chwila.






Dzień i całą imprezę zakończyło mocne uderzenie zespołu BadRequest, którego wokaliście właściwie zawdzięczam to, że w ogóle tu trafiłem (dzięki!). Co tu dużo się rozpisywać? Iście epicka masakra na perkusję, bas i dwie gitary, a do tego mocny vokal. Świetny repertuar i kontakt z publiką to murowany sukces, dlatego życzę chłopakom, żeby występowali na coraz większych scenach i dla coraz liczniejszej publiki, a dziś niech będzie tego przedsmakiem.






A mnie pozostało już tylko wrócić do domu, znów komunikacją miejską, która ani myślała włączyć grzanie w  blaszakach, mimo, że na każdy kolejny autobus trzeba było solidnie odczekać swoje i nieźle wymarznąć... Warto było.

2 komentarze :

  1. jak tylko zamontujemy głośniki posłuchamy tego zespołu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzecie zdjęcie od góry, dziewczyna na przodzie. Wygląda jak moja wielka miłość Iwona Sitkowska. Piękna. Ty wiesz, gdzie się obracać, żeby się napatrzeć :)

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)