Dziś, jak właściwie zwykle, nie miałem przy sobie aparatu nad ten w telefonie. Ale jak się nie ma, co się lubi, to... no właśnie. Poza tym za oknem nazbierało się aż cztery stopnie ponad zerem a szczęśliwy zbieg okoliczności pomógł, by dziś pojeździć za dnia, w słońcu. Mimo pewnych oporów jednak uzależnienie od Morfiny wygrało i pojechaliśmy zwiedzić nieco Zabrza.
Ta tabliczka chyba już zdradza gdzie się wybrałem - wycinka lasu pod kolejny odcinek Drogowej Trasy Średnicowej sprawiła, że to miejsce już niedługo straci swój urok i klimatyczną ciszę, którą bezprawnie zakłócać mogły dotychczas jedynie szczebioczące ptaki i jadące przez środek tej zielonej wyspy pociągi.
A jeśli o kolei, to trafiła się perełka, bo mój ulubiony (bo czarny) przewoźnik CLT Logistics, w dodatku sprzęgnięty w dwie lokomotywy ET182 i ET21 i całą masę pełnych węglarek. To chyba tak na pocieszenie, że wkrótce to miejsce zmieni się bezpowrotnie jeszcze bardziej.
Pojechałem dalej wzdłuż wycinki, jednak normalną ścieżką, która teraz była nieprzyjemnie rozjeżdżona przez cięższy sprzęt. Zajechałem na kraniec hałdy, która na moich oczach także się zmieniała nie do poznania - usypano ją jeszcze większą i usypywana jest jakby nowa odnoga. Tymczasem mnie w tym kultowym już, afterowym miejscu wspomniał się Daniel, który w tym wpisie zdradzał kulisy swojego mistrzostwa samowyzwalacza. Postanowiłem więc może mniej finezyjnie, aczkolwiek odrobić zadanie domowe - telefonem oczywiście.
Pojeździłem jeszcze chwilę po grzbiecie hałdy, jednak im dalej, tym więcej błota, powziąłem więc strategiczną zmianę kursu na Sośnicę. Po drodze jednak nie dawał mi spokoju jeden mankament - czy ukryta przed ciekawskimi w środku lasu dawna wieża ciśnień przetrwa budowę DTŚki?
Jak widać monumentalna wieża, której historii już ongiś nieco przybliżyłem, stoi nadal i nie wyściubia nawet swojego muru nad pobliskie drzewa. Wycięty pas drzew przebiega może niecałe 50 metrów dalej, jest więc chyba bezpieczna, a gdy tylko drzewa znów się zazielenią, będzie zupełnie niewidoczna nawet z dziesięciu metrów.
O tą odrobinę spokojniejszy, choć miliony innych myśli zakrzątały mi głowę, pojechałem już nieco żwawiej, bo słoneczko zaczęło czym prędzej skrywać się za koronami drzew. Czy jednak w moim stylu byłoby jechać w tak piękny dzień najkrótszą drogą?
Wycieczka może nie była bogata w kilometry ani szaleńcze prędkości, ekstremalne hopy czy inne atrakcje. Ot zwyczajnie, niemal spacerowym tempem przejechałem, przyglądałem się mojemu zmieniającemu się miastu. Na koniec nawet udało się jeszcze upolować mknący CARGO w dość kiepskim oświetleniu - czyżby telefon w obliczu niechybnej wymiany w najbliższej przyszłości postanowił udowodnić, że jednak potrafi zrobić względne zdjęcia? Albo ja doń tak już przywykłem...
Przyznam, że jak na telefon, to zdjęcia naprawdę przyzwoite jak na warunki oświetleniowe. Fajnie, że uwieczniłeś te miejsca jeszcze przed zmianami - będzie potem do czego wracać :)
OdpowiedzUsuńMistrz samowyzwalacza zalicza wykonaną pracę na ocenę 5,0. Dobry lewy kadr, niezamazane "dno" i co najważniejsze - wiadomo, kto jest na zdjęciu :)
OdpowiedzUsuń