Po ubiegłorocznym udanym podboju ziemi cieszyńskiej i odbywającego się tam Święta Herbaty, w tym roku postanowiliśmy większą grupą poznać nieco lepiej świat herbaciarzy i kulturę picia naparu u sympatycznych sąsiadów zza południowej granicy. Skoro świt pakujemy się w piątkę w samochód i mkniemy pod zamkowe wzgórze by zdążyć na pierwszy wykład prowadzony przez znanego youtubera i autora książki o herbacie - Rafała Przybyloka.
Na początek postanawiamy jednak z Agnieszką i Laurą zobaczyć szybko stoiska. Po chwili jednak reszta ekipy wzywa nas pod salę, bo tłum gęstnieje a wśród ludzi krąży plotka o bardzo ograniczonej liczbie miejsc. Chwilę później okazuje się jednak, że sala jest ogromna a miejsca starczyło dla wszystkich. Wykład jest idealnym wstępem dla wszystkich, którzy na herbacie znają się mniej. Dla bardziej ogarniętych jest to zaś okazja do usystematyzowania sobie wszystkich wiadomości. Poza tym nikt tak fantastycznie i zapałem nie opowiada o herbacie i związanych z nią legendach, jak właśnie zabrzański herbaciarz Rafał.
Kolejną prelekcją, jaka nas zainteresowała, było Cejlońskie Coldbrew prowadzone przez Joannę Bożek. To także znana w herbacianym towarzystwie postać, która zna się na parzeniu i ma, rzekłbym, swój styl. Asia przywiozła nam z Cejlonu dwie herbaty: zieloną i białą. Pierwszy napar czekał już na nas przygotowany odpowiednio wcześniej, zaś przygotowania białej trwały na naszych oczach.
Ciekawostką jest, że napar (choć w przypadku parzenia na zimno trudno mówić o naparze) miał naprawdę białą barwę, podczas gdy nazwa tej herbaty wzięła się raczej od koloru najdelikatniejszych, młodych pąków, z których ta herbata powstaje. Smak również był bardzo ciekawy i trudny do opisania dla wciąż mało doświadczonego herbaciarza, takiego, jak ja. Zresztą, po co nam opis, gdy możemy sami poeksperymentować? Bo w upalne dni polecam zalewanie suszu zielonej, czy białej herbaty, wodą z lodem, lub samym lodem. Taka herbata raczej nie będzie za mocna i na pewno nie grozi jej to, co przy spotkaniu z wrzątkiem. A efekt bywa zaskakujący.
Po warsztatach postanowiliśmy przejść się jeszcze raz wśród stoisk. Panowała tam naprawdę niesamowita atmosfera - wszyscy zapraszali do oglądania swojej ceramiki i kosztowania herbat. Wśród pokazów nasza uwagę przykuło jedno stoisko, na którym sympatyczny pan zapraszał w kilku językach do samodzielnego parzenia zaprezentowanych przez niego herbat. Pochodziły one najprawdopodobniej z ekologicznych upraw i zostały przywiezione w zwyczajnych, wielkich workach. Ten bardzo swojski klimat zachęcił nas do skosztowania oolonga, który okazał się fenomenalny. Razem z Laurą zrzuciliśmy się po połowie na zakup suszu, by później jeszcze w domowych warunkach móc delektować się nie spotkanym dotychczas smakiem niebieskiej herbaty.
Na koniec odwiedziliśmy jeszcze jeden pokaz, na którym usłyszeliśmy opowieść o plantacjach herbaty. Opowieść mało składna, ale ubogacona barwnymi zdjęciami i filmikami choć odrobinę oddawała kolonialny klimat, jaki zachował się w miejscu upraw herbat, a który zwłaszcza Indie zawdzięczają Brytyjskim najeźdźcom.
Po tej sporej dawce wiedzy połączonej z cudownymi zdjęciami i zapachami herbaty postanowiliśmy z Żoną odwiedzić resztę zamkowego wzgórza z wdrapaniem się po 120 stopniach na Wieżę Piastowską na czele. Została ona wybudowana w pierwszej połowie XIV wieku, stanowiła część zamku górnego i jako jedna z czterech wież była istotnym elementem systemu obronnego cieszyńskiego zamku w czasach Piastów. Do dziś przetrwała właśnie tylko ta jedna wieża, z której rozpościera się widok na całą okolicę, którą z każdej strony okalają góry i wzniesienia.
Ostatnim przystankiem na trasie naszego dzisiejszego, cieszyńskiego zwiedzania była Čajovna - Dobrá čajovna Čajka. Ta herbaciarnia ukryta w podpiwniczeniu kamienicy posiada spory ogród w stylu japońskim i tam właśnie miejsce zarezerwowała nam Laura. Wokół centralnie ulokowanego kręgu rozlokowane są stoliki i podesty. Wszystko jest osłonięte zielenią, dzięki czemu mimo pełnego obłożenia lokalu można było poczuć tu całkiem przyjemną i intymną atmosferę picia herbaty z najbliższymi znajomymi.
Słońce sprzyjało robieniu zdjęć, różnorakie herbaty zamówione przez nas pozwoliły na zakosztowanie smaków z różnych stron herbacianego świata: od Maroko po Japonię. Zresztą gdyby ktoś z was się wybierał do herbaciarni i był łasy na skosztowanie jak największej liczby smaków, polecam wybrać się w większym gronie - każdy zamawia inną herbatę i tym sposobem można smakować różnych odmian naparu z tej niesamowitej rośliny.
Przygodę kończymy na czeskim dworcu. Ot taki spontaniczny pomysł, który dopełnił moją ciekawość o to, jak wygląda czeska kolej. Spaceruję po peronie i zachwycam się jak dziecko nadjeżdżającymi pociągami, które mimo niewielkiej odległości są bardzo różne od naszych. Tak dobiega końca kolejna wyprawa udowadniająca, że po małżeństwie nie tylko można podróżować, ale także można dzieląc pasje podróżować w całkiem sporym gronie znajomych.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)