Czasem jest tak, że pisać się nie chce, lub zwyczajnie nie ma co, a tu proszę, kolejny post. Przejechane kilometry i piękny zachód słońca z pewnością warte są opisania.
Tak więc od początku: gdy tylko żołądek przywitał się z zawartością obiadowego talerza, odziałem się nieco lżej niż wczoraj i wsiadłem na rower, by tym razem popedałować nieco dłużej niż tylko do centrum. Na celownik obrałem sobie kilka znanych punktów, które zwyczajnie lubię odwiedzać jadąc gdziekolwiek.
I tak pierwsza była Gliwicka Radiostacja, pod którą tym razem nie zatrzymałem się właściwie ani na chwilę. Kręciłem dalej w stronę Gliwic, gdzie wpadł mi do głowy pomysł przejechania przynajmniej po części trasą GMK, co poniekąd miało mi wynagrodzić nieobecność na ostatniej za sprawą wyrwanego zęba. Niestety jazda "w kupie" to zupełnie inna kategoria, niż samotne pchanie się przez centrum, w godzinach szczytu, zatłoczonymi ulicami.
Ostatecznie wylądowałem na pl. Krakowskim, który był już odskocznią do powrotu w stronę domu. Jednak byłoby zbyt banalnie znów przejechać tą samą, prostą i szybką trasą. W Maciejowie odbiłem w lewo i po przejeździe kilku kilometrów wbiłem w park, którego drugi koniec oczywiście znajduje się w centrum Zabrza. Stamtąd już nie chciało mi się zbytnio wymyślać i koła zawiodły mnie os. Kopernika na trasę sławetnej "rundy honorowej", która zwieńczyła tradycyjnie cały przejazd.
Kilometrów ostatecznie nie za wiele, ale i pogoda nie rozpieszczała. Wiatr się wzmagał, a słońca ubywało, więc kontynuacja jazdy nie byłaby przyjemnością, więc mijałaby się z celem...
Niestety znów wróciłem bez zdjęć, ale na pocieszenie zostawiam pozdrowienia ;)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)