wtorek, 23 listopada 2010

Koniec i początek

Poniekąd sprowokowany pewnym esemesem zacząłem się nad tym bardziej zastanawiać. Idą kolejne Święta Bożego Narodzenia i dobrze by było, żeby nie były to kolejne po prostu wolne dni od pracy, szkoły, a pełne domowych obowiązków.
Ostatnio moja kuchnia przeszła mały face-lifting, co chyba będzie dobrym punktem wyjścia do zadumy. Rok kościelny nie bez powodu kończy się w najbliższą sobotę. Pierwsza Niedziela Adwentu to początek nowego roku kościelnego, a co za tym idzie coś zaczynamy od nowa. Tylko czy właściwie potrafimy zlokalizować to coś, tą myśl, zamysł, który nie bez powodu kiedyś się zrodził i jest kontynuowany od wieków jako piękna tradycja? No właśnie... Wydawało by się, banalnie można stwierdzić, że nowy rok, bo Chrystus przychodzi na świat. Owszem, ale dlaczego więc ów nowy rok nie zacznie się 25 grudnia, tylko cztery tygodnie wcześniej? 
Już próbuję odpowiedzieć: na wszystko należy się właściwie przygotować. Idąc na egzamin, rozmowę o pracę, czy przemówienie - zawsze musimy przynajmniej w głowie mieć na to jakiś zamysł, coś przygotować wcześniej. Nie inaczej jest w tych najważniejszych, duchowych sprawach. 
Zatrzymajmy się jednak przed Pierwszą Niedzielą Adwentu, która przed nami. Czym jest Adwent? Adwent, to radosny czas oczekiwania, jak naucza Kościół. Na co czekamy, to już chyba jasne, tylko po co to oczekiwanie? Czekanie jakoś niezbyt pozytywnie nam się kojarzy: czekamy w kolejce, na zielone światło, w korku, czy na autobus czy spóźniającą się dziewczynę, co zawsze powoduje nasz stres. W naszym coraz bardziej zabieganym świecie wciąż brak czasu, a każdorazowe zatrzymanie się nas denerwuje. A tu nagle ktoś domaga się byśmy czekali, w dodatku aż 4 tygodnie. 
Człowiek ma to do siebie, że gdy ma za dużo czasu, jak właśnie wtedy, gdy musi poczekać na coś, zaczyna myśleć. A myślenie niektórych boli. U niektórych nawet sumienie wtedy próbuje dojść do głosu i zaczyna się problem. Zsumujmy więc ten i dwa powyższe akapity, a otrzymamy Adwent i jego cel. 
Adwent to czas na zatrzymanie się, przemyślenie, podsumowanie minionego roku, swojego życia przez ostatni rok w kontekście całego życia Jezusa. A gdy już się wszystko ładnie podsumuje, trzeba też coś zrobić z tymi wszystkimi śmieciami, niedoskonałościami i słabościami, które znaleźliśmy w sobie. Ten porządek powinna zwieńczyć spowiedź, a nie tylko zamiatanie śmieci pod dywan i upychanie gratów w komórce, bo te przestrzenie z czasem mogą nie wytrzymać nawału gratów. Dopiero wtedy, gdy będziemy mieli czyste serca, czyste dusze, dopiero wtedy można się skupić na przyjściu naszego Zbawiciela na świat, bo nic innego nie będzie nam zakrzątać głowy.
Warto także kontynuować tradycję postanowienia adwentowego. Gdy podsumujemy sobie te nasze wszystkie małości i słabości, może warto spróbować walczyć z jedną z nich? Nie wszystkimi od razu i nie największą na pierwszy ogień. Zacznijmy od tego, co realne. A za rok może zobaczymy, że nam się udało i mocniejsi o jeden sukces zrobimy kolejny krok by być lepszym człowiekiem i samemu przez to lepiej się poczuć. 
Meritum niech więc brzmi tak: On, choć Bogiem był, uniżył się do ludzkiego poziomu i przeżył swoje życie w doskonały sposób, jakby chciał nam udowodnić, że przecież "tak się da". Niech więc to będzie czas nie tylko Jego, ale i naszego ponownego narodzenia i próby przeżycia wszystkiego jak najlepiej potrafimy.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)