piątek, 24 lutego 2012

Dziesięć dni

Tak, mea culpa że nie piszę od dłuższego czasu, jednak de facto nie ma nawet o czym sensownym i godnym tego bloga. Rower czeka na lepszą pogodę, bo o ile ostatnio zapowiadane chuchanie dało dziś 8,9ºC, ale od rana siąpiło takie drobne i mokre "coś", co skutecznie przekreśliło ewentualne pomysły na weekendowe już popołudnie. Koniec końców ustaliliśmy z Piernikiem, że nawet jeśli warunki są kiepskie na ognisko, to można zrobić rozeznanie co do miejscówki. Wypad udał się o tyle, o ile w planie było niewiele nad spalenie tego, co leżało w obrębie paleniska, a w czym pomogły niezawodne zbędne notatki z przedmiotów, których nazw lepiej nie wypowiadać na głos - niech lepiej zostaną na papierze i palą się jak najlepiej. Na upartego upiekłem też symboliczną kiełbaskę, a cały nasz pobyt trwał niewiele ponad jedną butelko-jednostkę czasu na głowę. Całe więc popołudnie miało wymiar czysto symboliczny.
Żeby jednak drogich czytelników nie utwierdzać w przekonaniu, że przez ostatnie 10 dni nie robiłem dosłownie nic, poza odpieranie ataku zimy traktując ją "z glana", załączę linki do miejsc, które co uważniejsi już odkryli, a myślę, że innym także mogą przypaść do gustu. Tematyka rozległa jak cała tundra i tajga na Syberii, zacznijmy więc:

Przede wszystkim facebook - kto go dziś nie posiada, ten żyje jakby mniej, a tak przynajmniej twierdzi grono entuzjastów, do którego bynajmniej nie należę ja sam. Czasem jednak warto zaprzeczać sobie, zatem "zZabrza" posiada tam swój profil - "lajkowanie" mile widziane."

"Anielska Kuźnia Serafina" to projekt, który dokumentuje moje poczynania w dziedzinie modelarstwa, zwłaszcza w skali właściwej, czyli H0. Póki co niewiele się tam dzieje, jednak im gorsza pogoda, tym więcej...

"Słowa Anioła zwanego Serafinem" to z kolei eksperymentalne opowiadanie o tematyce... właściwie jeszcze nie do końca wiadomo jakiej. Garść magii, śmierci, walk i zapachu palonej wioski to dopiero początek. Kolejne rozdziały pojawiają się sukcesywnie i w losowych odstępach czasu, wraz z natchnieniem autora, czyli mnie.

Photoblog to kolejne miejsce, w którym nikt by się mnie nie spodziewał - i słusznie. Dlatego właśnie jestem już i tam. Znów zjawisko losowości - za równo w kwestii samych wpisów, jak i zdjęć. Do tego nutka przypraw z własnego życia codziennego i wychodzi niezły bigos.

Dla miłośników mikroblogów, czy po prostu "ćwierkania" - docelowo miało to być rozwinięcie mojego bloga, ostatnimi czasy jednak wyindywidualizowało się to w zupełnie nowy kanał świadomości i komunikatywności.

Na koniec muzyczny akcent w tym zestawieniu, czyli dla odważnych, by zerknąć w moją pokręconą jak lot trzmiela playlistę. Można się porównać, znaleźć coś inspirującego, w ostateczności zaprosić do znajomych.

1 komentarz :

  1. Pamiętam, jak cieszyło mnie palenie niektórych zeszytów z liceum - coś jakby uwolnienie się od klątwy... :D

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)