piątek, 28 października 2011

Obyło się bez zdjęć

Tytuł pewnie niejednoznacznie wskazuje, że tym razem niestety zdjęć stwierdzam brak. A skoro wyjaśniliśmy to sobie od razu, to przechodzę do meritum, czyli rowerowej części dnia. Gdy uporałem się już ze wszystkimi sprawami, okazało się, że mam jeszcze nawet nadwyżkę czasu, którą postanowiłem roztrwonić już na dwóch kółkach. Długo dumałem w co się ubrać, by nie było zimno, ale i nie za ciepło. Ostatecznie spakowałem polar i bluzę w torbę, a sam założyłem tylko bluzę i spodnie z długimi nogawkami. Wybór był słuszny, jak się okazało już kilkaset metrów dalej. Słusznie też szyję chronił dziś szalik z arafatki, bo nieźle zawiewało. Jechałem więc Leśną planując gdzie mogę wykorzystać nadmiar czasu, by wyrobić się później na bytomski rynek. Ostatecznie pojechałem przez Szałszę w stronę Świętoszowic, a stamtąd częściowo niebieskim szlak(mnie trafia)iem na Grzybowice. Tutaj skrót i już ląduję w Rokitnicy, z której rowerową magistralą pojechałem przez OMG, obok koksowni Jadwiga i już "normalną" trasą na Bytom.
Na miejscu melduję się z dziesięciominutowym zapasem czasu, a po obtrąbieniu całego rynku stwierdziłem, że reszty ekipy jeszcze nie ma. Zjawili się jakieś pięć minut później w bardzo licznym peletonie, więc pozwólcie, że nie wymienię nawet wszystkich. Kolejne pięć minut i już wlekliśmy się ślimaczym tempem ulicami najmniej lubianego przeze mnie miasta w okolicy. Na szczęście ta męczarnia nie trwała wieczności, a zakończyła się na terenie kąpieliska, gdzie przewidziano jadalne atrakcje, niestety odpłatnie. Po dopełnieniu obywatelskiego obowiązku, czyli zaproszeniu wszystkich zebranych na masę w Gliwicach i Zabrzu pojechaliśmy kawałek dalej wyszaleć się nieco na skate-parku, czekając aż wszyscy się zbierzemy i zaserwisujemy.
Jak zawsze nie bez atrakcji odprowadziliśmy nasze dwie Księżniczki pod ich pałace, a następnie ze mną na czele ruszyliśmy w drogę powrotną w zacnej długości peletonie. Dwukołowe strzały uzbrojone w rozbrajające przechodniów trąbki przemknęły aż po Biskupice, gdzie część skierowała się dalej na centrum, natomiast Piernik, Skud i ja z zamiarem zmontowania sobie jeszcze kameralnego aftera skierowaliśmy się na Mikulczyckie rubieże. Po szybkim przeorganizowaniu i zmianie roweru na glana udaliśmy się na prywatną lokację i w mgnieniu oka zamieniliśmy stertę drzewa w ognisko. Tak minął nam ten dzień na tematach od filozofii przez metalurgię po szarą codzienność, a zimno powoli wygoniło nas do domów. Kolejny udany dzień należy odfajkować w życiowym kalendarzu.

2 komentarze :

  1. "Po dopełnieniu obywatelskiego obowiązku, czyli zaproszeniu wszystkich zebranych na masę w Gliwicach i Bytomiu" - dziwny z Ciebie człowiek, żeby zapraszać ludzi w Bytomiu na Masę w... Bytomiu. Trzeba ich było do Zabrza zaprosić :)
    Szkoda, że nie mogłem jechać tym razem.
    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Daniel, faktycznie było i miało tam być Zabrze... chyba pisanie notek w środku nocy mi nie służy ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)